Rozdział 34

115 8 0
                                    

Zaciągnęli mnie do dużej, pustej sali. Po moim ciele przebiegł dreszcz, kiedy dostrzegłam zaschnięte, niedomyte plamy krwi na podłodze i ścianach. Nad drzwiami, którymi mnie wprowadzono znajdowała się szyba, zza której można było obserwować co dzieje się w środku. Rozglądałam się niepewnie, aż z głośników umieszczonych pod sufitem dało się słyszeć okropne trzaski.
- Pokaż dzisiaj co potrafisz. - W pomieszczeniu rozległ się głos Rumlova. Wiedziałam czego oczekuje, chciał kolejny raz zmusić mnie do walki. Nie zamierzałam być jego marionetką. Uśmiechnęłam się w kierunku przeszklonego pomieszczenia, kiedy do sali wszedł pierwszy przeciwnik. Za każdym razem wyglądali tak samo, czarne kombinezony zasłaniające całe ciało.
- Nie musimy walczyć. - Powiedziałam, widząc jak przeciwnik wyciąga nóż. Ruszył w moją stronę, ale bez problemu odskoczyłam na bok. Odwrócił się błyskawicznie i rzucił ostrzem w moją stronę. Padłam na ziemię, przeturlałam się i podniosłam nóż, który wbił się w podłogę. Bransolety na moich nadgarstkach znów zapiszczały, musiały w jakiś sposób rejestrować moje ruchy. Nie zamierzałam dać Hydrze tego czego chcą, dlatego konsekwentnie unikałam walki, opierając się jedynie na unikach. Mój przeciwnik desperacko próbował odebrać mi broń, którą stracił w bardzo głupi sposób. Dla obserwatora musiało wyglądać to komicznie, kiedy przeskakiwałam z miejsca na miejsce z łatwością unikając kolejnych ciosów.
- Skończ tę zabawę Amy! - Usłyszałam zniecierpliwiony głos Rumlova.
- Zmuś mnie! - Odkrzyknęłam w kierunku szklanej ściany. Szybko tego pożałowałam, gdy do pomieszczenia weszło kolejnych czterech przeciwników. Nie mogłam pozwolić, żeby mnie otoczyli. Każdy z nich miał przy sobie kilka rodzajów broni. Jeden szczególnie upodobał sobie elektryczne lasso. Trzymał się na dystans podczas gdy pozostali próbowali skłonić mnie do ataku. Ktoś podciął mi nogi, nie zdążyłam uskoczyć i wylądowałam na plecach. Natychmiast wykonałam przewrót w tył i stanęłam na nogach, zanim zdążyłam się wyprostować poczułam cios w brzuch. Nie mogąc mnie sprowokować przeszli do bardziej bezpośrednich metod. Instynktownie odezwała się moja drugą natura, gotowa pomóc mi się bronić. Pamiętałam jednak, że właśnie tego chce Rumlov, zmusiłam się więc do pozostania człowiekiem. Rozejrzałam się, stwierdzając, że przeciwnicy podeszli zbyt blisko. Wybiłam się, zamierzając przeskoczyć nad nimi i znaleźć się po drugiej stronie. Niestety już w powietrzu poczułam jak coś oplata się wokół mojej kostki. Mężczyzna, który do tej pory trzymał się z tyłu postanowił użyć lasso, którym cały czas się bawił. Szarpnął za linę, sprawiając, że przeleciałam kilka metrów i z hukiem wylądowałam na podłodze. Jęknęłam, boleśnie odczuwając upadek, którego nie zdążyłam w żaden sposób złagodzić. Nie byłam już pewna co będzie gorsze, dać im czego chcą czy dalej pozwalać sobą pomiatać. Jak tylko się opamiętałam, spróbowałam odplątać pętlę na mojej kostce. Mój przeciwnik zdążył w tym czasie przerzucić drugi koniec przez belkę pod sufitem. Zanim dotarło do mnie co planuje, pociągnął za linę sprawiając, że zawisnęłam w powietrzu. Instynktownie spróbowałam zaczepić się pazurami o podłogę, ale zostawiłam w niej tylko głębokie zadrapania.
- Na twoim miejscu zacząłbym się bronić. - Rumlov wyraźnie dawał mi do zrozumienia, że nie cofną się przed niczym. Poczułam pierwszy cios, a za nim kolejny i kolejny. Początkowo próbowałam zasłaniać się rękami, jednak nie byłam w stanie przewidzieć z której strony nadejdzie atak. Regeneracja sprawiała, że wszelkie rany i złamania szybko się goiły, nie oznaczało to jednak, że nie czułam bólu. Moja druga natura wyrywała się do walki, mimo woli oczy lśniły złotym kolorem. Walczenie z przemianą stawało się równie bolesne co kolejne ciosy. Mężczyzna, który utrzymywał mnie w powietrzu kilkukrotnie pociągnął za sznur i puścił sprawiając, że uderzyłam o podłogę.
- Wystarczy! - Usłyszałam, kiedy upadłam po raz ostatni. Byłam na granicy przytomności, drżącą ręką wytarłam krew z twarzy. Na moim ciele nie było miejsca, które by nie bolało. Zaczynałam się poważnie martwić, nie o siebie lecz o dziecko, które prawdopodobnie nosiłam. Wiedziałam, że sama zniosę wiele, ale ono z pewnością nie jest tak silne. - Skoro nie chcesz współpracować załatwimy to inaczej.- Rumlov złapał mnie za kark, stawiając na nogi. Drugą ręką złapał za mój nadgarstek i wykręcił za plecy. Zaczął prowadzić mnie kolejnymi korytarzami i w dół po schodach. Znaleźliśmy się w kolejnej części tej ogromnej placówki. Poczułam nieprzyjemny skurcz w żołądku. Korytarz wyglądał jak wyjęty z koszmaru. Ciemny na tyle, że nie dało się dostrzec drugiego końca. Zaledwie kilka lamp świecących upiornym czerwonym światłem. Dwa rzędy stalowych drzwi zza których słuchać było jedynie zawodzenie, cierpiących ludzi. Ból i strach były jedynymi emocjami jakie potrafiłam wyczuć w tym miejscu.
- Wypuśćcie mnie! - Młody chłopak, praktycznie nastolatek dopadł do drzwi, uderzając w nie rozpaczliwie. Przez niewielką kratkę dało się dostrzec, że jego palce pokryte są krwią. Rozglądał się, a jego wzrok błagał o pomoc. Rumlov prowadził mnie dalej, ciemnym korytarzem. Większość przebywających tutaj osób była na skraju szaleństwa, nie wiedziałam co Hydra z nimi robi. Wtedy przypomniały mi się słowa Rumlova o tych dwóch mężczyznach, których miałam zabić. Wszyscy ci młodzi ludzie byli eksperymentami.
- Zaczynasz rozumieć, co? - Nie miałam pojęcia czy w jakiś sposób wyczytał to z mojej twarzy, czy poprostu tak założył. Nie odpowiedziałam, wsłuchana w kolejne krzyki pomieszane z histerycznym śmiechem i wyciem z bólu. Gdzieś w oddali wyłapałam nawet pojedynczy śmiech.
- Wojna jest okrutna. - Kontynuował. - Ci młodzi ludzie stracili wszystko. Rodziny, dom, przyjaciół, byli głodni i wyczerpani. Wtedy to Hydra wyciągnęła do nich pomocną dłoń.
- To nazywasz pomocną dłonią? - Nie mogłam sobie nawet wyobrazić jak ktoś będąc nawet w bardzo trudnej sytuacji zgadza się na coś takiego.
- To nie moi ludzie, odebrali im beztroskie życie. - Odparł, zatrzymując się na chwilę. - Zdaję się, że tylko Hydra rozumie, że zwykli żołnierze nie wygrają tej wojny. Armia przestała już nawet próbować. - Uśmiechnął się do siebie, chociaż ja nie rozumiałam co zabawnego jest w tej sytuacji. - Światowi przywódcy nie żyją, los Avengers pozostaje nieznany, Nick Fury zniknął, a Tarcza nie robi nic.
- I sądzisz, że armia zmutowanych nastolatków może wygrać wojnę? - Zapytałam, ten plan wydawał mi się odrobinę naiwny.
- Nie nastolatków, testujemy na nich serum, które później podamy żołnierzom. Tarcza zebrała jednak zbyt mało informacji, kiedy przetrzymywali twoich przyjaciół. Dlatego potrzebujemy ciebie. Możesz oszczędzić sobie cierpienia i skrócić męki tych nieszczęśników. Wystarczy, że dasz nam to czego chcemy.
- Nie. - Pokręciłam stanowczo głową. - Nie zamierzam brać udziału w waszych chorych eksperymentach.
Rumlov uśmiechnął się jakby właśnie na taką odpowiedź liczył. Otworzył drzwi do celi przy której staliśmy i wepchnął mnie do środka.
- Zmienisz zdanie, kiedy spędzisz tutaj trochę więcej czasu.
Kilka razy uderzyłam pięściami w drzwi, robiąc przy tym sporo hałasu. Kiedy się uspokoiłam, usłyszałam tylko śmiech Rumlova i ciężkie kroki na schodach. Odwróciłam się, żeby spostrzec, że nie jestem sama.

Naznaczona Przez Boga KłamstwOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz