Rozdział 24

130 9 0
                                    

Loki od kilku godzin czekał na jakieś informacje o stanie zdrowia Amy. Uzdrowiciele nie wychodzili z sali do której zabrali dziewczynę. Wiedział, że ma niemal najlepszą opiekę w dziewięciu światach. Jedynie medycy w Alfhaim mieli większą wiedzę w tym zakresie. Od razu wysłał tam posłańca, jeżeli ich pomoc okaże się niezbędna, nie chciał ryzykować, że przybędą za późno. Nie mógł pojąć dlaczego Amy to zrobiła. Musiała być świadoma tego, że może zginąć. Pomimo ostatnich kłótni i tego, że wtrącił ją do lochu, bez wahania poświęciła się by go chronić. Wyszedł ze swojej komnaty, mając nadzieję w końcu się czegoś dowiedzieć. Kiedy dotarł pod salę, jeden z uzdrowicieli właśnie wychodził.
- Jak ona się czuje? - Zaczepił starszego mężczyznę. Ten jednak pokręcił tylko smutno głową.
- Przykro mi, panie. Dziewczyna umiera. Straciła mnóstwo krwi, potrzebna byłaby transfuzja, żeby zwiększyć jej szanse.
- Oddam jej moją. - Zaproponował, ale po minie uzdrowiciela wiedział, że to nie będzie takie proste.
- Obawiam się, że to niemożliwe. Jej krew mocno różni się od twojej. Ona potrzebuje krwi innego śmiertelnika. Najlepiej kogoś z rodziny.
Loki zdawał sobie sprawę, że uzdrowiciel żąda niemal niemożliwego. Amy od lat nie miała kontaktu ze swoją biologiczną rodziną. Nie było szans na znalezienie kogoś zanim będzie za późno.
- Ile czasu jej zostało?
- Trudno powiedzieć. Nie więcej niż kilka godzin.
Wyglądało na to, że medyk nie miał ani jednej dobrej informacji. Kilka godzin to bardzo mało czasu, a sytuacja w Midgardzie była zbyt napięta, żeby szukać tam pomocy. Jedyny śmiertelnik, który mógł teraz pomóc znajdował się w lochach. Loki natychmiast skierował się w stronę więzienia. Nigdy nie przypuszczał, że będzie zmuszony prosić jednego z Avengers o pomoc. Chociaż nie można tego nazwać prośbą, skoro nie zamierzał dać mu wyboru. Stanął przed celą i przez chwilę obserwował mężczyznę siedzącego na podłodze. Kiedy otworzył celę Hawkeye szybko podniósł się z podłogi i próbował wycofać, zapominając że stoi przy ścianie. Przez opatrunek na jego ręce wciąż przeciekała krew.
- Przyszedłeś mnie torturować? - Zapytał, a w jego głosie dało się słyszeć skrywany strach.
- Chciałbym, ale nie mam na to czasu. Chodź za mną. - Odwrócił się i wyszedł. Barton czekał przez chwilę w miejscu, sądząc że to pułapka. Jednak po chwili niepewnie poszedł za Lokim.
- Dokąd idziemy? - Hawkeye nie mógł zrozumieć co się dzieje. Dlaczego Loki sam po niego przyszedł a nie przysłał strażników? - Co chcesz ze mną zrobić?
- Jeszcze jedno pytanie i utnę ci język.- Zagroził, nie zamierzając się z niczego tłumaczyć komuś kto był tylko więźniem. Otworzył drzwi do sali i od razu poczuł silny zapach środków medycznych. Zauważył, że Barton zatrzymał się przed drzwiami.
- Czekasz na zaproszenie?
Nie zwlekając dłużej, żeby nie prowokować Lokiego, Hawkeye wszedł do środka. Jego wzrok od razu przyciągnęła, nieprzytomna dziewczyna leżąca na łóżku.
- Ona żyje? - W jego głosie słychać było ulgę. Dręczyły go wyrzuty sumienia, że skrzywdził niewinną osobę. Nawet jeżeli pomagała Lokiemu, podejrzewał, że nie robi tego z własnej woli.
- Dzięki tobie zostało jej zaledwie kilka godzin, chyba, że otrzyma transfuzję krwi.
W tym momencie Hawkeye zrozumiał czego Loki od niego oczekuje. Miał oddać jej krew i uratować życie.
- Pomogę jej, ale nie za darmo. - Miał nadzieję, że uda mu się zdziałać coś co pomoże w odzyskaniu ziemi.
- Myślisz, że możesz dyktować mi warunki?
Barton zdał sobie sprawę, że odzywając się popełnił ogromny błąd, poczuł jak jego kolana same się uginają. Próbował z tym walczyć, jednak na nic się to nie zdało.
- Wybacz panie, ale jeżeli zabieg ma się udać to żadne tortury nie są teraz wskazane. - Wtrącił się jeden z medyków. Nie chciał czekać na rozwój wydarzeń. - Musimy wykonać jeszcze kilka badań.
- Nie zatrzymuje was.
Uzdrowiciel skłonił się i podszedł do drzwi.
- Proszę za mną. - Powiedział w stronę Hawkeyea.
Kiedy wyszli Loki usiadł na krześle przy łóżku Amy. Złapał dłoń dziewczyny i przyciągnął do ust, całując delikatnie. Pragnął żeby otworzyła oczy, chociaż wiedział, że to niemożliwe.
- Nie pozwolę ci umrzeć. - Wyszeptał, gładząc kciukiem wierzch jej dłoni. - Kocham cię. - Żałował w tym momencie, że nie powiedział tego wcześniej. Zdobył się na to dopiero teraz, kiedy nie mogła go usłyszeć. Dopiero gdy była blisko śmierci, uświadomił sobie jak bardzo jej potrzebował. Czekał przy Amy, aż medycy skończą badania.

Naznaczona Przez Boga KłamstwOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz