Moje towarzystwo wyraźnie pomagało Michaelowi. Chociaż wciąż mówił w ten dziwny, charakterystyczny sposób, coraz chętniej opowiadał o tym co go spotkało. Z całej tej historii od momentu trafienia w ręce Hydry możnaby zrobić dobry horror. Robił to wszystko nie tracąc wiary, że uda mu się wrócić do siostry, aby się nią zaopiekować. Nie powinnam była tego robić, ale obiecałam mu, że niedługo znów ją zobaczy i będą szczęśliwi. Usłyszałam kroki i chwilę później drzwi co celi gwałtownie się otworzyły. Jeden z żołnierzy podszedł do mnie, kiedy drugi mierzył z broni do Michaela. Wstałam, ale zanim zdążyłam zrobić choćby krok, mężczyzna pchnął mnie na ścianę. Wykręcił mi ręce za plecami, a bransolety złączyły się tworząc kajdany.
- Zostawcie ją! - Michael rzucił się na żołnierza, próbując wyrwać mu broń. Nie spodziewałam się po nim takiej reakcji.
- Michael, nie! - Patrzyłam jak mężczyzna uderza go kolbą karabinu w głowę, a następnie kopie kolanem w brzuch. Chłopak jęknął, jego i tak zmaltretowane ciało nie było w stanie znieść wiele więcej. Nie miałam nawet szans zareagować, zostałam wyciągnięta na zewnątrz, a drzwi zatrzasnęły się.
- Nie róbcie mu krzywdy. - Mój błagalny wręcz ton został całkowicie zignorowany. Żołnierz zacisnął dłoń na moim przedramieniu i prowadził mnie kolejnymi korytarzami. Byłam całkowicie zdezorientowana. Przez to, że wszystko wyglądało tak samo nie potrafiłam określić czy wcześniej już tędy szłam. Zastanawiałam się dokąd tym razem mnie prowadzą i co jeszcze mnie czeka. Mężczyzna wepchnął mnie do kolejnego pomieszczenia i zamknął za mną drzwi.
- Usiądź. - Usłyszałam delikatny, ale stanowczy głos. Odwróciłam się, żeby ujrzeć niską, szczupłą kobietę, ubraną w lekarski kitel. Wyciągniętą ręką wskazała na solidny skórzany fotel i uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Wolałabym nie. - Odpowiedziałam sceptycznie. Rozważałam swoje szanse na ucieczkę. Kobieta nie miała żadnej broni, ani nie wyglądała na silną. Pokonanie jej to kwestia kilku sekund.
- Nie jeden pacjent próbował już tego o czym teraz myślisz. - Powiedziała, pokazując mi niewielki pilot trzymany w dłoni. Rozpoznałam urządzenie, służyło do kontrolowania bransolet na moich nadgarstkach. - Usiądź, naprawdę nie chcesz, żeby żołnierze wrócili i zmusili cię do tego.
Posłuchałam i niepewnie usiadłam na brzegu fotela. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, kiedy kobieta szukała czegoś w szufladzie biurka. Czułam się jak w zwyczajnym gabinecie lekarskim. Białe ściany i kafelki na podłodze. W szafkach stało mnóstwo różnych specyfików i przyrządów, a w powietrzu unosił się zapach środków do dezynfekcji. Przeniosłam spojrzenie spowrotem na kobietę. Poprawiła okulary na nosie i zmarszczyła brwi przyglądając się papierom przed sobą. Nagle sięgnęła dłonią do kieszeni fartucha i wyciągnęła telefon.
- Co się dzieje? - Zapytałam próbując podnieść się z fotela, ale kobieta położyła mi rękę na ramieniu i popchnęła delikatnie, zmuszając do pozostania na miejscu.
- Rumlov, przyjdź tu natychmiast. - Powiedziała krótko do telefonu i rozłączyła się. Nacisnęła guzik na pilocie i bransolety na moich nadgarstkach odpieły się z cichym syknięciem. Zanim zdążyłam zareagować, kobieta zatrzasnęła metalowe obręcze unieruchamiając mnie na fotelu.
- Powiedz mi co się dzieje! - Zażądałam, szarpiąc się. W tym momencie do środka wszedł wezwany wcześniej Rumlov.
- O co chodzi? Sprawia jakieś problemy?
- Dziewczyna jest w ciąży! To się stało.
Kobieta rzuciła w niego papierami wyraźnie zdenerwowana. Rumlov nie wydawał się przejęty tym faktem.
- Pozbądź się problemu i rób co do ciebie należy. - Odwarknął, odkładając dokumenty. Czułam jak moje serce przyspiesza z nerwów. Mogłam się tylko domyślać co miało znaczyć pozbycie się problemu.
- Nie taka była umowa. - Zaprotestowała kobieta. Rumlov wyciągnął broń i wymierzył w głowę kobiety.
- Wracasz do pracy, albo będziemy musieli się pożegnać.- Na kilka sekund nastała pełna napięcia cisza. W końcu kobieta poddała się i podeszła do jednej z szafek nerwowo czegoś w niej szukając.
- Dobra decyzja. - Rumlov wyszedł, chowając broń. Teraz kiedy wiedziałam, że ta kobieta wcale nie chce tego robić mogłam spróbować ją przekonać.
- Posłuchaj, jeżeli mnie uwolnisz pomogę ci stąd uciec. - Zaczęłam zaniepokojona, patrząc jak wiesza kroplówkę z nieznaną mi substancją na wieszaku przy fotelu.
- Nie utrudniaj mi tego. - Syknęła, szukając żyły na mojej ręce. - Wolisz być nieprzytomna w trakcie, zaufaj mi. - Poczułam ukłucie i wiedziałam, że mój czas się kończy. Jeżeli chciałam ją przekonać musiałam działać.
- Nie jesteś taka jak oni. Proszę pomóż mi. - Błagałam, jednak kobieta usiadła za biurkiem i zaczęła robić coś na komputerze. Całkowicie mnie ignorując. - Jesteś lekarzem, przecież wybrałaś ten zawód, żeby pomagać ludziom.
- Przestań gadać, to ci nie pomoże. - Odparła i to podpowiedziało mi, że trafiłam w czuły punkt.
- Być może sama jesteś matką. Co pomyślałyby twoje dzieci?
Czułam, że zaczyna kręcić mi się w głowie. Substancja cały czas spływała do mojego organizmu. Coraz trudniej było mi zebrać myśli. Nagle do moich uszu zaczęły dobiegać dziwne odgłosy. Słyszałam krzyki, strzały i biegających po korytarzach żołnierzy. Kobieta przez chwilę nasłuchiwała, podobnie jak ja.
- Nie ruszaj się stąd. - Powiedziała idąc w kierunku drzwi, żeby sprawdzić co się dzieje. Gdybym mogła, już dawno nie siedziałabym w tym głupim fotelu. Kobieta wyszła, a ja podwoiłam swoje wysiłki. Szarpałam się, jednocześnie czując jak cały czas opadam z sił. Spojrzałam na kroplówkę, której została już mniej niż połowa. Zaczęłam czuć dziwne odrętwienie w rękach i nogach. Wiedziałam, że jeszcze kilka minut i stracę przytomność. Hałasy na korytarzu były coraz głośniejsze, a kobieta nie wracała. Nie miałam pojęcia kto mógł zaatakować kryjówkę Hydry, ale walka musiała być bardzo zaciekła. Nagle drzwi otworzyły się, z hukiem uderzając o ścianę. Nie mogłam uwierzyć we własne szczęście, widząc Asgardzkich żołnierzy.
- Znaleźliśmy ją, panie! - Zawołał mężczyzna i podszedł do mnie, pomóc mi się uwolnić. Kiedy tylko znów mogłam swobodnie się poruszać, wyrwałam kroplówkę podłączoną do mojej ręki. Przez kilka sekund czułam piekący ból, szybko jednak ustąpił.
- Loki! - Zawołałam uradowana, widząc jak wchodzi do pomieszczenia. Ześlizgnęłam się z fotela chcąc jak najszybciej znaleźć się w jego ramionach. Zapomniałam jednak, że moje nogi wciąż były niczym z waty. Loki złapał mnie zanim wylądowałam na podłodze.
- Wszystko w porządku? - Zapytał, uważnie mi się przyglądając. Przytaknęłam, wciąż nie mogąc uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Obawiałam się, że gdy tylko otworzę oczy obudzę się ze snu. Usłyszałam jak żołnierz, który mnie znalazł o coś pyta. Mój umysł jednak wciąż był nieco zamglony i sens jego słów do mnie nie docierał. Dopiero odpowiedź Lokiego zmroziła mi krew w żyłach.
- Zabić wszystkich, spalić to przeklęte miejsce.
Poczułam ciarki na plecach i nerwowo przełknęłam ślinę. Żołnierz wyszedł i chwilę później usłyszałam jak wykrzykuje rozkazy do pozostałych.
- Michael... - Wyszeptałam, przypominając sobie o chłopaku, który został w celi. Nie mogłam go tak poprostu zostawić.
- Kto?
Zignorowałam pytanie i wyszłam. Starałam się skupić, żeby nie pomylić drogi w tej plątaninie korytarzy. Szłam szybko, nie mogąc się doczekać, żeby zobaczyć jego reakcję na wiadomość, że za niedługo znów będzie ze swoją siostrą.
- Amy, zaczekaj!
Szłam dalej ignorując wszelkie wołania. Zbiegłam po schodach i znalazłam się w dobrze mi znanym korytarzu. Pchnęłam ciężkie drzwi do celi, w której spędziłam ostatnie godziny. Nie zastanowiło mnie nawet to, że były uchylone. Miałam wrażenie, że czas się zatrzymał, kiedy na środku pomieszczenia zobaczyłam ciało.
- Michael? - Ostrożnie podeszłam bliżej, uważając aby nie wejść w kałużę krwi rozlewającą się dookoła. Robiłam sobie złudną nadzieję, przewracając jego zimne, sztywne ciało, aby sprawdzić oddech. - Nie, nie, to nie może być prawda. - Wymamrotałam ze łzami w oczach. Przecież mu obiecałam, że go stąd wydostanę. Zobaczyłam kilka ran postrzałowych na jego klatce piersiowej i jedną na głowie. Miałam tak ściśnięte gardło, że nie byłam w stanie wykrztusić słowa. Zastanawiałam się tylko, dlaczego? Po panującej dookoła ciszy domyśliłam się, że żołnierze Hydry zabili wszystkich więźniów. Loki położył mi rękę na ramieniu. Odwróciłam się i rozpłakałam na dobre w jego ramionach. Czekał, gładząc mnie po włosach. Nie zadawał żadnych pytań i nie próbował na siłę mnie pocieszyć. Spędziłam tak dłuższą chwilę, zanim pozwoliłam się wyprowadzić.****
Nie zapamiętałam nic z drogi do domu. Chłodne, nocne powietrze szybko wysuszyło łzy na moich policzkach. Nie miałam już siły płakać, byłam wykończona. Szłam tępo patrząc w ziemię. Nie chciałam rozmawiać o tym co się wydarzyło. Jedyne co miałam w głowie to obraz martwego Michaela w kałuży krwi. Loki zdecydował, że do Asgardu wrócimy dopiero rano. Nie wiedziałam skąd taka decyzja, ale nie zamierzałam pytać. Miałam tylko nadzieję, że nie spotkam Leo. Corey natychmiast rozpoznała mój podły nastrój.
- Tak się cieszę, że nic ci się nie stało.- Powiedziała, obejmując mnie. Odwzajemniłam uścisk. Nie czułam się na siłach, aby teraz o wszystkim jej opowiadać.
- Potrzebuję tylko gorącej kąpieli. Odpowiedziałam, odsuwając się trochę. Usiłowałam przywołać na twarz chociaż niewielki uśmiech, ale efekt był marny.
- Oczywiście, pamiętasz chyba jeszcze gdzie jest łazienka, hm?
Przytaknęłam jej, wdzięczna, że nie zadręcza mnie pytaniami.
- Możesz zaczekać w moim pokoju. - Zwróciłam się jeszcze do Lokiego. Udałam się prosto do łazienki. Zauważyłam, że na wieszaku wciąż wisi mój szlafrok. Oni przez cały ten czas wierzyli, że kiedyś wrócę do domu. Tak jak zapewne teraz mała Hannah wciąż czeka na powrót brata. Miałam nadzieję, że ktokolwiek się nią opiekuje nie zostawi jej bez pomocy. Odsunęłam od siebie myśli o rodzeństwie. Nie chciałam znów zacząć płakać. Zrzuciłam z siebie brudne ubrania i z ulgą weszłam pod gorącą wodę. Spędziłam pod prysznicem dłuższą chwilę, jakby miało mi to pomóc zapomnieć. Dopiero gdy czułam, że przegrywam że zmęczeniem, owinęłam się puszystym, szarym szlafrokiem i wróciłam do pokoju.
- Co tam się stało? - Zapytał Loki, kiedy szukałam w szafie piżamy. Westchnęłam i usiadłam na łóżku, opierając się o ścianę i rękami obejmując kolana.
- A jak myślisz? Hydra chciała dać swoim ludziom zdolności wilkołaka bez skutków ubocznych takich jak obrastanie futrem. Wykorzystali więc naiwność tych dzieciaków, żeby eksperymentować na nich w okrutny sposób. - Przerwałam na chwilę, ocierając pojedynczą łzę z policzka. - Obiecałam Michaelowi, że wyciągnę go z tego piekła.
- Amy, obiecuje ci, że moi ludzie nie spoczną póki nie znajdą winnych. - Loki przyciągnął mnie do siebie. Nie potrafiłam się jednak zrelaksować. Jedna myśl wciąż nie dawała mi spokoju. Odsunęłam się szybko, spowrotem opierając o ścianę.
- Najpierw mi wyjaśnij, dlaczego twoi żołnierze mordują niewinnych cywili?
Odważyłam się spojrzeć mu w oczy. Czekałam na jakiekolwiek wyjaśnienie. Chciałam, żeby to wszystko okazało się nieprawdą. Loki wydawał się zaskoczony moim pytaniem, jednak nie odpowiadał. Postanowiłam więc kontynuować.
- Michael opowiedział mi, jak jego rodzice zostali zamordowani dla przykładu. Spalili im dom i zostawili dwoje niewinnych dzieci na pastwę losu. Czego przykład miał to być? - Nie chciałam się kłócić, ale pytania same cisnęły mi się na usta.
- Nie wiedziałem o tym. Nigdy nie dałem zgody na zabijanie niewinnych.
Emocje w jego głosie podpowiadały mi, że mówi prawdę. Byłam jednak zbyt zaślepiona bólem i żalem, żeby w tamtym momencie mu uwierzyć.
- Nie Loki, oni wypełniają twoje rozkazy! - Wstałam gwałtownie z łóżka. Czułam, że jestem na krawędzi i jeżeli zaraz nie przerwę rozmowy to powiem coś czego będę później bardzo żałować. - Pójdę spać do salonu. Łóżko jest za małe dla dwóch osób.
- Amy... - Loki próbował mnie zatrzymać, ale ominęłam go i wyszłam. Nie tak wyobrażałam sobie nasze ponowne spotkanie. Rzeczywistość była bardzo rozczarowująca. Zamiast nocy w objęciach ukochanego, czekała mnie samotna noc na niewygodnej kanapie.
CZYTASZ
Naznaczona Przez Boga Kłamstw
FanfictionTo miało być zlecenie jak każde inne. Amy nie spodziewała się, że w kilka dni jej życie całkowicie się zmieni.