Rozdział 27

128 9 0
                                    

Dotarłam do komnaty Lokiego znacznie później. Jednak zobaczenie cienia wątpliwości na zawsze dumnej twarzy Lilian było warte dodatkowych kilku minut.
- Przepraszam, że musiałeś tak długo czekać, ale...
Loki pocałował mnie nie dając mi dokończyć. Rozkoszowałam się tym pełnym czułości pocałunkiem. Skoro to był nasz ostatni wspólny wieczór, nie chciałam spędzić go rozpaczając w swojej komnacie. Popchnęłam Lokiego w stronę łóżka.
- Co robisz? - Zapytał, widząc mój figlarny uśmiech. Usiadłam okrakiem na jego kolanach i ponownie złączyłam nasze usta pocałunkiem. Pragnęłam go i nie zamierzałam zmarnować tego czasu, który nam został. Moje dłonie gorączkowo szukały sposobu na pozbawienie go tego stroju, niestety bez skutku. W końcu westchnęłam poirytowana.
- Poddaje się, prędzej wzejdzie słońce, nim znajdę sposób, żeby to z ciebie zdjąć.
- Pokażę ci niezawodny sposób w takich sytuacjach.
Przekrzywiłam głowę zaciekawiona co takiego zamierza zrobić. Loki przestał na chwilę gładzić palcami moje uda i złapał za materiał sukienki tuż przy dekolcie, żeby chwilę później bez trudu go rozerwać.
- Loki! - Zawołałam oburzona co tylko dodatkowo go rozbawiło.
- Jeszcze nie skończyłem. - Szarpnął kolejny raz całkowicie niszcząc sukienkę. Zrzuciłam z siebie materiał, który i tak do niczego się już nie nadawał zostając jedynie w czarnej, koronkowej bieliźnie.
- Widzisz? Proste!
- To teraz to samo zrób na sobie. - Powiedziałam, krzyżując ręce na piersi.
- Nie ma takiej potrzeby.
Wystarczyło kilka sekund i część stroju z którą tak się męczyłam zniknęła. Za każdym razem patrzyłam na to z ciekawością w oczach. Nie mogłam pojąć jak to możliwe, że coś tak poprostu znika. Loki położył się na łóżku ciągnąc mnie za sobą. Jego dłonie na moich plecach wywoływały przyjemne dreszcze. Znieruchomiałam kiedy przesunął palcami wzdłuż blizny. Szybko jednak odepchnęłam od siebie nieprzyjemne myśli. Pocałowałam Lokiego, a chwilę później przeniosłam pieszczotę na jego klatkę piersiową i brzuch. Złapałam zębami zapięcie spodni i pociągnęłam, rozpinając je. Loki  mruknął coś zadowolony i przez chwilę obserwował moje poczynania. Słysząc jak jego oddech przyspiesza, powoli wróciłam do jego ust. Korzystałam z tego, że pozwolił mi kontrolować sytuację. Nie trwało to jednak długo, Loki zsunął ramiączka stanika z moich ramion, a jego dłonie przesunęły się na moje piersi. W mgnieniu oka znalazłam się na materacu, zasypywana pocałunkami. Ta noc była w pewnym sensie wyjątkowa, jeszcze nigdy nie zaznałam z jego strony tyle czułości. Miałam wrażenie, że ostatnie wydarzenia coś zmieniły. Przez chwilę rozmyślałam odpoczywając w ramionach Lokiego. Spojrzałam na niego, miał przymknięte oczy i bawił się kosmykiem moich włosów. Rzadko widywałam go tak zrelaksowanego. Sięgnęłam po książkę leżącą na szafce nocnej i zaczęłam przyglądać się okładce. Światło w komnacie było przygaszone, jednak wystarczało. Szukałam jakichkolwiek podobieństw do liter, które znałam.
- Jak się to czyta? - Zapytałam, wskazując na tytuł. Sądziłam, że pomoże mi to zgadnąć o czym jest książka. Jednak, to co usłyszałam nie przypominało żadnego znanego mi języka. Spróbowałam powtórzyć za Lokim to co powiedział na co on wybuchnął śmiechem.
- Starałam się. - Powiedziałam również powstrzymując śmiech.
- Wiem. - Przyciągnął mnie do siebie i pocałował w czubek głowy.
- Poczytaj mi. - Poprosiłam, wręczając mu książkę. - Sama nie mogę, niczego nie zrozumiem. - Wyjaśniłam widząc jego zaskoczoną minę.
- Wiesz, że w bibliotece znajduje się cały dział z książkami z Midgardu?
- Teraz już wiem. - Wymamrotałam, przypominając sobie ile razy żałowałam, że nie rozumiem tutejszego języka. - Jest już za późno na wizytę w bibliotece, więc nie masz wyboru. - Ułożyłam się wygodniej, przytulając do Lokiego. Nawet jeżeli temat wojny z Mrocznymi Elfami nie był dla mnie szczególnie interesujący, to słuchałam z przyjemnością.

****

Loki obudził mnie chwilę przed świtem, gładząc mnie po policzku. Przez niemal całą noc miałam nadzieję, że jakimś cudem czas się zatrzyma i ten moment nigdy nie nastąpi. Starałam się powstrzymać łzy, które napłynęły mi do oczu. Pomimo, że spałam zaledwie jakieś dwie godziny nie czułam zmęczenia.
- Nie chcę odchodzić. - Głos mi się łamał, kiedy patrzyłam w te piękne szmaragdowe oczy.
- Wiem, ale musisz być silna, jeszcze ten jeden raz. Pamiętaj, wrócę po ciebie.
Przytaknęłam, ale uciekłam wzrokiem w bok. Nie chciałam robić sobie fałszywej nadziei, Lilian nigdy nie pozwoli na mój powrót.
- Amy... - Loki zmusił mnie, żebym na niego spojrzała. - Musisz mi zaufać, tak?
Skinęłam głową nie potrafiąc wydobyć z siebie głosu. Loki był tak spokojny, że odniosłam wrażenie jakby był pewien tego co mówi, a ja chociaż bardzo chciałam nie potrafiłam w to wierzyć. Pocałowałam go, a łzy które powstrzymywałam spłynęły po moich policzkach. Oderwaliśmy się od siebie dopiero, kiedy służba przyniosła śniadanie. Pomimo nalegań Lokiego nie potrafiłam niczego przełknąć, miałam wrażenie, że moje wnętrzności zmieniły się w ciasny supeł. W końcu zrezygnowałam z posiłku i poszłam się przebrać. Założyłam strój, który miałam na sobie ostatniego dnia na Ziemi. Asgardzkie suknie za bardzo rzucałyby się w oczy.
Dotarliśmy do strażnika mostu, kiedy słońce już niemal wzeszło. Nie miałam pojęcia jak wyglądać będzie podróż, ani ile potrwa. Ostatnim razem byłam nieprzytomna. Ucieszyłam się więc, kiedy okazało się, że nie będę podróżować sama. Loki postanowił wysłać ze mną sześciu żołnierzy, którzy mieli zapewnić mi bezpieczeństwo. Strażnik zaczął otwierać Bifrost, używał do tego ogromnego miecza. Nie byłam jednak w nastroju, żeby przyglądać się szczegółom.
- Amy... Nie byłem pewien czy powinienem ci to dać, ale... - Wypuściłam Lokiego z objęć i cofnęłam się o krok. Spojrzałam na niego pytająco i wtedy dostrzegłam pierścień z pięknym szmaragdem w jego ręce. - Kocham cię i niech ten klejnot ci o mnie przypomina. - Mówiąc to wsunął pierścień na mój palec. Stałam tam i nie mogłam uwierzyć w to co właśnie usłyszałam.  Tak długo czekałam na to wyznanie. Miałam wrażenie, że moje serce jest rozrywane na pół. Musiałam odejść w momencie, kiedy Loki odważył się w końcu wyznać co czuje.
- Ja też cię kocham. - Odpowiedziałam drżącym głosem. Takie wyznanie wcale nie sprawiło, że pożegnanie stało się łatwiejsze.
- Wybacz panie, ale Bifrost nie może dłużej czekać.
Loki przytaknął strażnikowi i ostatni raz mnie pocałował.
- Musisz już iść. - Powiedział, kiedy przerwał pocałunek. Odwróciłam się cały czas trzymając jego dłoń. Czułam, że zaraz znów się rozpłaczę. Widziałam jak żołnierze poruszyli się niespokojnie. Nie było więcej czasu na pożegnanie.
- Żegnaj najdroższa. Pamiętaj co ci obiecałem.
- Nie zapomnę. - Bardzo niechętnie puściłam Lokiego i poszłam za żołnierzami.

****

Znów byłam na Ziemi, od razu rozpoznałam miejsce w którym się znalazłam. To polana niedaleko mojego domu. Cieszyłam się, że mogę uniknąć ciekawskich spojrzeń przechodniów. Eskortujący mnie żołnierze z pewnością przyciągaliby uwagę. Ostatni raz spojrzałam w niebo licząc, że most znów się otworzy i wrócę do Asgardu. Ruszyłam w stronę domu chcąc skupić się na czymkolwiek byle tylko nie myśleć o Lokim. Jego ostatnie słowa do mnie, sprawiały mi teraz tylko dodatkowy ból. Tak długo czekałam, aż powie te dwa proste słowa, a gdy już się doczekałam musiałam go zostawić. Starałam się iść jak najszybciej, mój strój nie był odpowiedni do niskich temperatur jakie obecnie panowały. Westchnęłam widząc ponownie miejsce w którym się wychowałam. Dom wydawał się nieco bardziej zniszczony niż go zapamiętałam, ale nic w tym dziwnego, wciąż trwała wojna. Nie potrafiłam cieszyć się z powrotu tutaj, ból i tęsknota były zbyt silne. Drzwi otworzyły się zanim zdążyłam nacisnąć na klamkę. Corey, która musiała z daleka wyczuć mój zapach rzuciła mi się na szyję. Odwzajemniłam uścisk, szukając ukojenia dla tego co czułam. Jej ciało trzęsło się z emocji, których nie potrafiła opanować.
- Nie mogę uwierzyć, że to naprawdę ty. - Po chwili cofnęła się, wpuszczając mnie do środka i zamknęła za nami drzwi.
- Ja też się cieszę, że cię widzę. - Uśmiechnęłam się słabo. Corey poprowadziła mnie w stronę kanapy.
- Byliśmy pewni, że nie żyjesz. Gdzie byłaś? Co się z tobą działo? I o co chodzi z tymi żołnierzami?
- Nie przejmuj się nimi. Loki chciał mieć pewność, że będę bezpieczna.
- Loki? Ten... - Uciszyłam ją przykładając jej dłoń do ust. Nie wiedziałam co chce powiedzieć, ale raczej nie było to nic dobrego. Spojrzałam znacząco w kierunku drzwi, nie wiedziałam czy żołnierze mogą ją usłyszeć, ale nie chciałam żeby miała problemy.
- Zdaje się, że masz nam wiele do opowiedzenia. - Leo schodził właśnie ze schodów. - Wszyscy mówili o dziewczynie, która pomagała temu psychopacie. - Kiedy do nas dołączył postanowiłam opowiedzieć im wszystko od początku.
- Ja nie wiedziałam co on planuje. Mówił mi tylko tyle ile uznał, że powinnam wiedzieć. Próbowałam z nim walczyć, ale kiedy po waszym aresztowaniu odmówiłam współpracy, pokazał mi jak Tarcza torturuje Corey. Nie mogłam tego znieść, chciałam was ratować.
Przerwałam a moi przyjaciele spojrzeli po sobie.
- Amy, nikt nigdy nas nie torturował. - Spojrzałam zaskoczona na przyjaciółkę.
- Jak to? Przecież sama widziałam. Słyszałam jak krzyczysz, to było takie prawdziwe. - Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Co w takim razie widziałam? Czy to wszystko mogło być tylko iluzją?
- Po aresztowaniu byliśmy przesłuchiwani naprawdę wiele razy. Nigdy nie było jednak mowy o żadnych torturach. - Leo potwierdził wcześniejsze słowa Corey. - Cokolwiek widziałaś nie było prawdziwe.
Przeczesałam palcami włosy, zostałam oszukana. Nie miało to jednak w tej chwili większego znaczenia. Nie mogłam cofnąć już czasu, zrobiłam wtedy to co uznałam za słuszne. Kontynuowałam więc opowieść.
- Niewiele pamiętam z samego ataku, dostałam czymś w głowę i straciłam przytomność. Obudziłam się dopiero w Asgardzie.
-Czy on cię skrzywdził? Bo nie daruję draniowi jeżeli .. - Oczy Leo zabłysnęły czerwonym kolorem.
-Nie, nie... On by nigdy mnie nie skrzywdził. - Nie wiedziałam jak mam powiedzieć im prawdę. Obawiałam się ich reakcji, że nie zaakceptują moich uczuć. Wiedziałam, że Loki nie jest lubiany na Ziemi.
-

Co ty masz na palcu? - Corey podniosła moją dłoń i uważnie przyjrzała się pierścieniowi. Po jej minie wiedziałam, że wszystkiego się już domyśla. - Byliście blisko, prawda? - Wbiłam wzrok w podłogę, słysząc to pytanie. Wiedziałam, że nie zaakceptują mojego wyboru. Skinęłam tylko głową, czując że nie dam rady o tym mówić. Corey natychmiast mnie objęła, próbując dodać mi otuchy.
- Oby nie za blisko. - Prychnął Leo. Czułam jego wściekłość, był w tej chwili niczym tykająca bomba. - Nie wierzę, że tak cię zmanipulował. Gdybym tylko dorwał go w swoje ręce...
- Przestań! Nie widzisz, że ona cierpi?
Corey postanowiła przerwać ten wywód. Na chwilę zapadła cisza, a później usłyszałam trzaśnięcie drzwi wyjściowych. Wiedziałam, że dla Leo, który mnie wychował taka informacja jest wyjątkowo trudna. Zawsze widział we mnie tylko małą dziewczynkę, którą przygarnął i chciał chronić przed całym złem.
- No już, wszystko się ułoży, zobaczysz. - Corey wytarła kilka łez z moich policzków i uśmiechnęła się pokrzepiająco. - Wiele nam nie zostało, ale myślę że kubek gorącej czekolady poprawi ci humor.
- Dziękuję. - Powiedziałam, patrząc jak zmierza w kierunku kuchni. Wiedziałam, że kiedyś będziemy musiały wrócić do tej rozmowy, ale teraz cieszyłam się, że Corey postanowiła to przerwać. Nie oceniała mojej decyzji, zwyczajnie cieszyła się, że żyje. Cokolwiek myślała zachowała to dla siebie.

Naznaczona Przez Boga KłamstwOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz