I.5.

490 53 0
                                    

Okazało się, że Fabrice był adwokatem, w Paryżu przejazdem. Chyba liczył na to samo, co ja, proponując mi wino. W rzeczywistości miał czterdzieści dwa lata, co oznaczało, że był ode mnie o dekadę starszy, ale w ogóle się tego nie odczuwało w rozmowie. Był bardzo zabawny i momentami wręcz niepoważny. Nie powiem, żebym narzekała.

– Jesteś taka piękna, Gaëlle – powiedział w końcu, patrząc mi w oczy.

– Jesteś bardzo miły – odparłam, chichocząc. Wino zrobiło mi z mózgu sieczkę, bo zdążyliśmy obalić już butelkę.

– Wciąż nie wierzę, że udało mi się spotkać w paryskiej restauracji taką gwiazdę.

– Ej, nie przesadzajmy. – Wystawiłam do niego język w żartobliwym geście. Odczytał to jednak inaczej. – Ale to miłe – dodałam, chcąc złagodzić wrażenie.

– Mogę być bardzo miły albo trochę mniej, według życzenia, księżniczko – odparł, znów przeszywając mnie wzrokiem. W jego oczach czaił się jakiś mrok, ale strasznie mnie to podnieciło. Miałam cholerną ochotę wypróbować tę opcję.

– To może dla odmiany pokażesz mi, jak potrafisz być niegrzeczny? – zasugerowałam.

– Bardzo chętnie – odparł i nie zastanawiając się nawet podniósł rękę, przywołując kelnera.

– W czym mogę jeszcze państwu pomóc? – spytał chłopak.

– Poproszę o rachunek. Zapłacę za siebie i za panią – powiedział Fauchard, gasząc wzrokiem moją próbę protestu.

– Pani Lamartine jest naszą stałą klientką... – odpowiedział kelner zakłopotany, konsultując się ze mną wzrokiem.

Fauchard obrócił się w moją stronę i spojrzał mi w oczy.

– Pozwól mi, proszę.

A co mi szkodzi?

– W porządku.

Mój nowy znajomy zapłacił rachunek i wyszliśmy z restauracji, odprowadzani wzrokiem Charlesa. Humor miałam genialny.

– Chcesz iść ze mną do hotelu czy masz lepszą propozycję? – szepnął mi do ucha Farbice.

– Mam lepszą – odparłam, mając jednak pewne obawy przed pójściem do hotelu z zupełnie obcym facetem. – Jedna stacja metrem i jesteśmy u mnie.

– Nie odmówię na takie zaproszenie – odpowiedział Fabrice i zaproponował mi ramię. – Ale nie wypada, żeby dama podróżowała metrem – dodał i zawołał taksówkę, która pojawiła się nagle przy nas nie wiadomo skąd.

Nie wiem, czy to był taki dobry pomysł, bo metrem bylibyśmy na miejscu znacznie szybciej. Za to w taksówce na tylnym siedzeniu pan adwokat przestał być takim dżentelmenem i przesunął dłonią po moim udzie, patrząc mi przy tym prowokująco w oczy.

– Niecierpliwy? – spytałam, usiłując zapanować nad emocjami. Nie było to takie proste, bo wino, atmosfera, możliwość dopieczenia Charlesowi i długa abstynencja nie sprzyjały opanowaniu, kiedy prowokował mnie przystojny i interesujący facet z klasą.

– Bardzo – przyznał.

W końcu dojechaliśmy na miejsce, Fauchard zapłacił taksówkarzowi, a ja zaprowadziłam go do windy. I to był ten moment, kiedy obojgu nam puściły hamulce. Fabrice przycisnął mnie do ściany i pocałował, zagarniając moje usta, a ja oplotłam go rękami i nogami i pozwoliłam się podnieść. Dobrze, że akurat żaden z sąsiadów nie czuł potrzeby korzystania z windy, bo mogłoby wyjść trochę niezręcznie. Na szczęście, winda szybko dojechała na dwudzieste piętro, więc nie zdążyliśmy dojść za daleko.

PLAYBOYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz