Rozdział 54

81 9 5
                                    

Koniec wojny okazał się jedynie początkiem nowych problemów. Loki trafił do celi, a ja zostałam uwięziona w swojej komnacie. O wiele bardziej wolałabym być teraz przy nim. W głowie miałam same czarne scenariusze co będzie dalej i jeden z nich zaczął się bardzo szybko ziszczać. Drzwi mojej komnaty otworzyły się nagle, a do środka wszedł Thor razem z kilkoma żołnierzami.
- Pójdziesz ze mną. - Oświadczył chłodno Thor, a strażnicy ustawili się dookoła mnie.
- Co się dzieje? - Zapytałam, czując jedynie dezorientację. Nie dostałam odpowiedzi, miałam jednak bardzo złe przeczucia. Po kilku minutach wyszliśmy z zamku i skierowaliśmy się w stronę obserwatorium Heimdalla. Czyżby zamierzali mnie odesłać? Tak poprostu, nie pozwalając nawet mi się pożegnać. Kiedy tylko dotarliśmy na miejsce dostrzegłam Lokiego. Wciąż był cały we krwi, ale nie potrafiłam stwierdzić czyja to krew. Instynktownie chciałam do niego podejść, jednak Thor mocno złapał mnie za ramię.
- Zapytam ostatni raz. Gdzie jest Hawkeye?- Gromowładny był naprawdę wściekły. Cały czas zaciskał dłoń na rękojeści mjolnira.
- Umiera tuż pod waszym nosem. - Kpiący ton Lokiego świadczył, że nie zamierza nic powiedzieć. Jednocześnie widziałam jak krzywi się z bólu przy każdym oddechu.
- Nie! - Krzyknęłam, widząc jak zgiął się wpół po ciosie w brzuch zadanym przez Thora. Chciałam się wyrwać, ale żołnierze mocno trzymali mnie w miejscu.
- Heimdall, otwórz most. - Zarządził Thor. Obserwowałam strażnika, modląc się aby okazał się to tylko koszmarny sen.
- Nie poznaje cię, bracie. Wyślesz niewinną dziewczynę, żeby ludzie dokonali na niej samosądu.
Spojrzałam spanikowana na Lokiego. Jeżeli jego plan zakładał jeszcze bardziej zirytować Thora to zdecydowanie mu się udało.
- Jak sam wielokrotnie podkreślałeś, nie jesteś już moim bratem. - Odpowiedź Gromowładnego zaskoczyła wszystkich.
- Nie! Proszę... - Starałam się opierać, kiedy Thor ciągnął mnie w stronę Bifrostu. Nie miałam jednak najmniejszych szans.
- Czekaj! - Zamarłam, spoglądając na Lokiego, miałam nadzieję że coś do niego dotarło. - Daj mi się chociaż pożegnać. - Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam. Nawet w takim momencie nie potrafił schować dumy do kieszeni i uznać swojej porażki. Kiedy do mnie podszedł miałam ochotę przywalić mu w twarz. Nie miałam na to jednak czasu bo Loki wcisnął mi coś w dłonie.
- Pospiesz się. - Mruknął milimetry od moich ust. Zaledwie na ułamek sekundy zdołałam spojrzeć w dół na to co mi dał. Okazał się to klucz do kajdan. Miałam dosłownie kilkadziesiąt sekund, żeby dopasować klucz całkowicie na ślepo. Loki wcale nie ułatwiał mi zadania. Jego pocałunki najczęściej sprawiały, że całkowicie odpływałam myślami, a tym razem musiałam pozostać skupiona. Jak na złość trzęsły mi się ręce. Wszyscy nas obserwowali i gdyby ktoś się zorientował co próbowałam zrobić. W końcu usłyszałam ciche kliknięcie i kajdany były otwarte.
- Nie spieszyło ci się. - Powiedział, kiedy cofnęłam się żeby nabrać powietrza. Rozmasował nadgarstki i odrzucił kajdany na podłogę.
- Loki! - Dostrzegłam jeszcze tylko jak Thor chwyta za mjolnir i nagle wszystko zniknęło. Czułam tylko jak Loki mocno obejmuje mnie ramieniem, a po chwili wylądowaliśmy na podłodze jakiegoś pomieszczenia. Zamrugalam kilka razy próbując odnaleźć się w nowej sytuacji. Po kilku sekundach dotarło do mnie, że jesteśmy w więziennym korytarzu. Loki opierał się o ścianę za mną. Nigdy nie widziałam, żeby był tak blady.
- Hej. - Odgarnęłam mu włosy z twarzy, próbując nawiązać z nim kontakt. - Co się dzieje?
- Nic mi nie jest. - Podszedł do pustej celi naprzeciwko i dotknął palcami górnej części bariery. Na jej brzegach zaczęły pojawiać się runiczne symbole. Usłyszałam krzyki i ciężkie kroki na schodach.
- Cokolwiek robisz lepiej się pospiesz. - Powiedziałam, obserwując cienie pojawiające się na schodach. W razie konieczności byłam gotowa walczyć, chociaż zdawałam sobie sprawę, że niewiele zdziałam. Odwróciłam się, dostrzegając że bariera zniknęła, a cela okazała się nie być pusta. Chociaż nie byłam pewna czy człowiek znajdujący się w środku wciąż żyje. Wyglądał na skrajnie wycieńczonego i nawet nie zareagował na naszą obecność. Nie chciałam nawet myśleć jak wielu torturom został poddany. Odwróciłam wzrok nie mogąc na to patrzeć. Wiedziałam, że Loki potrafi być bardzo okrutny, ale to przerosło moje wyobrażenia. Oparłam się o ścianę czując mdłości, głos uwiązł mi w gardle i nie potrafiłam wydobyć z siebie słowa. Ten widok będzie mnie prześladował do końca życia.
- Loki! - Zobaczyłam Thora biegnącego w naszym kierunku, a za nim pozostałych Avengers. Wszyscy byli gotowi do ataku, dopóki nie zobaczyli jak Loki znika w głębi celi i wraca po kilku sekundach, ciągnąc za sobą znajdującego się tam mężczyznę.- Nie pogarszaj swojej sytuacji.
- To może być jeszcze gorzej?
- Loki, proszę. To nie ma sensu. - Obawiałam się co jeszcze może zrobić i miałam złudną nadzieję, że chociaż raz mnie posłucha.
- Dziewczyna ma rację. Przegrałeś, pora się z tym pogodzić. - Odezwał się Kapitan Ameryka robiąc kilka kroków do przodu. - Cokolwiek zrobisz, ona musi wrócić na Ziemię i odpowiedzieć za swoje czyny.
- Amy zostanie ze mną. Jego życie - Wskazał na półprzytomnego Hawkeyea. - Za jej wolność.
- Skończył się czas, kiedy mogłeś stawiać nam takie warunki. - Wtrącił się Iron Man. Loki nie zamierzał jednak odpuścić. Zauważyłam jak coś unosi Hawkeyea do góry. Równocześnie mężczyzna zaczął się krztusić i próbował odciągnąć coś od swojej szyi. Jakby niewidzialny sznur zaciskał się na jego gardle.
- Odmówcie i poślijcie przyjaciela do grobu.
Nie mogłam dłużej na to patrzeć. Na cierpienie tego mężczyzny. Na to jak Loki słabnie z każdym użyciem magi. Musiałam coś zrobić.
- Mam pomysł. - Powiedziałam stając naprzeciw Avengers. Musiałam spróbować chociaż to co przyszło mi do głowy wydawało się niesamowicie głupie. - Małżeństwo... - Wszyscy spojrzeli na mnie, nie rozumiejąc o co mi chodzi. - Thor, czy moje małżeństwo z Lokim mogłoby zagwarantować trwały pokój między Ziemią a Asgardem?
- Tak sądzę, ale...
- Daj spokój Thor! Przecież to oczywiste, że dziewczyna chce uniknąć odpowiedzialności! - Słysząc to rzuciłam Starkowi wściekłe spojrzenie.
- Doskonale wiem co zrobiłam i nie jestem z tego dumna. - Powiedziałam idąc w jego stronę. - Chce tylko uniknąć kolejnych ofiar, ale skoro to taki problem to zabierzcie mnie na Ziemię. - Wyciągnęłam ręce w jego stronę, gotowa poczuć na nich lodowate kajdany.
- Tylko jeden powinien dzisiaj zginąć. - Usłyszałam mechaniczny dźwięk i zostałam odepchnięta na bok. Chwilę później był tylko świst lecącego pocisku i huk wybuchu. Pocisk był na tyle silny, że zwalił wszystkich z nóg. Dookoła było pełno pyłu, a w uszach cały czas słyszałam okropny gwizd. Potrząsnęłam głową próbując otrząsnąć się z szoku. Dopiero po chwili zauważyłam, że jedna z kolumn została uszkodzona i zawaliła się.
- Loki! - Zawołałam. Leżał przygnieciony jakimś ciężkim kawałkiem kolumny. Chciałam się do niego przedostać, musiałam mieć pewność, że żyje.
- Nie podchodź tam! - Kapitan Ameryka złapał mnie za ramię, nie pozwalając iść dalej.
- Ale... - Jak mogli kazać mi się nie zbliżać. Mogłam pomóc, byłam wystarczająco silna.
- Bez dyskusji. Natasha, zabierz ją stąd!
Wyrwałam się i krzyczałam, ale mimo wszystko zostałam wyprowadzona siłą. Czułam złość na Iron Mana tak silną, że gdybym stanęła z nim twarzą w twarz rozszarpałabym go na strzępy. Wiedziałam, że chciał zabić Lokiego, ale tym co zrobił mógł nas wszystkich pogrzebać żywcem. Odwróciłam się za siebie i zauważyłam jak idzie za nami, bez najmniejszego zadrapania. Zadowolony z tego co przed chwilą zrobił. Natasha z trudem utrzymała mnie w miejscu.
- Ty! Jeżeli coś mu się stało, to znajdę cię i zabiję! - Wykrzyczałam, nie mogąc zrobić nic więcej.
- Jeżeli go zabiłem, to uczyniłem świat lepszym miejscem. Nawet kilka światów. - Odparł, twardo patrząc mi w oczy. Moje groźby nie zrobiły na nim wrażenia. Zresztą czemu by miały? W jego oczach byłam tylko głupią dziewczyną, która dała się zmanipulować.
- Tobie już dziękujemy. - Powiedziała Wdowa, odpychając Starka i ciaśniej otaczając mnie ramieniem.
- Powinnaś mi dziękować. - Dodał i to były o trzy słowa za dużo. Tak niewiele wystarczyło, aby przelać czarę goryczy. Dalsze wydarzenia pamiętam jak przez mgłę. Znajome uczucie mrowienia w opuszkach palców. Wilcze pazury zamiast paznokci i całkowicie nowe uczucie, kiedy poczułam spływającą po nich krew. Po raz pierwszy w życiu, żądza krwi wygrała u mnie z rozsądkiem. Po raz pierwszy atakowałam by zabić.

Naznaczona Przez Boga KłamstwOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz