Rozdział 50

85 9 2
                                    

Ryk Hulka dało się słyszeć aż na murach. Łucznicy zastygli na chwilę, wsłuchani w przerażający dźwięk. Draug pamiętał jednak, że to ich zadaniem jest unieszkodliwić bestię.
- Szykować zatrute strzały! - Wykrzyknął, wyrywając żołnierzy z letargu. Musieli pozostać skupieni. Kapitan przeczesywał wzrokiem pole bitwy, szukając potwora. Nie mogli mu pozwolić przebić się przez mur. W końcu go dostrzegł, wielka zielona bestia pędząca niczym kula armatnia. Zdolna wyrywać drzewa i kruszyć mury gołymi rękami.
- Teraz! - Wykrzyknął, obserwując jak grad strzał zasypuje potwora. Znaczna część zwyczajnie odbiła się od jego skóry, ale niektórym udało się utkwić w masywnym cielsku. - Jeszcze raz! - Zawołał widząc, że ich działania tylko bardziej rozwścieczyły potwora. - Nie dajcie mu zniszczyć muru!
Walka na dystans była ich jedyną nadzieją. Draug obserwował jak każdy kto zbliża się do bestii zostaje wyrzucony niczym szmaciana lalka kilkadziesiąt metrów dalej. Mury zatrzęsły się po pierwszym uderzeniu. Siłę jaką posiadał Hulk ciężko było do czegokolwiek porównać.
- Strzelać! - Wykrzyknął Draug, dostrzegając kilka postaci kryjących się w pobliżu potwora. Kolejne strzały wbiły się w ciało Hulka a jego ryk znów rozdarł powietrze. Murem zatrzęsło kolejne uderzenie, a po chwili stało się coś co napełniło serca żołnierzy nadzieją. Potwór zaczął się zmieniać, kurczył się i nabierał bardziej ludzkich kształtów w akompaniamencie straszliwych krzyków. Substancja, którą nasączone były groty strzał zaczynała działać.
- Wycofać się! - Dało się słyszeć spod murów.
- Zastrzelić tego śmiertelnika zanim znów się przemieni! - Zarządził Draug, widząc jak tracą cień szansy na pozbycie się bestii. Naciągnął cięciwę i sam wycelował, nie zamierzał przepuścić takiej okazji. Wypuścił strzałę i w napięciu czekał na rezultat.

****

Avengers byli dobrej myśli. Z pomocą żołnierzy i Hulka bez trudu przedostali się pod mury zamku. Teraz musieli osłaniać Hulka tak długo, aż uda mu się przebić. Kapitan nie rozumiał tylko po co łucznicy uparcie próbują strzelać do Hulka skoro większość strzał zwyczajnie się od niego odbijała. Dopiero po kilkunastu minutach zrozumiał jaki błąd popełnili. Żołnierze byli przygotowani do tej walki znacznie lepiej niż przypuszczał. Czymkolwiek była substancja pokrywająca groty strzał okazała się niezwykle skuteczna. W swojej ludzkiej postaci, Bruce niewiele mógł zdziałać.
- Musimy się przegrupować! - Zarządziła Sif, osłaniając ich tarczą przed kolejną salwą strzał.
- Racja, wycofujemy się! - Kapitan nie zamierzał kłócić się z kobietą. Przekonał się już, że jej wiedza jako wojownika jest ogromna. - Thor! - Zawołał, pozwalając wykończonemu Bruce'owi oprzeć się na swoim ramieniu. - Potrzebujemy dostać się do obozu!
- Rozumiem! - Gromowładny bez większego problemu powalił żołnierza z którym walczył i dołączył do przyjaciół. Chociaż od dziecka uczył się walczyć każdym rodzajem broni to teraz niezwykle brakowało mu mjolnira. Spojrzał na zakrwawiony miecz, trzymany w dłoni i ruszył pomóc Sif. Słońce zaczynało zachodzić, za chwilę obie armie rozejdą się, żeby wyleczyć rany i zebrać siły przed kolejnym dniem. Nagle do jego uszu dobiegł krzyk, odwrócił się i dostrzegł rannego Bruce'a leżącego na trawie. Strzała wbiła się w jego udo niezwykle głęboko. Dostrzegł łucznika szykującego się do kolejnego strzału. Podniósł porzuconą włócznię leżącą nieopodal i cisnął nią w mężczyznę na murach. Ten zdołał się ukryć, ale zyskali dzięki temu kilka dodatkowych sekund.
- Co z nim? - Zapytała Sif, pomagając Rogersowi  podnieść Bannera.
- Dowiemy się w obozie! Szybko!
Nie było czasu na zbędne dyskusje. Im szybciej Bruce znajdzie się w rękach medyków tym większa szansa, że pomoże im w dalszej walce.

****

Ziemia

To co uzyskali dzięki wiadomości rozesłanej przez Tonego przerosło oczekiwania wszystkich. Obawiali się, że po takim czasie, ludzie będą zbyt przestraszeni, aby wyjść na ulicę i otwarcie sprzeciwić się żołnierzom. Tymczasem odzew był ogromny. Pierwszy raz od dawna miasto było tak pełne ludzi. W swojej zbroi Stark mógł z góry obserwować jak sytuacja się rozwija. Niedaleko dostrzegł oddział żołnierzy szykujący się do przegonienia zebranych ludzi.
- Fury szykujcie się. Będziecie mieli towarzystwo. - Zaraportował natychmiast. Musieli pamiętać, że większość zebranych to jednak zwykli cywile.
- Ilu? - Zapytał rzeczowo Fury. Nawet jeżeli był zdenerwowany to doskonale to ukrywał.
- Pięćdziesięciu, może więcej.
- Wracaj do nas. Możesz być tutaj potrzebny.
Stark zawrócił bardzo chętnie, chciał przetestować działanie zbroi na kilku żołnierzach. Szukając miejsca do wylądowania, zauważył jak jeden z nich szarpie młodego mężczyznę, próbując oddzielić go od tłumu.
- Rozejść się! - Krzyczał żołnierz. - Albo wszystkich was wybijemy! - Groźby te jednak nie robiły na nikim wrażenia. Wszyscy stali dalej, czekając na sygnał do walki. Stark wylądował tuż obok żołnierza i złapał go za ramiona.
- Zostaw go, albo nauczę cię latać w mało przyjemny sposób.
Żołnierz jednak nie miał zamiaru tak łatwo odpuścić. W mgnieniu oka przebił mieczem klatkę piersiową mężczyzny. Wywołało to poruszenie wśród ludzi stojących obok. Padł pierwszy strzał i chwilę później jeden z Asgardczyków padł na ziemię. Stark porwał trzymanego żołnierza w powietrze. Mężczyzna krzyczał i szarpał się, wymachując na oślep mieczem. Nie miał jednak zbyt wielkich szans na wyrwanie się, z każdą sekundą coraz bardziej oddalał się od ziemi.
- Co ty wyprawiasz? - Fury brzmiał jakby był naprawdę wściekły. Częściowo zagłuszały go odgłosy strzałów i krzyki. - Nie taki był plan.
Tony zignorował dalszą część wypowiedzi. Wylądował na szczycie posągu i odstawił bladego ze strachu żołnierza. Nie zamierzał okazywać żadnej litości choćby ten o nią błagał. Pamiętał, że Asgardczycy również jej nie mieli.
- Masz ostatnią szansę, żeby zabrać swoich ludzi i wynosić się z Ziemi raz na zawsze. - Wycedził Stark idąc w stronę żołnierza.
- Myślisz, że przestraszysz mnie tą prymitywną zabawką? - Zakpił mężczyzna i zamachnął się mieczem. Stark wyciągnął tylko rękę, łapiąc za ostrze i bez trudu wyginając je do góry.
- Prymitywna zabawka... - Powtórzył i zepchnął żołnierza z krawędzi posągu. Przez chwilę obserwował jak ten leci kilkadziesiąt metrów w dół, aż roztrzaskał się na asfalcie.
W tym czasie na dole rozgorzała prawdziwa bitwa, żołnierzy zdecydowanie przybyło i robili wszystko żeby stłumić bunt.
- Odpalaj Jarvis. - Mruknął do sztucznej inteligencji, kolejny raz wzbijając się w powietrze. Ładunki wybuchowe rozmieszczone zaczęły wydawać charakterystyczny dźwięk, odmierzając czas do wybuchu. Tony wystrzelił kilka pocisków w stronę kolejnych żołnierzy i wylądował obok Natashy.
- Gotowa na pokaz? - Zapytał wskazując na pomnik. Diody ładunków wybuchowych migały niczym lampki na choince. Po kilku sekundach ogłuszający huk sprawił, że walczący na chwilę zamarli. Statua niebezpiecznie zachwiała się pośród unoszącego się pyłu. Kiedy już wydawało się, że konstrukcja się ustabilizowała, posąg pękł nieco poniżej głowy, która poleciała w dół. Spadając zmiażdżyła zmierzający w ich stronę oddział żołnierzy. Tony podniósł przyłbicę i uśmiechnął się do Natashy, która kręciła z niedowierzaniem głową.
- Mówiłem, że urwę mu głowę. - Powiedział i na nowo wzbił się w powietrze. Od dawna czekał na ten moment. Nie wyzwolili jeszcze Ziemi, ale zniszczenie symbolu ich niewoli napawało ogromną nadzieją. Tony wylądował na stojącej nadal części statuy i wskazał palcem kilu ocalałych żołnierzy.
- To samo zrobię z waszym królem! - Wykrzyknął, a ludzie zaczęli wiwatować. - Wracajcie, żeby mu to przekazać! - Uniósł ręce w geście zwycięstwa, widząc jak wróg się wycofuje. Wygranie tej małej bitwy to z pewnością nie był koniec, ale obserwowanie radości zgromadzonego tłumu dawało siłę do dalszej walki.

Amy

Wędrowałam już od dobrych kilku godzin. Dawno zostawiając za sobą podnóże góry, które było moim jedynym punktem orientacyjnym. Sądząc po słońcu zbliżało się południe, a ja nadal nie widziałam nawet zarysu zamku na horyzoncie. Zaczynałam sądzić, że driada wprowadziła mnie w błąd i szłam w odwrotnym kierunku. Oparłam się o drzewo, żeby chwilę odpocząć. Oddałabym wszystko za chociaż odrobinę wody. Nagle leśny spokój rozdarł potężny ryk, ptaki poderwały się w powietrze, uciekając w panice. Najpierw poczułam gęsią skórkę na całym ciele, żeby chwilę później moje serce napełniło się nadzieją. Ten ryk mógł oznaczać tylko Hulka, a skoro mogłam go usłyszeć to bitwa musiała toczyć się naprawdę niedaleko. Czując przypływ energii, zaczęłam przedzierać się przez las w kierunku, z którego dobiegał dźwięk. Docierając na skraj lasu miałam ochotę skakać ze szczęścia. Zrobiłabym to mając chociaż odrobinę więcej siły, gdyby nie drzewo obok mnie to nie utrzymałabym się nawet na nogach. Widząc światła obozu nie obchodziło mnie kogo tam zastanę, to była moja jedyna szansa. Zostawiłam za sobą las i ruszyłam przez rozległą równinę w stronę dającego nadzieję światła. Szłam powłócząc nogami, czułam jak z każdym krokiem coraz bardziej opadam z sił. Dostrzegłam postać na skraju obozu, wyciągnęłam rękę mając nadzieję, że zwrócę na siebie uwagę. Powinnam zawołać, ale z moich ust wydobył się dźwięk niewiele głośniejszy od szeptu. Dostrzegłam jeszcze ruch tajemniczej postaci, zanim mój umysł odpłynął w ciemność.

Naznaczona Przez Boga KłamstwOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz