Spałam wyjątkowo głębokim snem. Nie sądziłam że ostatnie wydarzenia będą miały na mnie aż taki wpływ.
- Widzę że zadanie wykonane. Imponujące jak na śmiertelnika.
Głos Lokiego momentalnie wyrwał mnie ze snu. Wystraszyłam się, nie słyszałam jak wchodził. Błyskawicznie usiadłam na łóżku.
- Dawaj kasę i zejdź mi z oczu.
Ignorował mnie rozglądając się po pokoju. Jego wzrok zatrzymał się na leżącej na podłodze skrzyni. Zanim zdążyłam zaprotestować berło już znajdowało się w jego dłoni.
- Nie tak prędko. Mam dla ciebie jeszcze jedno zadanie.
- Chyba sobie żartujesz? Zrobiłam co chciałeś a teraz wynoś się z mojego domu. - Wstałam wskazując palcem na drzwi. Staliśmy tak przez dłuższą chwilę wpatrując się w siebie nawzajem. Napięcie w pomieszczeniu rosło z każdą sekundą. Poczułam jak ostra końcówka berła przesuwa się po moim policzku i zatrzymuje na szyi. Mimo to nie drgnęłam.
- Uważaj na słowa. Nie chcę zrobić ci krzywdy, ale jeżeli nie dasz mi wyboru. Nie zawaham się.
- Zabieraj to swoje świecidełko i wsadź je sobie tam gdzie słońce nie dochodzi. - Powiedziałam odtrącając dłonią ostrze.
- Pożałujesz tego.
Zniknął tak samo nagle jak się pojawił. Miałam nadzieję że nie podpisałam tym na siebie wyroku. Postanowiłam wybrać się na krótki spacer, wzięłam z szafy bluzę i wyszłam oknem. Gdyby Corey mnie zobaczyła, kazałaby mi wrócić do łóżka, a ja nie mogłam teraz tam wytrzymać. Przez kilka godzin błąkałam się bez celu po okolicy, pogrążona we własnych myślach. Nagle usłyszałam wycie, jednak nie psa, czy wilka, było to głośne i rozpaczliwe wołanie o pomoc, które dochodziło z mojego domu. Zareagowałam instynktownie, ile sił w nogach pobiegłam przez las. Jakiś czas później usłyszałam jeszcze jedno wycie tym razem słabsze i przerwane, to nie był dobry znak. Przyspieszyłam, mając coraz gorsze przeczucie, przeskoczyłam nad ogrodzeniem, zobaczyłam szeroko otwarte drzwi, czułam mnóstwo obcych zapachów, część z nich wydała mi się trochę znajoma. Czułam je już wcześniej w Tarczy, gdy zostałam złapana. Jednak skąd oni mogli wiedzieć, gdzie się ukrywamy? Dlaczego tutaj przyszli? Ostrożnie weszłam do domu, podłoga cicho zaskrzypiała. Zatrzymałam się nasłuchując, czy ktoś nie nadchodzi, ale nic nie usłyszałam. Wyglądało na to, że dom jest pusty. Meble były poprzewracane, lub zniszczone, wszędzie leżały łuski po nabojach, a na podłodze znalazłam kilka kropli krwi. Musiało dojść do walki, teraz już byłam pewna, że to nie jest robota, innego stada wilkołaków, my podczas walki nie używamy broni palnej, wystarczają nam zęby i pazury.
Podniosłam z ziemi jeden nabój i poczułam znajomy zapach, który zmroził mi krew w żyłach, tojad ta roślina jest dla nas szczególnie niebezpieczna, dodana do naboju nie pozwala się zregenerować, osłabia, powoduje halucynacje, a przy długim kontakcie prowadzi do śmierci. Nawet nie zauważyłam, kiedy w nerwach, częściowo się przemieniłam, skórę na twarzy miałam pokrytą futrem, wyrosły mi kły i pazury. Czułam jeszcze jeden zapach, który już doskonale rozpoznawałam.
- To twoja wina, prawda? - Odwróciłam się do Lokiego. Starałam się panować nad emocjami, ale to było zbyt wiele. Całe moje życie legło w gruzach, a osoba odpowiedzialna za to stała kilka kroków ode mnie. -Ostrzegałem cię.- Bez zastanowienia rzuciłam się do ataku. Pierwszy cios dosięgnął celu, zostawiając głębokie zadrapanie na szyi Lokiego. Poczułam zapach krwi i kolejny przypływ energii, wiedząc że mogę go zranić. Moje ciało działało instynktownie, dokładnie tak jak kiedyś nauczył mnie Leo. Niestety moment zaskoczenia, który dał mi początkową przewagę szybko zniknął. Loki bardzo sprawnie unikał każdego kolejnego ataku, a ja stopniowo opadałam z sił. Miałam wrażenie że świetnie się bawi, obserwując moją wściekłość. Kilka chwil później boleśnie odczułam, że w walce nie mam z nim żadnych szans. Kiedy spróbowałam zaatakować, złapał mnie za nadgarstek wykręcając rękę za plecy. Podciął mi nogi, przez co upadłam na podłogę. Próbowałam się podnieść, jednak Loki przycisnął mnie kolanem do ziemi.
- Dosyć! - Pomimo świadomości, że przegrałam, nie przestawałam się szarpać.
- Uspokoisz się wreszcie?
- Jak tylko zatopię kły w twoim gardle. - Odparłam, poczułam jak coraz bardziej wykręca mi rękę. Mimowolnie krzyknęłam z bólu.
- Mam cię połamać, czy jednak spróbujesz się uspokoić? - Nie miałam wyboru, musiałam się poddać. Wzięłam kilka głębszych oddechów żeby opanować nerwy. W końcu Loki mnie puścił i mogłam wstać. Rozmasowałam bolące ramie. Podniosłam krzesło leżące nieopodal i usiadłam, próbując pozbierać myśli.
- Czego ode mnie chcesz?
- Nic wielkiego. Zajmiesz avengersów na pewien czas. Jedyne czego oczekuje to że nie będą mi wchodzić w drogę.
- Co jeżeli znów odmówię? - To pytanie samo wyrwało się z moich ust.
- Nie odmówisz, bo tylko w ten sposób będziesz mogła jeszcze zobaczyć swoich przyjaciół.
- Jaką mam pewność, że ich zobaczę gdy pomogę?
- Nie masz żadnej.
Prychnęłam rozbawiona jego założeniem, że się na to zgodzę. Wstałam pokazując mu środkowy palec. Chciałam odejść, ale złapał mnie za nadgarstek.
- Pozwól że coś ci pokażę.
Przyłożył drugą dłoń do mojego czoła.
Nagle znalazłam się całkowicie w innym miejscu. Wyglądało na jakieś laboratorium. Pomieszczenie było jasne i pełne różnych sprzętów, nie potrafiłam określić do czego mogą służyć. W powietrzu unosił charakterystyczny zapach, środków dezynfekujących i chemikali. Zobaczyłam mężczyznę w białym kitlu, wchodzącego do pomieszczenia. W jego oczach było coś dziwnego, wydawały się puste, bez żadnego wyrazu.
- Przepraszam, gdzie ja jestem? - Zapytałam, on jednak mnie zignorował. Spróbowałam dotknąć jego ramienia, ale przeniknęło przez niego. Zupełnie jakbym była duchem. Obserwowałam więc co robi. Podniósł jedną ze strzykawek leżącą na stole i podszedł do szpitalnego łóżka, ustawionego przy ścianie. Dopiero teraz dostrzegłam leżącą tam postać i serce zamarło mi w piersi.
- Corey. - Szepnęłam, widząc przyjaciółkę w koszmarnym stanie. Była potwornie wychudzona i blada. Jej oczy straciły swój dawny blask, błądziła wzrokiem po pomieszczeniu, jakby nie była do końca świadoma co się z nią dzieje.
- Co robisz? Zostaw ją! - Krzyknęłam do mężczyzny, pomimo świadomości że mnie nie usłyszy. Próbowałam mu przeszkodzić, widząc jak wstrzykuję w ramię Corey tajemniczą substancję. Widziałam jak przyjaciółka próbuję się szarpać, ale była przypięta do łóżka grubymi pasami, oplatającymi jej ręce, nogi i szyję. Mężczyzna odsunął się, odłożył strzykawkę i spojrzał na zegarek. Czekałam w napięciu co się wydarzy. Corey zaczęła się niespokojnie wiercić, a po chwili krzyczeć. Jej oczy otworzyły się szeroko mieniąc się złotym kolorem. Zrozumiałam, że ten środek w jakiś sposób wywoływał przemianę. Tylko w jakim celu? Naukowiec włączył kamerę, ustawioną na przeciwko łóżka.
- Obiekt testowy numer cztery. Próba trzydziesta druga, poprzednie zakończone niepowodzeniem. Zniszczono sprzęt o znacznej wartości. Uzyskano informacje, że sposobem na powstrzymanie bestii jest prąd o wysokim natężeniu.
Podszedł do łóżka i zwrócił się do Corey, widziałam chęć mordu w jej oczach.
- Zacznę cię teraz uwalniać. Nikt nie chce twojej krzywdy, chcemy tylko przeprowadzić kilka testów. Potrzebujemy do tego twojej współpracy. Spokojnie, nic się nie dzieje.
Mówiąc to zaczął odpinać pas oplatający szyję dziewczyny. Kiedy tylko skończył, Corey szarpnęła głową w jego stronę próbując go ugryźć. Naukowiec pokręcił głową i podszedł do jednego z monitorów. Zobaczyłam elektrody rozmieszczone na całym ciele przyjaciółki i domyśliłam się co zaraz nastąpi. Zamknęłam oczy, nie mogąc patrzeć na cierpienie bliskiej mi osoby. Krzyk jaki rozdarł ciszę w pomieszczeniu, dał mi do zrozumienia, że naukowiec włączył prąd. Chciałam tylko żeby to wszystko się już skończyło. Kiedy otworzyłam oczy, znów byłam w salonie swojego domu.
- Co to było? Dlaczego mi to pokazałeś? - Zapytałam, opadając spowrotem na krzesło za mną.
- To działo się w tej chwili. Naukowiec, którego pozwoliłem ci obserwować pracuje dla Tarczy, ale wykonuje moje rozkazy. Możesz zakończyć ich cierpienie, jeżeli tylko przestaniesz ze mną walczyć.
- Jak to możliwe? - Cała ta magia mnie przerastała. Nie mogłam w żaden sposób z tym walczyć. Zobaczyłam dobrze znane mi berło w dłoni Lokiego.
- Dzięki tobie. Naprawdę nie jesteś świadoma, jak potężną broń dla mnie wykradłaś?
Pokręciłam przecząco głową, nie rozumiejąc w jaki sposób mogła to być broń.
- Wystarczyłoby, żebym dotknął tym twojego serca i zrobisz dla mnie wszystko, nie zadając żadnych pytań. Dokładnie jak mężczyzna, którego widziałaś.
- Dlaczego więc nie użyłeś tego na mnie? - Intrygowało mnie to. Po co ta cała szopka? Skoro może tak łatwo odebrać mi wolną wolę, dlaczego tego nie zrobi?
- Można łatwo przerwać to działanie. Nie chcę żebyś wymknęła się spod kontroli w najmniej odpowiednim momencie.
Czułam się jak w pułapce. Wiedziałam że Loki jest doskonałym kłamcą, to co widziałam mogło nigdy się nie wydarzyć. Nie mogłam jednak ryzykować, że skazuje moich bliskich na takie cierpienie.
- Zrobię co zechcesz.
Widziałam triumfalny uśmiech na twarzy Lokiego. Udało mu się mnie złamać. Czułam się fatalnie. Nienawidziłam się poddawać. Nie pozostawił mi jednak żadnego wyboru.
CZYTASZ
Naznaczona Przez Boga Kłamstw
FanfictionTo miało być zlecenie jak każde inne. Amy nie spodziewała się, że w kilka dni jej życie całkowicie się zmieni.