52.

180 22 2
                                    

Tak dla wyobraźni 🙈🙈☝️☝️

Cały zestresowany siedziałem z resztą ludzi w samolocie. Czekaliśmy na sygnał byśmy mogli wyskoczyć.

ㅡ Damy radę. ㅡ Powiedział Guk, który siedział na przeciwko mnie. ㅡ Wyjdziemy z tego cało. To tylko dwa miesiące.

ㅡ Tylko dwa miesiące. ㅡ Podkreśliłem spuszczając głowę. Cholernie się bałem, a także nie wierzyłem, że wyjdziemy z tego cali i zdrowi. Ktoś z nas, w każdej chwili może dostać kulkę.

ㅡ Jiminnie... Spójrz na mnie. Wszystko będzie dobrze.

ㅡ Aigoo naprawdę? Nawet teraz musicie sobie słodzić? ㅡ Warknął jeden chłopak. Zmilkliśmy wzdychając. ㅡ Możemy zginąć... A wy zachowujecie się jak gdyby nigdy nic.

ㅡ Opanuj się Min. ㅡ Fuknął Sonic. ㅡ Sam na ich miejscu byś robił to samo ze swoją połówką. Mogą się nawzajem stracić. Więc do cholery jasnej zostaw ich w spokoju i odmawiaj pacierz. ㅡ Dodał zdenerwowany. Chłopak się w końcu uciszył. Spojrzałem na Kooka w tym samym czasie co on. Posłał uśmiech, który odwzajemniłem.

ㅡ Zaraz skaczemy. ㅡ Rzekł brunet. Po przemyśleniach generała, stwierdził, że to on dostanie dowodzenie grupą, jako iż twierdził, że był najbardziej ogarnięty z nas wszystkich. Nie mylił się. Choć w tym czarnym uniformie wyglądał naprawdę przystojnie i seksownie. Ugh... Opanuj się Jimin. Lecisz na wojnę, a nie... ㅡ Przygotować się. ㅡ Rzucił odpinając pasy. Zrobiliśmy co kazał, następnie zakładając spadochrony. Kilka minut później otworzyła się brama. ㅡ Skacz! ㅡ Krzyknął. Każdy po kolei opuszczał samolot aż na końcu zostałem ja i Guk. ㅡ Jimin nie ma czasu. Skacz.

ㅡ Co jeśli to ostatnia nasza misja?

ㅡ Nie wiem, ale teraz nie ma czasu na takie rozmowy. Skacz. ㅡ Powiedział poważnie. Warknąłem pod nosem całując go w usta, a następnie wyskakując z pokładu.

***

ㅡ Sonic, dowodzisz grupą pierwszą. ㅡ Powiedział, gdy schowaliśmy się w ruinach dawnego domu. Tu jak na razie byliśmy bezpieczni, dlatego mogliśmy opracować plan. ㅡ Grupą drugą...

ㅡ Ja chcę.

ㅡ Dobra, Min. Ale bez głupstw. ㅡ Mruknął. ㅡ Ja mam grupę trzecią. Rozdzielamy się. Pierwsza idzie na zachód, druga na wschód, a trzecia pójdzie na południe.

ㅡ A na północ kto pójdzie? ㅡ Odezwałem się poprawiając karabin na ramieniu.

ㅡ Tamtych terenów unikamy. Są tam liczne wolne gangi. Gdy tylko się im pokażemy załatwią nas, a nas jest zbyt mało by z nimi walczyć. Jeszcze jakieś pytania?

ㅡ Gdzie jest niby wojsko amerykańskie?

ㅡ Połowa z nich są zakładnikami z tego co wiem. Reszta urywa się w budynkach. Musimy do nich dotrzeć, ale najpierw trzeba zbadać teren. Za pięć godzin przylecą helikoptery. Musimy tyle czasu przeżyć. Nie dajcie się zabić. Ruszamy. ㅡ Założył kominiarkę, a potem hełm. Wszyscy poszli jego śladami. Następnie rozdzieliliśmy się idąc w trzy różne kierunki. ㅡ Trzymaj się blisko mnie. ㅡ Powiedział przyciągając moją osobę za swoje plecy.

ㅡ Byś ty oberwał pierwszy, tak?

ㅡ Nie zaczynaj. Miej oczy dookoła głowy. ㅡ Powiedział. Westchnąłem robiąc co kazał.

Chodziliśmy po pustych dzielnicach już dwie godziny. Nie było widać ani jednej żywej duszy. Wszyscy się pochowali w bezpiecznych miejscach. Do czasu aż Jungkook gwałtownie się zatrzymał.

ㅡ Guk?

ㅡ Rozproszyć się! ㅡ Krzyknął cofając się. Nie rozumiejąc spojrzałem przed siebie. Zauważyłem kilku Afganistańczyków, którzy szli w naszym kierunku uzbrojeni po samą szyję. Nagle się zatrzymali by po chwili rzucić do nas salwę granatów. Ruszyłem do kryjówki, lecz wszystkie drzwi były zamknięte. ㅡ Jimin! ㅡ Usłyszałem za sobą, a potem poczułem szarpnięcie i zostaję pociągnięty w bezpieczne miejsce. Schowaliśmy się w budynku czekając aż wybuchy się skończą. Zakryłem uszy mając nadzieję, że to był tylko sen, ponieważ nie chciałem tutaj być. Miałem ochotę się rozpłakać. Chciałbym wrócić do domu, do rodziców... Wszędzie byle nie tutaj.

Gdy wybuchy ucichły zaczęliśmy do nich strzelać, a ci do nas. Wywołała się wojna.

ㅡ Nie damy rady. Wycofać się! ㅡ Krzyknął. Wstaliśmy i nie przerywając ognia wycofaliśmy się z pola bitwy. Po chwili poczułem przeszywający ból w klatce piersiowej, a potem kolejny. ㅡ Jimin! ㅡ Krzyknął. ㅡ Mamy rannego! Gdzie ten konwój?! ㅡ Krzyknął do krótkofalówki. ㅡ Skarbie nie odpływaj mi. Patrz na mnie. Błagam cię. ㅡ Mówił. Przerzucił moją osobę na ramię uciekając w tym czasie straciłem przytomność.

**

Przebudziłem się dostrzegając kontury twarzy Jungkooka. Niestety nie byliśmy z daleka od tego miejsca. Wręcz przeciwnie. Znajdowaliśmy się w jakimś ciemnym miejscu z jedną lampą. Była noc. Leżałem na podłodze patrząc w sufit.

ㅡ Kochanie musisz wytrzymać choć godzinę. Błagam cię. ㅡ Rozpłakał się poprawiając mi włosy. Zakasłałem wypluwając krew.

ㅡ Gukie.. ㅡ Szepnąłem.

ㅡ Cichutko. Oszczędzaj siły. Tylko wytrzymaj, dobrze? Zrób to dla mnie, albo nie. Dla siebie. Miałem cię chronić... Przepraszam cię z całego serca.

ㅡ To nie twoja wina...

ㅡ Dajcie więcej bandaży. ㅡ Rzucił do innych. ㅡ Nic nie mów. ㅡ Poprosił chcąc założyć mi kolejną warstwę bandaży, lecz resztkami sił powstrzymałem go. ㅡ Jiminnie...

ㅡ Nie rób. Obiecaj, że nie będziesz się obwiniać. To nie twoja wina. Bardzo... Bardzo cię kocham Kookie. Zapamiętaj to, dobrze? ㅡ Uśmiechnąłem się lekko, lecz po chwili ujrzałem ciemność.

Jungkook POV.

ㅡ Jimin? Jiminnie.. Obudź się. Jimin.. Nie! Jimin! ㅡ Krzyczałem klepiąc chłopaka lekko po policzku, a potem sprawdzając puls nie wyczuwając go. Płacząc czując jak serce rwie się na kawałki oparłem głowę na jego klatce. ㅡ Nie rób mi tego. To ja powinienem zginąć. Skarbie..

ㅡ Kapitanie... ㅡ Usłyszałem za sobą. ㅡ Musimy iść dalej. Terroryści się zbliżają.

ㅡ Nie. Nigdzie nie idę. ㅡ Warknąłem. ㅡ Nie pójdę bez Jimina. ㅡ Fuknąłem zaczynając go reanimować. ㅡ Błagam cię. Żyj. Proszę cię.. ㅡ Płakałem. Nie mogłem go stracić, dopiero co go odzyskałem.

ㅡ Kapitanie! ㅡ Krzyknęli.

ㅡ Czego do cholery jasnej chcecie?!

ㅡ Konwój jest na miejscu. ㅡ Powiedzieli. Natychmiast wziąłem chłopaka na ręce wychodząc z pomieszczenia. Podbiegłem do samochodu i z pomocą innych żołnierzy włożyłem chłopaka do środka. Na szczęście był między nimi lekarz. Ruszyliśmy od razu.

ㅡ Uratuj go. Proszę cię.

ㅡ Tu już nic nie da się zrobić. ㅡ Westchnął. ㅡ Przykro mi.

ㅡ Nie. On musi żyć! ㅡ Krzyknąłem zalewając się łzami.

ㅡ Kapitanie uspokój się ㅡ Poprosił.

ㅡ Kurwa masz go ratować jasne?! ㅡ Warknąłem łapiąc go za kołnierz, a z poszewki wyjmując broń przystawiając ją mu do skroni. Westchnął ciężko skinając głową. Zaczął reanimować chłopaka. Po kilku chwilach oznajmił, że puls wrócił. Szczęśliwy odetchnąłem z ulgą chowając twarz w dłoniach.

*****************

16.09.22

Hejka

Jak wam się podoba?

Miłej nocy kochani 🥰

Miłego dnia 💖

Military love/ KookminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz