Obudziły mnie pierwsze promienie słońca. Przeciągnęłam się i spojrzałam na stos papierów i zdjęć leżących na stole. Postanowiłam zrobić sobie dzień przerwy od obserwacji i uporządkować to czego się do tej pory dowiedziałam. Zaparzyłam kawę i zabrałam z blatu jedną z ostatnich czekoladowych babeczek. Uśmiechnęłam się na wspomnienie jak piekłyśmy je razem z Corey. Zrobiłam pierwszy łyk kawy i zabrałam się za do pracy. Zaznaczyłam godziny w których wszyscy są w wieży. Potrzebowałam żeby byli w jednym miejscu. Zajęcie tak dużej grupy na nieokreślony czas wydawało mi się niemożliwe. Rozłożyłam zdjęcie każdego z drużyny na stole. Z większością nie miałam szans w bezpośrednim starciu. Brakowało mi doświadczenia i umiejętności. Postanowiłam spróbować zebrać ich na jednym piętrze. Mogłam wykorzystać też zasłonę dymną. Miałam kilka kulek, które po podpaleniu uwalniają chmury kolorowego dymu. To powinno wystarczyć, żeby unieszkodliwić kamery. Została jeszcze sztuczna inteligencja wiedząca o wszystkim co dzieje się w wieży. Nie znałam jej dokładnych możliwości, to było jedyne zagrożenie z którym nie mogłam walczyć. Przez całe przedpołudnie analizowałam różne sytuacje. Na podstawie zdjęć i narysowanych schematów szukałam łatwych wejść i wyjść z budynku. Nagle przerwał mi odgłos kroków na zewnątrz. Najpierw pomyślałam że to Loki wrócił, ale nie pasował mi sposób poruszania się. Ktokolwiek to był, jego kroki były ciężkie. Poderwałam się z krzesła słysząc otwierane drzwi. Zobaczyłam łysego mężczyznę o kilka lat starszego ode mnie. Jego twarz była cała poznaczona bliznami, a na białej koszulce dało się dostrzec zaschnięte ślady krwi.
- Chasar, czego chcesz? - jego pojawienie się zawsze oznaczało kłopoty. Był alfą innego stada. Słynął głównie ze swojego okrucieństwa i bezwzględności. Zdarzało mu się polować na ludzi którzy zgubili się w lesie.
- Gdzie jest Leo? Nie rozmawiam z dziećmi. - Wszedł jak do siebie i zaczął przeszukiwać pomieszczenia na parterze.
- Jestem tylko ja. Jeżeli ci to nie odpowiada to wynoś się stąd. - Odparłam zagradzając mu wejście na schody. Odepchnął mnie, jego oczy zalśniły czerwonym kolorem. Był potężnie zbudowany, ale przez to powolny. Postanowiłam to wykorzystać. Wzięłam rozbieg i odbijając się od poręczy przeskoczyłam nad nim.
- Nie słyszałeś kazałam ci wyjść. - W ostatniej chwili uniknęłam jego pazurów. Spróbowałam kopnięciem zrzucić go ze schodów. Złapał mnie za kostkę i rzucił na schody. Wbiłam mu pazury w przedramię, jednak on nic sobie z tego nie robił. Zaczął ciągnąć mnie po schodach w dół. Złapałam się poręczy, żeby odzyskać kontrolę nad sytuacją. Udało mi się kilka razy kopnąć go w poznaczoną bliznami twarz. Pozwoliło mi to wyswobodzić się z jego uścisku. Wyrwałam kawałek poręczy i z całej siły uderzyłam go w głowę. Zachwiał się, ale to nie wystarczyło, aby go pokonać. Musiałam szybko wymyślić jakiś plan. Uniknęłam kilku kolejnych ciosów, poczułam ścianę za plecami. Odskoczyłam w bok, a jego pięść zrobiła dziurę w ścianie. Spróbowałam znów nad nim przeskoczyć, ale źle się wybiłam. Poczułam jak jego pazury wbijają się w mój brzuch. Rzucił mną na tyle mocno, że przeleciałam przez poręcz i wylądowałam piętro niżej. Uderzyłam tyłem głowy o podłogę, co zamroczyło mnie na kilka sekund. Chasar zeskoczył, lądując tuż obok mnie. Skrzyżowałam ręce przed sobą blokując kolejny cios w głowę. Próbowałam wstać, zdążył jednak złapać mnie za szyję i kolejny raz rzucić o podłogę. Poczułam kilka kopniaków w bok i usłyszałam trzask łamanych żeber. Zawyłam z bólu.
- Przekaż Leo, że ma u mnie dług. - Powiedział zanim pozbawił mnie przytomności kolejnym ciosem w głowę.
Kiedy się ocknęłam nadal leżałam na podłodze. Czułam krew sączącą się z mojego nosa. Moja koszulka była nią przesiąknięta. Rana na brzuchu słabo się goiła. Wytarłam twarz rękawem, przeklinając w myślach że nie potrafię odpuścić na czas. Chciałam usiąść żeby ocenić pozostałe obrażenia. Ból w lewym boku, zmusił mnie jednak do pozostania tak jak leżałam. Pierwszy raz ucieszyłam się widząc Lokiego.
- Co tu się stało? - Zapytał pochylając się nade mną.
- Wizyta starego znajomego. Nie martw się , skopałam mu tyłek. Już tutaj nie wróci. - Spróbowałam się uśmiechnąć, ale nawet to sprawiało mi ból.
- Możesz wstać? - Czy ja słyszałam troskę w jego głosie? Nie musiało mi się wydawać.
- Nie bardzo. Zdaje się że mam złamane żebro albo dwa. - Nie mówiłam całej prawdy, wiedziałam że gdyby nie zdolność do regeneracji to już bym nie żyła.
- Pokaż. - Złapał za krawędź mojej koszulki. Spotkało się to z moim stanowczym protestem.
- Nie dotykaj mnie! - Odepchnęłam jego rękę, a moje oczy zalśniły złotym kolorem. Loki spojrzał na mnie karcąco.
- Jeżeli mam ci pomóc, muszę wiedzieć jak źle jest.
Westchnęłam zastanawiając się kiedy został lekarzem. Skinęłam głową pozwalając mu kontynuować. Sądząc po jego reakcji, gdy tylko uniósł moją koszulkę, wiedziałam że nie jest dobrze. Syknęłam z bólu, kiedy jego dłonie dotknęły mojego boku.
- Nie wiem kto ci to zrobił, ale masz połamane wszystkie żebra. Mógłbym spróbować pomóc ci magią, ale to nie będzie przyjemne.
- Zachowaj swoje czary mary dla siebie. - Znacznie bardziej ufałam swoim zdolnością, niż jakimkolwiek czarom. Chociaż zdawałam sobie sprawę, że rany zadane przez alfę będą goić się o wiele dłużej. Zaczęłam kaszleć, a na dłoni zobaczyłam plamki krwi. Czułam że słabnę, oparłam głowę na przedramieniu, starając się wyrównać oddech.
Byłam zmuszona zostać na podłodze do późnej nocy. Nie sądziłam że Loki zostanie. Zaskoczył mnie jednak pozytywnie. Przez cały czas pilnował, żeby niczego mi nie brakowało. Zwłaszcza lodu, tylko to przynosiło niewielkie ukojenie. Jeszcze kilkakrotnie proponował pomoc magią, ale zawsze konsekwentnie odmawiałam. Z każdą mijającą godziną czułam się coraz lepiej. W końcu uznałam że pora wstać. Poprosiłam Lokiego żeby przyniósł więcej lodu. Korzystając z okazji że wyszedł, próbowałam wstać opierając się o ścianę. Poszło zaskakująco łatwo, zachęcona tym drobnym sukcesem zrobiłam krok do przodu. W tym momencie moje ciało przeszył okropny ból. Zakręciło mi się w głowie, poczułam jak robi mi się słabo i straciłam równowagę. Loki złapał mnie w ostatniej chwili, ratując przed spotkaniem z podłogą.- Mogłaś z tym zaczekać jeszcze dwie minuty. - Wyczułam złość w jego głosie. Instynktownie próbowałam się skulić, pomimo świadomości że nic mi nie zrobi. Nie uszło to jego uwadze, ale nic nie powiedział. Podniósł mnie, przekładając mi rękę pod kolanami. Byłam zmuszona go objąć żeby nie spaść. Pomimo że trwało to ledwie kilka sekund to nie byłam gotowa na tak bliski kontakt. Czułam się okropnie z tym że jestem ostatnio taka słaba. Nie było w tym jednak nic dziwnego. Wilkołak swoją siłę czerpie ze stada, które zostało mi odebrane. Spojrzałam na nasze wspólne zdjęcie stojące na kominku. Czułam jak do oczu cisną mi się łzy, na które nie mogłam sobie pozwolić. Byłam zmęczona, nie miałam już siły do dalszej walki. Tak bardzo potrzebowałam czyjegoś wsparcia. Loki otarł łzę która spłynęła po moim policzku. Czułam jak jego palce delikatnie gładzą moją dłoń. Było we mnie tyle sprzecznych emocji, z jednej strony chciałam żeby odszedł, żeby wszystko było jak dawniej. A z drugiej coś mnie do niego przyciągało. Patrzyłam w te szmaragdowe tęczówki jak zahipnotyzowana. Nasze usta niemal się zetknęły ale w ostatniej chwili rozum odzyskał kontrolę nad sercem.
- Powinnam odpocząć. - Powiedziałam, zmieszana odsuwając się na koniec kanapy.
- Tak, masz rację.
Patrzyłam jak odchodzi.
Co się ze mną dzieje? Kilka miłych gestów nie może wymazać tego co się stało. Muszę zapanować nad emocjami. Okryłam się kocem i w końcu zasnęłam
Siedziałam na kanapie pogrążona we własnych myślach. Próbowałam sama przed sobą wytłumaczyć swoje zachowanie. Przecież nic się nie stało. Zdołałam się w porę opamiętać.
- Jak się czujesz? - Nie zauważyłam kiedy Loki wrócił.
- Już dobrze. Dziękuję za pomoc.
Pokiwał tylko głową siadając obok, a ja znów poczułam się onieśmielona jego bliskością. Jednocześnie nie mogłam przestać mu się przyglądać.
- Jeżeli chodzi o wczoraj to... - Nie dał mi dokończyć, kładąc mi palec na ustach.
- Nie musisz się tłumaczyć. - Gładził mnie po policzku. Przymknęłam oczy rozkoszując się tą czułością. W tym momencie poczułam delikatny pocałunek. Po chwili kolejny znacznie śmielszy. Zapragnęłam więcej, objęłam go, przyciągając bliżej. Jego dłonie niespiesznie wędrowały po moim brzuchu powodując przyjemne łaskotanie. Loki podniósł mnie sadzając sobie na kolanach. Wykorzystałam to i poruszając biodrami ocierałam się o jego krocze. Całując moją szyję pozbawił mnie stanika. Bawił się moim podnieceniem przenosząc pocałunki z szyi na brzuch. Chcąc zachęcić go do bardziej stanowczych działań złapałam za pasek jego spodni.
-Śmiało. - Zachęcił mnie widząc że na moment się zawahałam. Gdy już uporałam się z zapięciem, Loki położył mnie na kanapę. Wiłam się z rozkoszy pod jego pocałunkami.
- Loki... - Z mojego gardła wydobyło się ciche westchnienie.
- Amy, Amy obudź się. - Poczułam jak ktoś mną potrząsa i gwałtownie otworzyłam oczy. Rozglądałam się zdezorientowana po salonie. Wciąż leżałam na kanapie jednak uświadomiłam sobie że cała reszta była tylko snem.
- Dawno wróciłeś? - Starałam się zachowywać normalnie. Przecież nie mógł wiedzieć, to wydarzyło się tylko w mojej głowie.
- Jakiś czas temu.
Czułam się tak niezręcznie, że nie potrafiłam nawet na niego spojrzeć.
- Ty już wiesz, prawda? - Jeszcze zanim odpowiedział, wiedziałam że jestem czerwona jak burak.
- O twoim niegrzecznym śnie? Przyznam nie sądziłem że fantazjujesz o mnie w ten sposób.
- Bo tego nie robię! Przestań czytać w moich myślach. -Wiedziałam że to robił i żałowałam że nie potrafię się przed tym bronić. Podciągnęłam koc pod samą brodę. Miałam ochotę po prostu zniknąć.
- Najpierw biegasz po domu w samym szlafroku, teraz to. Jeżeli chcesz mi coś zaproponować to są łatwiejsze sposoby.
Moje rosnące zakłopotanie tylko go bawiło.
- Nie schlebiaj sobie. - Chciałam jak najszybciej zmienić temat. Spojrzałam na moje notatki i plany nad którymi tak ciężko pracowałam. Teraz wszystko było porozrzucane po podłodze.
- Powiesz mi w końcu co właściwie zamierzasz? - Zapytałam zbierając papiery z podłogi.
- Nie mogę. Musi ci wystarczyć to co wiesz.
Westchnęłam spoglądając na trzymaną w ręku kartkę. Pomimo starań jakie włożyłam w przygotowania, w ogóle nie czułam się gotowa.
- Dlaczego akurat ja?
- Dowiesz się jutro. A teraz chcę żebyś dobrze wypoczęła. Czeka nas ciężki dzień.
Nie podobał mi się sposób w jaki to powiedział. Tak jakby coś go martwiło
- Dlaczego? Przecież do pełni jeszcze cztery dni.
- Odpoczywaj, ja muszę iść.
- Zaczekaj! Powiedz mi co się dzieje. - Próbowałam go zatrzymać jednak na próżno, zignorował mnie i wyszedł.
CZYTASZ
Naznaczona Przez Boga Kłamstw
FanfictionTo miało być zlecenie jak każde inne. Amy nie spodziewała się, że w kilka dni jej życie całkowicie się zmieni.