55.

154 21 1
                                    

No dobrze. Na spokojny sen. Reszta jutro 😘

Wysiedliśmy z samochodu rozglądając się po bitwie jaka zaszła w tym miejscu. Było wiele ofiar i krwi. Wzrokiem szukałem tej odpowiedniej osoby.

ㅡ Szukać dowódcy. Jak coś znajdziecie dawajcie znać. ㅡ Powiedziałem. Rozdzieliliśmy się idąc w różne kierunki. Dostałem dowództwo czego się bałem, ponieważ to duża odpowiedzialność i byłem odpowiedzialny za każdego żołnierza. To naprawdę strach.

Modliłem się w duchu by Jungkook był cały i żywy oraz zdrowy. Ale nie może być tak łatwo. Chodziłem po opuszczonym budynku, który w każdej chwili mógł się zawalić odwracając każdego trupa. Najwięcej to byli Afganistanie. Z naszych może jakieś dwie osoby, ponieważ nadal sprawdzamy teren. 

Mamy coś.

Usłyszałem w słuchawce. Zawróciłem biegnąc do mówiącego. Dobiegłem na miejsce zauważając, że próbowali otworzyć jakieś drzwi.

ㅡ Co tam jest?

ㅡ Nie mamy pojęcia, ale słyszeliśmy płacz dziecka.

ㅡ Wyważyć je. ㅡ Rozkazałem. Skinęli głowami wykopując drzwi z zawiasów, a następnie weszliśmy do środka celując w nieprzyjaciela. Zdziwiłem się, gdy znaleźliśmy małą dziewczynkę, która miałaby na oko jakieś osiem lat. ㅡ Tłumacz. ㅡ Zawołałem. Po chwili znalazł się odpowiedni człowiek. ㅡ Uspokój ją najpierw, a potem spytaj co robi tutaj sama. Gdzie jej rodzice?

ㅡ Jasne. ㅡ Odparł kucając przed małą. Westchnąłem ciężko rozglądając się po pokoju i wtedy dostrzegłem kolejne drzwi. Wskazałem palcem na nie, a żołnierze podeszli do nich. Nagle dziewczynka stanęła między nami zabraniając tam wchodzić.

ㅡ Co? ㅡ Spojrzałem na tłumacza, gdy młodsza zaczęła coś mówić w swoim ojczystym języku.

ㅡ Mówi, że nie możemy tam wejść. Błaga nas o to.

ㅡ Musimy. Kto wie co tam jest? Może jej rodzina? Powiedz jej, że nie jesteśmy źli. Chcemy pomóc. ㅡ Powiedziałem, a mężczyzna powtórzył, lecz ponownie zaprzeczyła. Tracąc cierpliwość podszedłem do niej odsuwając od drzwi wchodząc do środka. Przeżyłem szok chwiejąc się na boki, lecz w porę mnie przytrzymali. ㅡ N-nie.. ㅡ Szepnąłem czując łzy w oczach. ㅡ Sonic... ㅡ Dodałem podchodząc do martwego chłopaka, który leżał w wannie cały we krwi. Widać było także bandaże nasiąknięte krwią. Było wiele ran postrzałowych. Nie było szans na przeżycie. ㅡ Sonic! ㅡ Rozpłakałem się upadając na kolana i chwytając jego twarz w dłoniach. ㅡ Nie..  Co tu się stało?! ㅡ Krzyknąłem patrząc na dziewczynkę. Mężczyzna od razu zaczął tłumaczyć.

ㅡ Mówi, że ją uratował chowając w tym pokoju, lecz sam był postrzelony. Chciała mu pomóc, ale nie umiała i no...

Milczałem patrząc na spokojną i siną twarz chłopaka, wyglądał jakby spał. Nie pożegnałem się z nim odpowiednio. Spuściłem głowę nie mogąc pohamować łez.

ㅡ Zabrać go do samochodu. ㅡ Wyłkałem próbując opanować głos. ㅡ Trzeba go godnie pochować. ㅡ Dodałem wstając na równe nogi wychodząc z pomieszczenia. Oparłem się o ścianę chowając twarz w dłoniach próbując się uspokoić, dlatego wziąłem kilka głębokich wdechów wycierając policzki od łez. ㅡ Ruszamy dalej. ㅡ Rzuciłem wychodząc z budynku.  Wsiedliśmy do samochodów jadąc w miejsce, gdzie powinni być nasi.

***

Do celu dojechaliśmy po jakichś dwudziestu minutach później. Było cicho i spokojnie. Żadnych strzałów i wrzasków. To było dziwne i zarazem niebezpieczne.

ㅡ Bądźcie czujni. ㅡ Powiedziałem rozglądając się na boki.

ㅡ Może się ukryjemy? To niebezpieczne być widocznym na wolnym wybiegu. Jesteśmy łatwym celem dla snajperów.

ㅡ Masz rację. Schować się. ㅡ Wskazałem na budynek. Wolałem posłuchać niż to zignorować i mieć na sumieniu dziewięciu ludzi.

Weszliśmy do środka. Było to zwykłe mieszkanie, oczywiście splądrowane. Rozstawiliśmy się obserwując przez okno czy nieprzyjaciel nadchodzi.

ㅡ Kapitanie co robimy?

ㅡ Musimy się skontaktować z centralą. Powiedzieć co się dzieje. Gdzie jest reszta żołnierzy? ㅡ Westchnąłem ciężko rozmyślając, sprawdzając magazynek w karabinie, który był pełny. ㅡ Wyślijcie zwiadowców. Niech sprawdzą teren.

ㅡ Tak jest! ㅡ Zasalutował odchodząc. Wstałem z miejsca przechadzając się po mieszkaniu przy okazji szukając jakichś zapasów. Dotarłem do kuchni, dlatego od razu otworzyłem lodówkę sprawdzając jej zawartość. Po chwili usłyszałem ładowanie broni, która została mi przystawiona do skroni. Powoli zamknąłem drzwiczki od lodówki patrząc na... Jednego z naszych?

ㅡ Dzięki Bogu. ㅡ Odetchnął z ulgą opuszczając broń. ㅡ Wysłali wsparcie. Kiedy przyjechaliście?

ㅡ Niedawno. Gdzie jest reszta?

ㅡ Są na górze. Tam jest bezpieczniej i lepszy widok na okolicę. Chodźcie z nami. ㅡ Odparł. Skinąłem głową wracając do swojej drużyny oznajmiając im, że zaginieni się odnaleźli. Wszyscy poszliśmy piętro wyżej. ㅡ Musieliśmy się ukryć. Zaczęli do nas strzelać ze wszystkich stron. Połowa z nas jest ranna, a krótkofalówki nie działają.

ㅡ Gdzie dowódca? ㅡ Spytałem przez co zamilkł. ㅡ Gdzie jest? ㅡ Powtórzyłem.

ㅡ Chodź za mną. ㅡ Powiedział spokojnym głosem prowadząc do osobnego pokoju. ㅡ Gdy zaczęli do nas strzelać... Kapitan osłaniał nas byśmy bezpiecznie i cali się schowali. Ratował nas. ㅡ Weszliśmy do środka. Od razu dostrzegłem starszego, który leżał na łóżku i się nie ruszał. ㅡ Dostał najwięcej razy... Chronił nas.

ㅡ Guk... ㅡ Szepnąłem powoli do niego podchodząc. ㅡ Czy on..?

ㅡ Nie. Stracił przytomność jakieś pół godziny temu, ale żyje. Musi jak najszybciej trafić do bazy. Nie mieliśmy jak wezwać wsparcia, dlatego, z każdą chwilą jego stan się pogarsza.

ㅡ  Zostaw nas samych. Powiedz tamtym by pomogli mi go zaprowadzić do samochodu. Wracamy do bazy. ㅡ Rozkazałem. Skinął głową wychodząc z pomieszczenia. Usiadłem na krawędzi łóżka kładąc dłoń na jego policzku. ㅡ Kookie... Miałeś wrócić do mnie cały i zdrowy. Czemu musisz mieć takie dobre serce? ㅡ Szepnąłem płacząc. ㅡ Skarbie.. ㅡ Oparłem głowę o jego czoło. ㅡ Nie zostawiaj mnie. Proszę cię... ㅡ Wyszlochałem.

ㅡ Chim.. ㅡ Usłyszałem. Odsunąłem się patrząc na chłopaka, który się ocknął.

ㅡ Jesteś bardzo silny, Kookie... Dostałeś więcej niż ja, a...

ㅡ Co tu robisz? Miałeś zostać w bazie..

ㅡ Ćśś... I tak nie mógłbym cię puścić samego. Później na mnie nakrzyczysz, a teraz musimy cię stąd zabrać.

ㅡ Nie powinno cię tu być. 

ㅡ Cholera skończ już z tym. ㅡ Warknąłem. Po tym chłopak zaczął kasłać wypluwając krew. Jak najszybciej obróciłem go na bok by się nie zachłysnął. ㅡ Musimy się pospieszyć.

Kilka minut później do środka weszło kilku mężczyzn. Razem podnieśliśmy chłopaka zanosząc do samochodu.

ㅡ Stójcie. ㅡ Powiedziałem badając teren. ㅡ Wy. Osłaniacie nas, ty kierujesz, więc gdy tylko wsiądziemy ruszasz.

ㅡ Tak jest.


*******************

21.09.22

Hejka

Jak wam się podoba?

Miłej nocy kochani 🥰 dobranoc 🥰

Military love/ KookminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz