I.6.

498 51 2
                                    

Na drugi dzień rano miałam lekkiego kaca moralnego. Szczególnie, że obudziwszy się odkryłam, że po przystojnym prawniku nie było już śladu nie tylko w moim łóżku, ale i w mieszkaniu. W myślach zganiłam się za nadmierną ufność w stosunku do obcych, brak ostrożności i seksualną desperację, ale zaraz pomyślałam, że przecież miałam do tego prawo. Nic nie zginęło, nic mi się nie stało. Po prostu zaprosiłam do siebie faceta i uprawialiśmy seks. Oboje byliśmy dorośli i nikt nikogo nie zmuszał.

Doszłam do wniosku, że nie zamierzam się dłużej tym dołować. Było mi tylko odrobinę przykro, że Fabrice nie obudził mnie przed wyjściem, albo nie zaczekał aż wstanę, żeby się pożegnać. Ale naprawdę odrobinę. On był przecież w Paryżu przejazdem, a ja nie szukałam faceta na stałe. Cel został osiągnięty i to było najważniejsze. Teraz trzeba było skupić się na ratowaniu kariery.

Wzięłam prysznic, wysuszyłam i starannie wyprostowałam włosy, potem założyłam białą koronkową bieliznę, letnią kremową garsonkę i srebrne sandały na szpilkach, których nie miałam na nogach już od dawna. Całość dopełniłam starannym makijażem. Zwykle nie ubierałam się do biura aż tak elegancko. A w teren, to zupełnie nie. Jedynie na spotkania z celebrytami miałam zarezerwowany ten look. Charles go uwielbiał, pewnie dlatego, że tak rzadko widywał mnie w tej odsłonie. Tym razem jednak musiałam wyciągnąć najcięższe działa, bo ważyły się losy mojej zawodowej przyszłości. Jeśli nie przekonam Charliego do piątku, żeby zmienił zdanie, to już po mnie.

Do redakcji przyszłam o dziesiątej. Naczelny miał akurat zebranie, więc poszłam do swojego biura, którego okna wychodziły na Gare de Lyon. Było coś pięknego w tej industrialnej architekturze dworca. Mogłabym się w niego gapić godzinami, choć przecież zwykle nie spędzałam tyle czasu w swoim biurze. Dworzec lyoński mnie inspirował. I nie tylko mnie. Wystąpił w tylu filmach, książkach, był na obrazach, zdjęciach i pocztówkach...

Moje rozmyślania przerwał dźwięk otwieranych drzwi.

– Gaëlle, Charles prosi cię do siebie. – To była sekretarka szefa, Camille.

– Jasne, już idę – odparłam, wcale jednak nie wstając z krzesła. Zaczekałam aż Camille zamknie za sobą drzwi, po czym wstałam i wzięłam głęboki wdech, żeby uspokoić nerwy. Potem powoli wypuściłam powietrze i podeszłam do lustra. Sprawdzenie wyglądu wypadło nieźle i dało mi trochę mocy, mogłam iść.

Rozkład biur naszej redakcji znałam na pamięć. W końcu pracowałam tam już tyle lat... I teraz to miałoby się tak po prostu skończyć? Po moim trupie!

Weszłam do Charlesa bez pukania i od razu uśmiechnęłam się, spodziewając się zachwytu w jego oczach. Niestety, tak się nie stało.

– Usiądź, Gaëlle. – Wskazał mi krzesło zrezygnowanym tonem.

Charles zawsze korzystał z okazji, żeby mi powiedzieć, jak ładnie wyglądam. ZAWSZE. Co się stało?

– Coś się stało? – spytałam, bo to było jedyne logiczne wytłumaczenie.

– Tak. Był właśnie u mnie jeden z prawników Derennes'a.

– I?

– Był w sprawie ugody, którą musiałem im zaproponować. Zarząd mi kazał próbować rozwiązać tę sprawę polubownie.

– No i? – Zdawałam sobie sprawę, że to powtarzanie się brzmi głupio, ale nienawidziłam, jak Charlie przeciągał tak informowanie mnie o rzeczach, które miały wpływ na moją karierę.

– No cóż, zaczynam z nimi negocjować warunki ugody.

– Ale co to ma wspólnego ze mną? – warknęłam.

PLAYBOYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz