Odwróciłam się i dostrzegłam tego samego młodego chłopaka, który wcześniej mnie wystraszył. Siedział skulony pod przeciwległą ścianą i mamrotał coś cicho do siebie.
- Hej. - Powiedziałam cicho, siadając pod drzwiami. Nie chciałam podchodzić bliżej, żeby bardziej go nie stresować. Potargana koszulka ledwie trzymała się na jego ramionach. Zamilkł i zauważyłam jak jego źrenice rozszerzają się zasłaniając błękitne tęczówki. Następnie skulił się jeszcze bardziej, jakby chciał wtopić się w ścianę za sobą. - Jestem Amy, a ty? - Spróbowałam podjąć kolejną próbę kontaktu. Chłopak nerwowo przeczesał brązowe, posklejane krwią włosy i znów utkwił we mnie przerażone spojrzenie.
- Nie wiem... Nie pamiętam... - Wydukał, jego głos drżał, jakby w każdej chwili mógł zacząć płakać.
- To nic. - Uśmiechnęłam się pokrzepiająco. - Jak długo tutaj jesteś?
- Nie wiem... Nie pamiętam...
Przygryzłam wargę, zastanawiając się co teraz. Chłopak zdawał się przerażony samą moją obecnością, pomimo że nie wyrządziłam mu żadnej krzywdy. Znów zaczął mamrotać coś pod nosem. Przez kilkadziesiąt minut siedziałam pogrążona we własnych myślach, aż zorientowałam się, że zapadła cisza. Mój towarzysz zasnął w dziwnej pozycji z głową opartą na kolanach. Zauważyłam, że cały się trzęsie, odruchowo zdjęłam z siebie bluzę i bardzo delikatnie, uważając żeby go nie obudzić położyłam na jego plecach. Miałam okazję lepiej mu się przyjrzeć. Na rękach miał pełno śladów po igłach, dookoła niektórych malowały się paskudne siniaki. Był nieco wychudzony, gdyby się wyprostował ubrania z pewnością by na nim wisiały. Kiedyś z pewnością był bardzo przystojny, byłam praktycznie pewna, że to jeden z tych chłopaków do którego wzdychały wszystkie dziewczyny w szkole. Teraz jego twarz była opuchnięta i sina, a wargi popękane w wielu miejscach. Kiedy wracałam już na swoje miejsce dostrzegłam, że chłopak nie ma butów, a jego stopy są zdarte do krwi. Jakby ktoś siłą próbował go gdzieś zaciągnąć, a on zapierał się nogami o betonową posadzkę. Musiał naprawdę wiele wycierpieć. Usiadłam, smutno wzdychając.
- Hannah... Hannah...
Zaczął przez sen powtarzać to imię, a jego głos przepełniony był bólem i tęsknotą. Po chwili zaczął krzyczeć i rzucać się po podłodze. Strącił bluzę, którą go okryłam. Wszystko trwało zaledwie kilka minut, aż obudził się rozglądając panicznie dookoła. Jego wzrok zatrzymał się na bluzie leżącej między nami.
- Pomyślałam, że ci zimno. Możesz ją zatrzymać jeżeli chcesz. - Wyjaśniłam i dostrzegłam jak kąciki jego warg drgnęły do góry. Sięgnął po leżące na podłodze ubranie i szczelnie się nim okrył, zarzucając kaptur na głowę.
- Dziękuję. - W jego głosie było tyle wdzięczności, jakby nigdy wcześniej nikt nie zrobił dla niego nic dobrego.
- Kim jest Hannah? - Odważyłam się zapytać, kiedy zdobyłam odrobinę jego zaufania.
- Hannah... - Powtórzył z nadzieją. - Moja mała siostrzyczka.
- Czy ona była tu razem z tobą? - Serce krwawiło mi na myśl, że Hydra mogła tak samo krzywdzić nawet małe dzieci.
- Nie, nie, nie. Hannah daleko... Ja zbieram na jedzenie... Ona za malutka... Za malutka...
- A gdzie są wasi rodzice?
- Wielka wojna... Nie żyją... Zabici... Źli żołnierze... Bardzo, bardzo źli... Hannah płakała... Oboje bardzo, bardzo głodni...
Jego opowieści nie można nazwać szczegółowymi, ale potrafiłam z tych kilku zdań ułożyć w głowie ich tragiczną historię. Nie rozumiałam dlaczego żołnierze atakowali bezbronnych cywili. Zastanawiałam się, czy Loki o tym wiedział, a jeżeli tak to dlaczego im na to pozwalał?
- Twoja siostra została w domu? - Czułam, że nie powinnam zadawać tych pytań. Sprawiały ból temu chłopakowi, a on zdawał się wycierpieć już wystarczająco dużo.
- Nie... Dom spalony... Zły żołnierz powiedział... Będziecie przykładem... Zabił rodziców... Spalił dom... Wszędzie krew... Tak dużo krwi...
Instynktownie podeszłam do niego przykucnęłam i położyłam dłoń na jego ramieniu. Zauważyłam łzy spływające po jego policzkach. Sama cudem powstrzymywałam się od płaczu. Na mojej ręce pojawiły się czarne kreski biegnące wzdłuż żył. Zdecydowałam się odebrać chociaż część jego fizycznego bólu.
- Amy taka dobra... Oni cię zniszczą... Tak jak mnie...
Uśmiechnęłam się, kręcąc głową i zdecydowałam usiąść tuż przy nim.
- Nie, to ja zniszczę ich i pomogę ci wrócić do siostry. - Zobaczyłam smutny uśmiech i cień nadziei w jego oczach.
- Michael... Jestem Michael...****
Loki nie był w Midgardzie od pokonania Avengers. Wiedział, że ludzie potrzebują czasu, żeby przyzwyczaić się do nowych reguł. Większa część szybko zaczęła to akceptować, a z pozostałymi żołnierze radzili sobie doskonale. Teraz jednak nie chciał ryzykować, że przez jakiś drobny błąd poszukiwania Amy się przedłużą. Zebrał niewielki oddział i postanowił osobiście wszystkiego dopilnować. Nigdy nie przypuszczał, że ktoś komu dziewczyna ufała narazi ją na niebezpieczeństwo. Od razu rozpoznał niewielką polanę w pobliżu jej domu. Nie sądził, że jeszcze kiedykolwiek tutaj wróci.
- Przeszukać dom. Znaleźć go. - Kierując się tym co powiedziała Amy, wiedział, że mężczyzna wyczuł ich zapach. Ruszył powoli za żołnierzami. Budynek pogrążony był w ciemności, a drzwi wejściowe ktoś zostawił uchylone. Ciemność im nie sprzyjała, kiedy tylko dwóch żołnierzy znalazło się w środku dało się wyczuć gwałtowny ruch powietrza i jeden został porwany w ciemność.
- Odejdźcie, nie macie tu czego szukać.
Loki zauważył błysk czerwonych oczu, na drugim końcu pomieszczenia. Chwilę później dało się słyszeć głuchy huk upadającego ciała.
- Powiedz mi, gdzie jest Amy. - Mówiąc to, odnalazł na ścianie włącznik światła. Jednak tak jak przeczuwał prąd został wcześniej wyłączony.
- Bezpieczna, z dala od ciebie.
Kolejny ruch powietrza i znów jeden z żołnierzy zniknął w mroku. Loki postanowił nieco wyrównać szanse, zanim straci cały oddział. Wyczarował niewielką kulę światła, która powoli uniosła się i zawisła pod sufitem. Nie była w stanie całkowicie rozproszyć panującej ciemności, ale wystarczyła, żeby wyraźnie widzieć sylwetkę przeciwnika. Leo trzymał żołnierza w żelaznym uścisku, pazury zaciskając na jego gardle.
- Amy traktowała cię jak ojca, a ty co? Oddałeś ją w ręce ludzi, którzy będą przeprowadzać na niej eksperymenty.
Loki starał się skupić uwagę Leo na sobie, żeby żołnierze mogli go otoczyć.
- Oni jej pomogą! Uwolnią spod twojego wpływu! - Zaczął się denerwować przez co stracił czujność. Po kilku rozmowach z Corey sam stracił pewność co do słuszności swoich czynów. Nie dopuszczał jednak do siebie myśli o własnym błędzie. - Wróciła całkowicie odmieniona! Całymi dniami wpatrywała się w ten przeklęty pierścień! Nocami szlochała w poduszkę, nie mogłem tego znieść!
- Może trzeba było jej pomóc. - Wysyczał Loki, mierząc Leo pogardliwym spojrzeniem. Żołnierze byli już gotowi opanować sytuację. To jednak nie był koniec. Wilkołak rozdarł pazurami gardło trzymanego mężczyzny. Sprawiając, że krew trysnęła we wszystkich kierunkach. Następnie rzucił jego ciałem w pozostałych. Nie zamierzał się poddać, z pół obrotu kopnął kolejnych dwóch żołnierzy, posyłając ich na najbliższą ścianę.
- Dosyć tego! - Loki nie chciał krzywdzić Leo ze względu na Amy. Uznał jednak, że dał mu wystarczająco dużo czasu na powiedzenie prawdy. Wiązki zielonej magii oplotły ręce i nogi mężczyzny, unieruchamiając go w powietrzu. - Amy powiedziała mi o was więcej niż sądzisz. - Mówiąc to, wyciągnął sztylet i buteleczkę z intensywnie fioletowym proszkiem. Leo od razu rozpoznał zapach tojadu i zaczął się szamotać, nie miał jednak szans uwolnić się z magicznych więzów.
- Zapytam ostatni raz. Gdzie ona jest?
Przyłożył sztylet do przedramienia wilkołaka i czekał, dając mu czas na odpowiedź, która nie nastąpiła. Leo jedynie wyrywał się, powarkując wściekle. Loki nacisnął na sztylet, tworząc głębokie nacięcie na jego ręce, do którego natychmiast wsypał truciznę. Wilkołak wydał z siebie zwierzęcy ryk wściekłości i bólu. Gdyby nie trzymające go więzy, zwijałby się na podłodze. Każde kolejne uderzenie serca pompowało truciznę przez jego ciało. Minuty mijały i Loki zaczynał sądzić, że wilkołak prędzej umrze niż cokolwiek powie. W tym jednak momencie Leo wskazał telefon leżący na stole. Jeden z żołnierzy podał mu urządzenie. Włączył wiadomość, której jedyną treścią były współrzędne jakiegoś miejsca.
- To tam ją zabrali?
Leo przytaknął i w tym momencie więzy puściły, sprawiając, że z hukiem wylądował na podłodze.
- Pomóż... mi... - Wilkołak walczył o każdy oddech, jego oczy przestały błyszczeć groźną czerwienią. Wróciły do swojej zwyczajnej barwy i powoli zachodziły mgłą.
- Dobić go i ruszamy. - Loki odwrócił się i ruszył do wyjścia. Wiedział, że Amy będzie miała mu za złe taką decyzję, ale nie zamierzał darować Leo tego co zrobił.
CZYTASZ
Naznaczona Przez Boga Kłamstw
FanfictionTo miało być zlecenie jak każde inne. Amy nie spodziewała się, że w kilka dni jej życie całkowicie się zmieni.