VII.7.

393 59 16
                                    

Z muffinką w dłoni weszłam po schodach i zdyszana (ach, ten brak kondycji) dotarłam po chwili do gabinetu Hughesa. Po drodze ułożyłam sobie przynajmniej dwie przemowy pożegnalne w stylu „wal się na maskę, ty chuju" i „a kto by chciał u ciebie pracować, zboku?", ale to, co zobaczyłam... Alexander stał przodem do okna i patrzył na zewnątrz. Nadal miał na sobie tylko te dresy, przez co moje myśli powędrowały w niebezpieczne rejony.

Odwrócił się do mnie, a ja jego twarzy nie zobaczyłam już ani śladu wkurzenia.

– Nie myśl, że cię zwolnię, bo mnie wkurzasz. – Jakby wypowiedział moje myśli. – Zacznij notować.

– Nie mam przy sobie niczego.

– To notuj w pamięci, jak będzie wyglądał wstęp do mojej biografii – odparł.

– Okej...

– Kiedy byłem mały, wiele razy wpadałem do gabinetu taty. Stał tak, jak teraz ja, przed tym samy oknem...

– I?

– I zastanawiał się pewnie, komu to wszystko zostawi, skoro jego jedyny syn nie wykazuje żadnego zainteresowania nauką, firmą, finansami... tylko ćwiczy balet.

– Że co???

– To było moje ulubione zajęcie do dwunastego roku życia – ciągnął dalej. – Tak poznałem Maxa. Był moim jedynym przyjacielem w dzieciństwie. Obaj byliśmy synami bogatych ludzi, którzy chcieli z nas zrobić kogoś, kim nie byliśmy.

– Słucham???

– Sylvain Lagrange, mówi ci to coś?

– Nie bardzo.

– To był kanadyjski potentat połowu i przetwórstwa ryb. Miał największą firmę tego typu na Atlantyku.

– Miał?

– Miał, bo już jest nie żyje. A mówi ci coś imię i nazwisko Maximilien Lagrange?

– Też nie.

– To nasz Max.

Zaraz, zaraz...

– Chcesz mi powiedzieć, że Max jest... bogaty... a mimo wszystko pracuje jako twój ochroniarz?

– Nie pracuje u mnie. Jest moim wspólnikiem i przyjacielem.

– To czemu mówi do ciebie „szefie"?

– To taka nasza gra. Wyrywamy na to laski. Albo on, albo ja, w zależności od tego, która co woli.

– Co robicie???

– Nie wszystkie kobiety lubią szefa. Niektóre wolą ochroniarza. – Puścił do mnie oko. – Ty jednak nie dałaś się przekonać żadnemu z nas.

– Jesteście nienormalni!

– Och tam, zaraz takie wielkie słowa. Po prostu dobrze się bawimy.

– Rozumiem, że tytuł twojej biografii ma brzmieć „Dobrze się bawiłem"?

– Jesteś złośliwa, a mnie to coraz bardziej kręci.

– Nieprawda! – zaprotestowałam. – Czujesz dysonans, bo nikt nigdy nie kazał ci się walić na maskę. Ale ja tego nie robię dla zabawy. Naprawdę chcę mieć spokój. Dość już przeżyłam.

– Nie chcesz emocji, Gaëlle?

– Nie chcę.

– Dlaczego? – Przyglądał mi się, jakbym była ciekawy eksponatem w muzeum.

– Prędzej czy później to zawsze boli, ale co może o tym wiedzieć taki playboy jak ty?

– Masz mnie za typa bez uczuć?

PLAYBOYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz