Rozdział 44

102 10 1
                                    

Powrót do Asgardu okazał się całkowicie inny niż sądziłam. Kiedy wyruszaliśmy do Alfhaim żegnał nas tylko strażnik Bifrostu, teraz powitał nas oddział żołnierzy. Wiele zmieniło się przez te kilka dni. Atmosfera w pałacu była niesamowicie napięta, miałam wrażenie, że przybyło też żołnierzy. Zdecydowanie wolałam za dnia przebywać na zewnątrz. Usiadłam w cieniu drzewa, obserwując z daleka trening łuczników. Przeczesywałam dłonią długą trawę, która przyjemnie łaskotała podczas każdego podmuchu wiatru. Słyszałam rozkazy wykrzykiwane przez Drauga i regularny świst strzał przecinających powietrze. Paradoksalnie przywołało to dobre wspomnienia, nabrałam nawet ochoty żeby poćwiczyć. Nie chciałam jednak przeszkadzać w treningu. Pozwoliłam promieniom słonecznym delikatnie pieścić moją twarz.
- Amy! Całe wieki cię nie widziałem! - Donośny głos mojego dawnego nauczyciela wyrwał mnie z błogiego stanu. Draug usiadł przy mnie na trawie i za jednym razem opróżnił całą manierkę z wodą.
- Witaj, nie chciałam wam przeszkadzać. - Spojrzałam na niego, osłaniając dłonią oczy przed zbyt jasnym światłem. Kapitan łuczników machnął tylko ręką, ciężko wzdychając.
- Nie skończyliśmy jednej wojny, a już każą szykować się do następnej. Masz  ogromne szczęście, że cię tu nie będzie, kiedy to wszystko się zacznie.
- Co masz na myśli? - Nie rozumiałam dlaczego miałoby mnie tu nie być. Niby dokąd miałam iść? Draug uniósł brwi w zaskoczeniu.
- W starej twierdzy w górach. Od kilku dni ewakuujemy tam mieszkańców. - Mówiąc to musiał uświadomić sobie, że powiedział zbyt wiele, albo zbyt wcześnie. - Ty o niczym nie wiedziałaś?
- Nic a nic. - Pokręciłam przecząco głową patrząc jak chowa twarz w dłoniach.
- Stracę kiedyś za to głowę. Chociaż może to i dla mnie lepiej. - Zaśmiał się gorzko, wycierając pot z czoła. Mnie było tego dnia gorąco w zwiewnej sukni, nie wyobrażałam sobie nawet co przeżywają żołnierze w pełnych zbrojach.
- Nie mów tak. Gdzie ja znajdę drugiego takiego nauczyciela? - Położyłam rękę na jego ramieniu. Jeżeli morale wszystkich żołnierzy były tak niskie to sytuacja była naprawdę fatalna. Czułam jedynie bezradność. Nie mogłam pomóc, chociaż pragnęłam tego w tamtym momencie najbardziej na świecie.
- Muszę wracać do ćwiczeń. - Draug podniósł się, posyłając mi słaby uśmiech i odszedł. Było mi go szkoda, pamiętałam jak jeszcze niedawno tryskał humorem. Miałam wrażenie, że przez to wszystko całkiem stracił już nadzieję. Postanowiłam wrócić do pałacu, chciałam porozmawiać z Lokim o moim wyjeździe. Zajęło mi trochę czasu zanim go znalazłam. Rzadko zaglądałam do sal służących do narad. Duszne pomieszczenia pełne map nie zachęcały do ich odwiedzania.
- Możemy porozmawiać? - Zapytałam, wślizgując się przez uchylone drzwi. Jeden z żołnierzy, prawdopodobnie jakiś generał zmierzył mnie lodowatym spojrzeniem. Przez paskudną bliznę widniejącą na jego twarzy wyglądał jeszcze bardziej przerażająco.
- Zostawcie nas. - Zarządził Loki, a wszyscy wyszli bez słowa.
- Oślepniecie tutaj. - Powiedziałam, odsłaniając ciężkie, ciemne zasłony i wpuszczając światło słoneczne. - Albo się udusicie. - Uchyliłam okno, chociaż miałam ochotę otworzyć je na oścież.
- Przyszłaś tutaj dbać o moje zdrowie? - Zapytał z uśmiechem, kiedy usiadłam na brzegu stołu. Przesunął palcami po mojej nodze, zatrzymując dłoń na kolanie.
- Możliwe, jak twoja ręka? - Nie chciałam od razu przechodzić do sedna. Chciałam, żeby sam mi powiedział o wyjeździe.
- Całkowicie sprawna. Mogę udowodnić. - Złapał mnie za biodra i przyciągnął, sadzając sobie na kolanach. Poczułam jak dłońmi obejmuje moją twarz.
- Boję się kolejnej wojny. - Wyznałam, przymykając oczy.
- Nie musisz, nie będzie cię tutaj. - Czyli Draug miał rację. Rozumiałam, że Loki chce mnie w ten sposób chronić, ale wolałabym mieć wybór.
- Co masz na myśli? - Zapytałam, cofając się nieco.
- Razem z ostatnią grupą mieszkańców udasz się do twierdzy w górach. - Wyjaśnił. Pokręciłam przecząco głową nie mogąc się na to zgodzić.
- Nie zostawię cię. - Zaprotestowałam co zabrzmiało trochę ostrzej niż planowałam.
- Amy chociaż raz zrób to o co proszę.- Złapał mnie za nadgarstek, kiedy w nerwach wstałam z jego kolan.
- W tym cały problem! Ty nie prosisz, podejmujesz decyzję za mnie! - Zacisnęłam dłonie w pięści próbując nad sobą zapanować. Obiecałam sobie, że nie będę krzyczeć.
- Chcę tylko, żebyś była bezpieczna. - Próbował mnie uspokoić, podchodząc do mnie i łapiąc za ramiona.
- Nie rozumiesz, że to przy tobie czuję się bezpieczna? - Tak bardzo chciałam, żeby to do niego dotarło.
- Amy... - Spojrzałam w górę, w jego oczy. Zobaczyłam w nich strach i troskę o moje życie. - Nie mogę cię tutaj chronić.
- Nie wierzysz, że uda ci się wygrać tę wojnę, prawda? - Dotarło to do mnie razem z przerażeniem. Spojrzałam na plany leżące na stole za nami. Nie musiałam być strategiem ani żołnierzem, żeby wiedzieć, że nie wygląda to dobrze. Dlatego tak nalegał na mój wyjazd.
- Obiecaj mi, że pojedziesz. - Nie odpowiedział na moje pytanie, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że miałam rację.
- Ale... - Loki nie dał mi dokończyć. Teraz tym bardziej nie chciałam go zostawiać. Co się z nim stanie, kiedy wojna zakończy się porażką?
- Obiecaj. - Nalegał, wiedziałam, że nie odpuści. Musiałam znaleźć inny sposób.
- Obiecuję. - Powiedziałam niemal bezgłośnie. Dostrzegłam ulgę malującą się na jego twarzy. Przytuliłam się do niego, szukając w jego ramionach chociaż odrobiny poczucia bezpieczeństwa i spokoju, których ostatnio tak bardzo mi brakowało.

****

Wanaheim

Minęło kilka godzin od zakończenia feralnego pojedynku. Wszyscy czekali aż uzdrowiciele zakończą badania. Thor otrzymał natychmiastową pomoc i zdaniem medyków jego życiu nie zagrażało niebezpieczeństwo. Njord podjął natychmiastowe działania. Wysłał posłańca do Alfhaim prosząc o wsparcie tamtejszych żołnierzy. Którzy zgodnie z obietnicą Lilian przybywali z każdą godziną coraz liczniej. Dawało to nadzieję, że wojna okaże się krótka i zakończy zwycięstwem.
- Tak jak ustaliliśmy wcześniej. - Król Wanaheim zwrócił się do Avengers. - Dwoje z was musi wrócić do Midgardu. Potrzebujemy zorganizowanej akcji.
- Tony, uważam że ty i Natasha powinniście wracać. - Kapitan miał swoje powody, aby wyznaczyć akurat tę dwójkę.
- Kto powiedział, że to ty tutaj dowodzisz? - Oczywiście Stark nie mógł się z nim zgodzić to byłoby zbyt piękne.
- Uważam, że Steve ma rację. - Bruce postanowił wesprzeć Rogersa. - Natasha ty najlepiej znasz Fury'ego jeżeli gdzieś się ukrywa możesz go znaleźć. Jego ludzie będą ogromnym wsparciem. Tony ty powinieneś spróbować odzyskać swoją zbroję. Iron Man da ludziom wiarę i zmotywuje do walki.
- Dziękuję Bruce, sam bym tego lepiej nie ujął. - Naukowiec skinął głową z uśmiechem, a Tony mruknął coś pod nosem.
- Co z Fenrirem? - Zapytała Sif. Wojowniczka stała skryta w cieniu i wszyscy niemal zapomnieli o jej obecności. Od przybycia do Wanaheim mocno się wycofała. Nie uczystniczyła w większości narad i rzadko opuszczała swoją komnatę.
- Powinniśmy przyjąć jego pomoc. - Odpowiedział Njord. - Byłbym jednak ostrożny i nie ufał mu całkowicie.
- Co z mechanizmem uruchamiającym barierę dookoła zamku? Jeżeli Loki ją uruchomi nie dostaniemy się do zamku. - Sif chciała mieć pewność, że pomyśleli absolutnie o wszystkim. Nie zamierzała kolejny raz skończyć w lochach.
- Thor mówił, że Heimdall się tym zajmie. Po wpuszczeniu nas do Asgardu ma zabrać miecz uruchamiający mechanizm i ukryć w bezpiecznym miejscu. - Wojowniczka wycofała się, nie mając więcej pytań. Njord postanowił więc kontynuować. - Kiedy wasza dwójka będzie gotowa udać się do Midgardu wystarczy powiedzieć. Moi magowie wyślą was w bezpieczne miejsce. - Zwrócił się do Natashy i Tony'ego.
- Uważajcie, nie możecie dać się złapać. - Ostrzegła Sif.
- Poradzimy sobie. - Odpowiedziała Wdowa. Jako szpieg miała doświadczenie w poruszaniu się nie zwracając na siebie uwagi.
W tym momencie oczy wszystkich powędrowały w stronę otwierających się drzwi.
- Thor, miałeś odpoczywać. - Powiedział Njord, widząc jak Gromowładny opiera się o framugę drzwi.
- Musiałem się upewnić, że nic wam nie jest. - Thor spojrzał na każdego po kolei, siadając na najbliższym krześle. - W mojej krwi medycy znaleźli ślady trucizny.
Njord zacisnął pięść leżącą na stole.
- Wszyscy pozostali czują się dobrze. Już dwukrotnie próbował cię zabić w moim królestwie. - Władca Wanaheim wyraźnie obwiniał się o to co się stało. Czuł, że zrobił za mało i nie potrafił sobie tego darować.
- Nie sądzę, że próbował mnie zabić. Moim zdaniem chce zyskać na czasie.
- Co masz na myśli? - Zapytał Kapitan Ameryka.
- Moim zdaniem próbuje zyskać więcej czasu. Traci kontrolę nad sytuacją i popełnia błędy. - Wyjaśnił Thor. - Musimy jak najszybciej dostać się do Asgardu.
- Potrzebujemy jeszcze dwóch dni. Czekamy na przybycie ostatnich oddziałów. - Powiedział Njord, jeszcze raz przyglądając się planom. Wszystko wyglądało bardzo obiecująco, mieli niemal trzykrotną przewagę liczebną. Do tego wsparcie Heimdalla i w razie konieczności Fenrira.
- Kapitanie ty razem ze mną, Sif i Hogunem pomożecie mi dorwać Lokiego. - Thor przez cały czas analizował w głowie różne scenariusze. Wiedział, że musi przestać widzieć w Lokim brata, a musi zacząć postrzegać go jak wroga. Nie był tylko pewien czy sprosta temu zadaniu, kiedy nadejdzie pora.
- Cokolwiek się tam wydarzy, będziemy z tobą. - Powiedziała Sif, widząc zmartwioną minę Gromowładnego. Podeszła kładąc mu rękę na ramieniu. Dla niej decyzja byłaby prosta, zabiłaby Lokiego przy pierwszej okazji. Wiedziała jednak, że Thor jest inny i będzie unikał jak ognia tak ostatecznego rozwiązania.
- Dziękuję.
Wojowniczka słysząc to tylko się uśmiechnęła, poklepując go po ramieniu. Przeżyli wspólnie wiele bitew, ale ta mogła okazać się jedną z najważniejszych.

Naznaczona Przez Boga KłamstwOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz