II.7.

436 59 3
                                    

Tata był oburzony, kiedy zobaczył mnie przed domem.

– Córeczko! To już nikt nie jechał w tę stronę z Pontrieux, żebyś się zabrała?

Tak, na wsi to była norma. Sąsiedzi pomagali sobie nawzajem. Uświadomiłam sobie, że w Paryżu nawet nie znałam ludzi, którzy mieszkali obok mnie od lat, a tutaj sąsiedzi byli gotowi pożyczyć samochód, gdy sąsiad potrzebował.

– Jakoś nie, tato. Ale nic się nie stało. Nie pierwszy raz szłam z Pontrieux do domu. Jestem.

Tata wtedy dopiero mnie wyściskał, a potem zawołał mamę swoim donośnym głosem:

– Régine! Nasza Gaëlle przyjechała!

Mama wybiegła przed dom i też mnie wyściskała. Nagle zachciało mi się płakać. Uświadomiłam sobie, że to jedyne miejsce na ziemi, gdzie ktoś zawsze ucieszy się na mój widok i zawsze jestem mile widziana. Dom. Byłam w domu.

Weszłam do środka i od razu udałam się do swojego pokoju. Nic się w nim nie zmieniło, od kiedy wyjechałam na studia. Zrobiło mi się przykro, kiedy wspomniałam te wszystkie wakacje, kiedy rodzice zapraszali mnie do siebie, a ja wolałam zostać w mieście. A to tylko trzy i pół godziny pociągiem. Nie chciałam ich jednak martwić, więc nie powiedziałam nic o zwolnieniu z pracy. Udałam, że przyjechałam na urlop.

Rozpakowałam się i wzięłam szybki prysznic przed kolacją. Nie chciałam, żeby rodzice za długo na mnie czekali. Mama zrobiła prawdziwe pyszności. I oczywiście bardzo kaloryczne, ale miałam to w nosie. W końcu dobrego sosu bretońskiego nie jadłam od wieków. Po kolacji usiedliśmy wszyscy na tarasie. Takiej ciszy w Paryżu nie było nigdy. Aż nie wiedziałam, co ze sobą zrobić na tym detoksie od wielkomiejskiego hałasu. Mama pomogła.

– A więc przyjechałaś do nas na wakacje?

– Tak, mamuś. Mam teraz parę tygodni wolnego przed dużym zleceniem. Być może będę musiała wyjechać na parę miesięcy za granicę. Dawno u was nie byłam...

– Zbyt dawno – przyznał tata.

– Wy też nie odwiedzaliście mnie już po... rozwodzie.

To było słowo wypowiadane w tych okolicach nader niechętnie. Bretończycy byli bardzo przywiązani do tradycji i rodziny. Rozwód był tu nie do pomyślenia.

– Wiesz, że nie byliśmy szczęśliwi z tego powodu – zauważył tata.

– Wiecie, że nie miałam wyboru? – przypomniałam im. – Ten drań zrobił dziecko innej. I jeszcze narobił długów.

– To prawda. Daj już jej spokój z tym okropnym człowiekiem – ofukała ojca mama.

Uśmiechnęłam się. Ta dwójka kłóciła się niezwykle rzadko, ale zawsze jedno z nich stawało w mojej obronie. Od kiedy pamiętam, tak było.

– Dziękuję, mamo.

– Widzę, że wróciłaś do swojego koloru włosów. – Mama zmieniła temat. – Ładnie ci tak.

– To był dobry moment, żeby przypomnieć sobie o korzeniach – zaśmiałam się nerwowo, nie chcąc wyjawiać im prawdziwego powodu mojej metamorfozy.

– Dobrze, że jesteś, kochanie. – Mama podeszła i mnie przytuliła.

– Ja też się cieszę, maman *.

Byłam zmęczona, dodatkowo buzowały we mnie emocje z całego tygodnia i dzisiejszej podróży. Ziewnęłam mimowolnie.

– Idź się położyć, skarbie. Jesteś śpiąca. Porozmawiamy jutro.

PLAYBOYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz