IX.3.

386 51 2
                                    

Na chwilę zapadła całkowita cisza. Było słychać chyba nawet bicie naszych serc.

– No i coś zrobił, durniu?! – Max walnął kolegę w ramię, a ten zwinął się z bólu.

– Zostaw go, ty sadysto! – krzyknęłam w obronie swojego szefa. – Alex, widziałam ten upadek. Musisz jechać do szpitala! – zażądałam.

– Nie mogę. Wezmę coś przeciwbólowego i wrócę na scenę!

– Wykluczone!

– Zamknij się lepiej, Gaëlle! To wszystko twoja wina – warknął Max.

– Moja?! – oburzyłam się.

– Od kiedy się pojawiłaś, mamy same kłopoty – burknął. – Ale muszę się z tobą zgodzić. Alex jedzie do szpitala i ja go tam zawiozę. A ty wracaj na widownię, a potem do domu.

– Max, musisz wracać, nie poradzą sobie bez ciebie przy trapezie – poprosił go Alex.

– Ale ktoś musi jechać z tobą do szpitala.

– Ja pojadę! – zgłosiłam się.

Obaj spojrzeli na mnie zaskoczeni.

– Noż kurna, nie patrzcie na mnie jak na kosmitkę, mam prawo jazdy – syknęłam.

– A licencję ochroniarza też?

– Nie, ale to wyjątkowa sytuacja.

– Max, wracaj na scenę, dzwonię po Evana – zażądał Alexander resztkami sił. Po jego minie było widać, że jest z nim coraz gorzej.

– JA zadzwonię – podkreślił Max. – A ty masz nie spuszczać go z oka – rzucił w moją stronę, po czym wybrał numer szefa ochrony i kazał mu przyjechać „w podskokach".

– Idę – oznajmił, po czym zostawił nas w garderobie.

Alex spojrzał na mnie z bólem.

– Przepraszam, zepsułem ci urodziny. Mieliśmy iść na kolację i chciałem ci wszystko powiedzieć. Już od dawna myślałem, żebyś o tym napisała.

– Nie przepraszaj mnie, tylko siebie. Jak mogłeś spaść?

– Posłuchaj, Gaëlle. Na razie nikt nie może się o tym dowiedzieć. To będzie rewelacja, którą oznajmimy dopiero w mojej biografii. Pomóż mi.

– W czym?

– W zdjęciu tego stroju. Muszę się przebrać w normalne ubrania, zanim przyjedzie Evan.

Nie było to proste. Strój był co prawa elastyczny, ale bardzo dokładnie przylegał do ciała. A jego wszystko bolało. Choć dotykałam go najdelikatniej jak umiałam, to nie wystarczało. Alex syczał z bólu, nawet jeśli starał się udawać, że nic mu nie jest. W końcu udało mi się rozebrać go do dziwnej siateczkowej bielizny, która nie odznaczała się pod strojem. Niestety, była też niezbyt kryjąca, przez co mój wzrok aż nazbyt chętnie uciekał w dół, co Hughes oczywiście zauważył.

– Popatrzysz sobie innym razem, Gaëlle – usiłował zażartować, ale przy śmiechu też bolały go potłuczone żebra, przez co wyglądał tragikomicznie. Zaczęły też pojawiać się pierwsze siniaki i wybroczyny.

– Nie sądzę, żebym jeszcze miała okazję – odparłam, po czym podałam mu normalną bieliznę. – Wybacz, ale będziesz musiał sobie poradzić sam. Odwrócę się.

– Nie dam rady ustać na jednej nodze – zaprotestował. – Musisz mi pomóc.

Ja pierdolę! Po co mi to było?!

Tym sposobem ubrałam go jak dziecko, usiłując odwrócić głowę, kiedy moja twarz była na tym samym poziomie co jego klejnoty.

– Zawsze marzyłem, żebyś przede mną klęczała, kiedy będę nagi – znowu zażartował.

PLAYBOYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz