Rozdział 11

214 18 0
                                    

Obudziłam się nagle, spróbowałam sobie przypomnieć, gdzie jestem i jak się tu znalazłam. Ostatnie co pamiętałam to krzyki, walczący żołnierze, wybuch, a potem nic. Usiadłam i rozejrzałam się. Nie znałam tego miejsca, nigdy wcześniej tu nie byłam. Pomieszczenie było jasne i przestronne, siedziałam na dużym łóżku. Na przeciwko znajdował się kominek, w którym tlił się niewielki ogień. Białe ściany, marmurowa podłoga. Fioletowe zasłony w dużych oknach. Było cicho, za cicho, w pobliżu nie było słychać, żadnych odgłosów walki. To jednak w żaden sposób nie sprawiało, że czułam się lepiej. Usłyszałam otwieranie drzwi, szybko odwróciłam się w tamtą stronę. Zobaczyłam młodą dziewczynę, miała długie jasne włosy zaplecione w warkocz na plecach. Niosła w rękach stertę prania i uśmiechała się nucąc pod nosem.
- Przepraszam, gdzie ja jestem? - Musiałam ją wystraszyć, bo zatrzymała się upuszczając pranie.
- Oh, wybacz pani. Nie wiedziałam że się obudziłaś.
- Przepraszam, nie chciałam cię wystraszyć. - Wstałam z łóżka i pomogłam jej zbierać rozrzucone ubrania. - Powiesz mi gdzie właściwie jestem?
- Oczywiście, jesteś w Asgardzie, pani.
Wyprostowałam się słysząc te słowa. Jak to w Asgardzie? Co ja tutaj robię? Musiałam się przesłyszeć, albo to wszystko to tylko sen.
- Możesz powtórzyć? - Wyglądała na trochę zaskoczoną moją prośbą.
- Naturalnie, znajdujemy się w Asgardzie.
- Wiesz jak się tutaj znalazłam?
- Żołnierze znaleźli cię nieprzytomną. Powiadomili króla, on kazał zabrać cię tutaj. Byłaś w bardzo złym stanie, prawie straciłaś nogę, pani. - Była bardzo przejęta, kiedy to mówiła.
Nie rozumiałam dlaczego zwracała się do mnie tak oficjalnie. Wyglądała na moją rówieśniczkę.
- Powiesz mi jak masz na imię? Będzie nam łatwiej rozmawiać.
- Nazywam się Keira.
- Miło mi ja jestem Amy.  Mam do ciebie prośbę. Mogłabyś mówić mi po imieniu?
Moja prośba bardzo ją speszyła, tak jakbym powiedziała coś nieodpowiedniego.
- Nie mogę, pani. Jesteś gościem króla, a ja tylko sługą. To byłby brak szacunku.
- Króla? Masz na myśli Lokiego? Gdzie on jest? Muszę z nim porozmawiać.
- To niemożliwe, jest bardzo zajęty. Mam się tobą zająć do czasu...
Okazało się że wcale nie musiałam czekać. Na szczęście, chciałam jak najszybciej wrócić do domu. Kiedy tylko Loki wszedł, Keira skłoniła się i szybko wyszła. Miałam ochotę podejść i mu przywalić. Nie tak się umawialiśmy. Starałam się jakoś nad sobą panować.
- Jestem ci bardzo wdzięczna za pomoc, a teraz mogłabym wrócić do domu? - Mój ton nie wyrażał ani odrobiny wdzięczności.
- Obawiam się że to niemożliwe.
- Słucham?
- Ludzie wiedzą że mi pomagałaś. Jeżeli tam wrócisz dokonają samosądu . A ja nie będę mógł cię tam chronić.
Nie rozumiałam skąd ta nagła chęć chronienia mnie. Nie chciałam się pogodzić z tym co mówił, ale miał rację. Powrót do wcześniejszego życia był niemożliwy. 
Poczułam narastającą panikę. Byłam całkowicie sama w obcym świecie. Nie miałam niczego i nikogo nie znałam.  Miałam wrażenie że coś utrudnia mi oddychanie, w uszach mi szumiało, a serce chciało wyrwać się z piersi.
- Amy spokojnie. Jesteś tutaj bezpieczna.
- Jak śmiesz mnie uspokajać? To wszystko twoja wina! Dlaczego to moje życie postanowiłeś zniszczyć?
Byłam tak bardzo zła, a jednocześnie smutna. Nie oczekiwałam odpowiedzi. Chciałam móc cofnąć czas, żeby to wszystko się nie wydarzyło.
- Zostaw mnie. Wyjdź!
Widziałam że chce coś powiedzieć, jednak ja nie chciałam słuchać. Popchnęłam go w stronę drzwi. Loki zrozumiał że najlepsze co może zrobić to zostawić mnie samą. Wyszedł a ja opadłam na podłogę przy drzwiach, trzęsąc się z nerwów. Miałam ochotę płakać i krzyczeć, ale coś przyciągnęło moją uwagę. Na stoliku nocnym leżał medalion. Medalion w kształcie głowy wilka. Niewiele myśląc podeszłam i założyłam go na szyję. Nie miałam pojęcia czy to zadziała, ale ścisnęłam go w dłoni wzywając Fenrira.
- Fenrirze, jeżeli mnie słyszysz. Proszę, potrzebuję cię.
Stałam przez chwilę wpatrując się w drewniany pysk wilka. Nie chciałam robić sobie zbyt wielkiej nadziei, zaklęcie pewnie przestało działać skoro nie było już potrzebne. Nie mogłam uwierzyć, kiedy usłyszałam ciche skrobanie w szybę. Zobaczyłam czarnego wilka stojącego na moim balkonie. Zerkał ciekawie do środka. Podbiegłam otwierając drzwi balkonowe. On jednak nie wszedł do środka.
- Nie możesz się teraz przemienić, prawda? - Spytałam, wychodząc na zewnątrz. Pokręcił przecząco głową. Odrobinę mnie to zasmuciło. Przyznam że miałam nadzieję na rozmowę. Widziałam jego pytający wzrok. Chciał wiedzieć czemu go wezwałam.
- Przepraszam, zrobiłam to odruchowo. Poczułam się taka samotna. Zobaczyłam ten amulet i pomyślałam o tobie...
Fenrir delikatnie polizał moją dłoń. Musiał wyczuwać mój smutek i chciał mnie pocieszyć. Pogłaskałam go po głowie, miał bardzo krótkie i szorstkie futro. Położył się u moich stóp i kilka razy uderzył łapą w podłogę, dając mi znak żebym usiadła. Posłuchałam go,a gdy ułożył głowę na moich kolanach, moje oczy znów powędrowały do ran na jego karku. Zastanawiałam się, kto mógł skrzywdzić tak piękne stworzenie? I dlaczego? Wygrzewaliśmy się tak w słońcu przez dłuższy czas. Gładziłam jedną ręką futro Fenrira. Ten gest działał na mnie uspokajająco, a jemu najwyraźniej nie przeszkadzał. Nagle jednak zerwał się, postawił uszy i zaczął węszyć.
- Co się dzieje? Ktoś idzie?
Energicznie przytaknął
- Loki?
Kolejna twierdząca odpowiedź. Wiedziałam jedno, nie chcę z nim rozmawiać. Fenrir spojrzał na mnie i wskazał na swój grzbiet. Nie miałam zbyt wiele czasu na zastanawianie się czy wsiadanie na gigantycznego wilka to dobry pomysł. Wskoczyłam mu na grzbiet, rękami obejmując jego szyję. Czułam jak jego mięśnie prężą się, szykując do skoku. Zamknęłam oczy, gdy przeskakiwał nad kamienną balustradą. Chwilę później delikatnie wylądował na sporej równinie rozciągającej się za pałacem. Nie zatrzymując się, pobiegł w stronę lasu. Dopiero gdy osłoniły nas drzewa, zatrzymał się i pozwolił mi zejść.
- Dziękuję.
Fenrir położył się, a ja oparłam się plecami o jego bok. Jednym z nielicznych wspomnień jakie miałam z czasów, kiedy mieszkałam jeszcze z rodzicami, był ogromny pluszowy tygrys. Uwielbiałam tą zabawkę i zawsze z nim spałam mimo że zajmował niemal całe moje łóżko. Fenrir przypominał mi tego tygrysa. Spędziłam w jego towarzystwie cały dzień, mimo że nie mogliśmy rozmawiać, nie czułam takiej potrzeby. Dzięki niemu ten świat stał się trochę mniej przerażający i pozwoliło mi to poczuć się trochę jak w domu. Kiedy słońce zaszło Fenrir dał mi jasny znak, że to pora abym wróciła do zamku. Nie protestowałam chociaż było mi przykro że musimy się pożegnać.
Staliśmy już z powrotem na moim balkonie, podrapałam go jeszcze przyjacielsko za uchem.
- Sprawiłeś że ten dzień z koszmarnego zrobił się wspaniały. Dziękuję.
W odpowiedzi polizał mnie po twarzy. Zeskoczył z balkonu i pobiegł w kierunku lasu. Weszłam do środka. Dopiero rozglądając się po pomieszczeniu coś sobie uświadomiłam. Pomimo silnych emocji moje zdolności nie dały o sobie znać. Nie słyszałam też kroków kiedy siedziałam z Fenrirem. Skupiłam się na wywołaniu przemiany. Jednak mimo usilnych prób pozostawałam człowiekiem. Zauważyłam tacę z jedzeniem na stole. Teraz było już zimne, jednak nie ono mnie interesowało. Złapałam za nóż leżący obok i przejechałam ostrzem po ręce. Patrzyłam na cieknącą krew, czekając aż rana się zagoi, ale to nie nastąpiło. Nie byłam już wilkołakiem. Tak jak na Ziemi podczas nowiu, tak samo tutaj moje zdolności zniknęły. Miałam wrażenie że ktoś odebrał mi część mnie. Usiadłam na najbliższym krześle, wciąż ściskając w dłoni nóż. Spojrzałam na otwierające się drzwi. Loki odetchnął z ulgą, kiedy mnie zobaczył. Wiedziałam że będę musiała jakoś wytłumaczyć moje zniknięcie.
- Amy, co ty wyprawiasz? - Podszedł i zabrał nóż z mojej dłoni.
- To tylko draśnięcie. - Schowałam zranioną rękę pod stołem.
- Ktoś później to opatrzy. Powiedz mi lepiej gdzie byłaś cały dzień?
Czułam się jak na przesłuchaniu. Nikt mi tylko nie powiedział że jestem tutaj więźniem.
- Potrzebowałam pobyć sama. Wyszłam na spacer.
- Nikt nie widział jak wychodzisz. Na pewno byłaś sama? - Jego wzrok zatrzymał się na amulecie, którego wciąż nie zdjęłam.
- Przecież nikogo tu nie znam. - Nie było sensu dalej kłamać, ale w tamtym momencie było mi wszystko obojętne. 
- A Fenrir? - Zapytał, łapiąc za naszyjnik i zrywając go z mojej szyi.
- Przypomina mi o nich... - opuściłam głowę.- O mojej rodzinie.
- Nie jest jak oni. Jest przebiegły i niebezpieczny.
- Traktujesz mnie jakbym była twoją własnością.  - Nie obchodziło mnie czy naprawdę chciał mnie chronić. - Odebrałeś mi już wszystko. Skoro i tak nie mogę o sobie decydować to mogłeś pozwolić mi umrzeć. Zabieraj ten amulet i zejdź mi z oczu.
- Nie.
Zmarszczyłam brwi, widząc jak odkłada naszyjnik na stół. - Zaufam że mnie posłuchasz i nie będziesz się z nim kontaktować.
Przytaknęłam, czułam że i tak nie mam żadnego wyboru. W tym momencie do komnaty weszła Keira. Przyniosła opatrunki i od razu zabrała się do pracy. Zauważyłam jak bardzo zmieniło się jej zachowanie w obecności Lokiego. Jej ciało było całe spięte, całkowicie skupiła się na opatrywaniu mojej ręki. Nie mogła opanować drżenia dłoni. Uśmiechnęłam się do niej ciepło chcąc dodać jej otuchy, ale to nie pomogło. Poprosiłam więc Lokiego żeby zostawił nas same, było już późno więc zamierzałam szybko położyć się spać.
- Wszystko w porządku? - Zapytałam, gdy wyszedł.
- Tak, Pani. Ja tylko bardzo się o ciebie martwiłam.
- Na pewno? Wydajesz się bardzo przestraszona. Obawiasz się kogoś?
- Zapewniam że wszystko w porządku. Potrzebujesz czegoś jeszcze, Pani?
- Nie, możesz wracać do domu. Dziękuję za opatrunek.
Wyszła, a ja położyłam się do łóżka. Wiedziałam że Keira mnie okłamuje. Nie wiedziałam tylko dlaczego.

Naznaczona Przez Boga KłamstwOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz