Rozdział 47

87 9 4
                                    

Ziemia

Dotarcie do celu zajęło Tonemu i Natashy więcej czasu niż się spodziewali. Poruszanie się po mieście utrudniali żołnierze na każdym rogu. Raz musieli się rozdzielić podczas ucieczki, kiedy rozpoznało ich przechodzące obok dziecko i zaczęło wołać pokazując palcem. Od dłuższej chwili Natasha miała też wrażenie, że ktoś ich śledzi. Nie chciała jednak siać paniki, dlatego zachowała tę obserwację dla siebie. Obojgu zastanowiło jednak, że będąc kilka przecznic od budynku wciąż nie mogli go dostrzec. Tłumaczyli to sobie, tym że został częściowo zniszczony podczas wojny, ale to co zobaczyli żadnemu z nich nie przyszło do głowy.
- Imponujący co? - Usłyszeli kobiecy głos za sobą, ale nie mogli oderwać wzroku od tego co stało na miejscu ich wieży.
- Co to ma kurwa być? - Zapytał Stark wskazując na ogromną statuę przedstawiającą Lokiego.
- Pomnik. - Odparła beztrosko dziewczyna stojąca za nimi. - Ukończyli go zaledwie kilka dni temu. Kazali budować go buntownikom, których na koniec powiesili.- Mówiła w taki sposób jakby opowiadała o zwyczajnym dniu w szkole.
Odwrócili się do nieznajomej, kiedy ta kończyła zdanie. Nie wiedzieli kim jest, ale jak do tej pory nie wydała ich żołnierzom pomimo kilku doskonałym okazjom.
- Kim jesteś? - Zapytała Wdowa. Przyjrzała się dziewczynie, miała ciemne, proste włosy luźno opadające na ramiona. Twarz ukryła w cieniu głębokiego kaptura, a dłonie wsunęła do kieszeni bluzy.
- To nie ma znaczenia. Wiem za to kim wy jesteście. - Rozejrzała się, jakby nie chciała żeby ktoś usłyszał ich rozmowę po czym dodała. - Nick Fury pozdrawia.
- Fury cię przysłał?! - Wykrzyknął Tony, zanim dotarło do niego, że dziewczyna chciała pozostać niezauważona. Nie omieszkała rzucić mu morderczego spojrzenia.
- Zamknij się. - Warknęła, zniżając ton. Niestety będący w pobliżu żołnierze zainteresowali się krzykami. - Cholera! Uciekajcie stąd! - Pchnęła ich w stronę jednej z alejek, sama wyciągając niewielki pistolet. Zatrzymali się kilkadziesiąt metrów dalej słysząc odgłos wystrzału.
- Powinniśmy do niej wrócić. - Wdowa zernęła w stronę z której przybiegli. Nie chciała zostawiać tej tajemniczej dziewczyny. Coś jej podpowiadało, że powinni jej zaufać. Jeżeli naprawdę mogła zaprowadzić ich do Fury'ego to bardzo ułatwiłoby ich zadanie.
- Co tak stoicie? Ruchy!
Nie zdążyli zawrócić, bo dziewczyna wbiegła do alejki poganiając ich.
- Zaczekaj! - Zawołał Tony, łapiąc ją za ramię. - Zabiłaś tych żołnierzy?
- Nie, nie jestem mordercą tak jak oni.- Odwarknęła, wyrywając ramię z uścisku. - A teraz chodźmy zanim wszyscy tutaj zginiemy. - Odwróciła się i ruszyła przed siebie. Nie sprawdziła nawet czy za nią podążają.
Natasha wzruszyła tylko ramionami, widząc pytające spojrzenie Starka i ruszyła za dziewczyną.

****

Asgard

Heimdall czekał na odpowiedni moment, aby opuścić posterunek. Od momentu, kiedy wpuścił armię Njorda do Asgardu miał niewiele czasu aby dostać się do lochów. Postanowił pomóc uwolnić przebywającego tam śmiertelnika, panujące w tym momencie zamieszanie powinno to tylko ułatwić. Zabrał ze sobą miecz otwierający Bifrost, tak jak wcześniej ustalili. Uruchomienie bariery ochronnej dokoła zamku było bez tego niemożliwe. Po dotarciu do lochów bez trudu odnalazł właściwą celę. Żaden strażnik nie został, żeby pilnować więźniów, wszyscy zajęci byli przygotowaniami do bitwy. Heimdall wyłączył barierę blokującą wejście do celi. Ujrzał to czego najbardziej się obawiał.
- To koniec twojej męczarni, przyszedłem cię uwolnić. - Powiedział, widząc przerażony wzrok śmiertelnika. Był wychudzony, a każdy centymetr jego ciała pokrywały rany i siniaki.
- Zostaw mnie. Nie mam siły uciekać.
Heimdall spodziewał się różnych odpowiedzi, ale nie tego, że mężczyzna już się poddał. Nie mógł tak łatwo na to pozwolić.
- Jak się nazywasz? - Zapytał, nasłuchując dźwięku kroków. Musiał pamiętać, że strażnicy mogą wrócić w każdej chwili.
- A jakie to ma znaczenie? - Jedyne co dało się wyczuć w głosie Bartona to rezygnacja. Przez te kilka tygodni przeszedł prawdziwe piekło. - Clint. - Powiedział, czując że strażnik mostu nie odpuści.
- Posłuchaj Clint, tam są ludzie, którzy na ciebie czekają. Nie możesz się teraz poddać. Wiem, że masz rodzinę w Midgardzie. Oni chcą cię znów zobaczyć, ty z pewnością też tego chcesz. - Heimdall wyciągnął rękę, którą Barton po chwili wahania złapał. Kiedy tylko stanął na nogi poczuł jak wraca do niego nadzieja. Znów miał zobaczyć coś więcej niż ściany celi.
- Skoro już mam zginąć to niech to będzie w walce.
- No i taką postawę to ja rozumiem! - Heimdall poklepał go przyjacielsko po plecach, jednak chwilę później spoważniał. Zbliżające się, ciężkie kroki strażników zwiastowały kłopoty. Oboje przylgneli plecami do ściany, nasłuchując w napięciu. Kiedy żołnierze byli wystarczająco blisko Heimdall wyskoczył z kryjówki, atakując niczego nie spodziewających się mężczyzn. Idący bardziej z przodu strażnik cofnął się gwałtownie, unikając śmiertelnego ciosu mieczem. Wpadł przy tym na swojego towarzysza, który z trudem  utrzymał się na nogach. Barton nie mając żadnej broni mógł jedynie przyglądać się walce.
- Trzymaj się za mną! - Zawołał Heimdall, blokując kolejny atak. Podczas walki sprawiał wrażenie, jakby urodził się z mieczem w dłoni. Przewidywał kolejny ruch każdego z przeciwników i wykorzystywał najdrobniejszy błąd.
- Alarm! - Zawołał jeden z żołnierzy, na co drugi natychmiast ruszył biegiem w stronę wyjścia z więzienia.
- Trzeba go zatrzymać! - Hawkeye rozejrzał się za czymś co mógłby wykorzystać. Liczyła się każda sekunda, jeżeli strażnik włączy alarm to nie wydostaną się z zamku. Heimdall kopnięciem posłał strażnika na najbliższą ścianę i korzystając z chwili rzucił Bartonowi sztylet.
- Masz tylko jeden rzut. - Oznajmił, poprawiając chwyt na rękojeści miecza. Strażnik już pozbierał się po ostatnim ciosie, gotowy walczyć aż wygra lub zginie.
Hawkeye uśmiechnął się warząc sztylet w dłoni. Nie potrzebował więcej niż jednego rzutu, zawsze trafiał do celu za pierwszym razem. Tym razem nie było inaczej. Strażnik, który niemal dotarł już do schodów prowadzących do wyjścia, krzyknął z bólu i upadł, kiedy ostrze wbiło się w jego nogę. To nie wystarczyło jednak, aby go zatrzymać po zaledwie kilku sekundach podniósł się i kulejąc ruszył dalej.
- Zatrzymam go! - Zawołał Barton, widząc jak Heimdall nadal próbuje uporać się z pozostałym strażnikiem.
- Nie! Nie dasz rady!
- Daj spokój. Przecież jest ranny. - Łucznik nie posłuchał rady i ruszył za rannym strażnikiem. Nie sądził jednak, że pobyt w celi tak bardzo go osłabił. Nawet ranny asgardzki żołnierz stanowił poważne wyzwanie w walce. Barton przekonał się o tym w kilka sekund po dogonieniu strażnika. Ledwie zbliżył się do mężczyzny wchodzącego już po schodach, a ten już zamachnął się mieczem w jego stronę. Tylko wyćwiczony refleks pozwolił Bartonowi zachować głowę. Strażnik pochylił się i wyciągnął sztylet, który wciąż tkwił w jego nodze. Nie wydawał się przejęty raną, odrzucił broń tak, żeby Barton nie mógł jej dosięgnąć.
- Nie sądziłeś chyba, że jakiś marny śmiertelnik może mnie pokonać. - Zadrwił, a potężne kopnięcie posłało Hawkeyea na podłogę. Heimdall spojrzał w ich stronę słysząc huk, nie mógł jednak pomóc dopuki sam nie zakończy walki. Robił co mógł, ale żołnierz był wyjątkowo zawzięty. Barton starał się szybko otrząsnąć, nie spodziewał się, że atak będzie tak silny. Próbował dosięgnąć do sztyletu leżącego kawałek dalej, ale strażnik przycisnął go do ziemi, kładąc but na jego klatce piersiowej. Naciskał tak mocno, że Hawkeye czuł jak zaczyna brakować mu powietrza.
- Chętnie popatrzyłbym jak tutaj zdychasz, ale to jeszcze nie ten moment. - Powiedział, pochylając się. Poczekał jeszcze kilka sekund, a kiedy Barton zaczął tracić przytomność, złapał go za kołnierz i postawił na nogi.
- Spróbuj tylko uciekać, a połamie ci wszystkie kości w nogach i dopiero wtedy zawlokę do króla. - Wycedził, popychając oszołomionego Hawkeyea w stronę wyjścia.
Heimdall dopiero kilka minut później zorientował się, że więzień, którego miał uwolnić zniknął. Zaklął pod nosem, przeniósł ciało nieprzytomnego strażnika do pustej celi i uruchomił barierę. Musiał udać się do obozu i powiadomić Njorda, że udało mu się wykraść miecz.

****

Loki patrzył przez okno jak Amy przygotowuje się do wyjazdu. Wyszła na dziedziniec, rozglądając się, zapewne chciała się pożegnać. Mógłby do niej pójść, miał dosyć czasu, ale nie chciał żeby zmieniła zdanie. Znów zaczęłaby go prosić, aby mogła zostać w pałacu, a to było zbyt niebezpieczne. Musiała wyjechać, nawet jeżeli miało to oznaczać, że nigdy więcej się nie zobaczą. Odwrócił się w stronę drzwi, słysząc pukanie.
- Wybacz panie, że przeszkadzam. Doszło do zamieszek w więzieniu, podczas których próbowano uwolnić więźnia.
- Thor?
- Heimdall, panie. Czy śmiertelnik ma wrócić do celi?
- Nie, mam inny pomysł co z nim zrobić.

Naznaczona Przez Boga KłamstwOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz