VII.3.

415 56 20
                                    

Kiedy wróciłam do swojego pokoju, przypomniałam sobie, że miałam go poprosić o jakiegoś przewodnika po Houston. Cholera! Ten typ zawsze wyprowadzi mnie z równowagi! Przez chwilę zbierałam się, żeby tam wrócić i go o to zapytać, ale na moim służbowym telefonie zamigotała ikonka komunikatora. Wiadomość od Hughesa. „Nie dokończyliśmy rozmowy. Wrócisz czy mam sam do ciebie przyjść?" No co za palant! „Rozmowa zakończona, panie Hughes. Życzę dobrej nocy." Zaraz miałam odpowiedź: „Bez ciebie nie będzie taka dobra, panno Morvan. P.S. Chciałbym, żebyś kiedyś powiedziała „panie Hughes", klęcząc przede mną". Jezu, co za debil! Co ja tu robię??? Postanowiłam mu nie odpowiadać. Olałam też pomysł proszenia go o cokolwiek. To już lepiej było wybrać się do miasta z Maxem.

Przebrałam się w koszulkę nocną. Chciałam już się położyć, bo przez różnicę czasów byłam jeszcze skołowana, kiedy drzwi do mojego pokoju się otworzyły i z trzaskiem obiły się o ścianę. Wyszłam z sypialni i zobaczyłam, że stał w nich wściekły Hughes.

– Co robisz w moim pokoju? – spytałam zaskoczona.

– To mój dom. Mogę wejść do każdego pomieszczenia – oznajmił mi z wyższością.

– Nie, kiedy ja tu mieszkam. Potrzebuję prywatności, SZEFIE! – wydarłam się na niego, blokując mu wejście do pokoju.

– Nikt w tym domu nie ośmieli się tak do mnie mówić! – warknął.

– To zacznij się przyzwyczajać! – odpyskowałam. – Bo nikt nie będzie naruszał mojej prywatności. To mój pokój i sama będę decydowała o tym, kto tu wejdzie! Pracuję dla ciebie, a to nie znaczy, że masz do mnie jakiekolwiek prawo!

Moje krzyki sprowadziły Maxa, który zaraz pojawił się za Hughesem.

– Alex, rusz dupę i wracaj do siebie – zażądał zza jego pleców.

– Spadaj. To sprawa między mną i tą bezczelną lalą.

– To nie jest żadna lala, tylko twój asystentka. I do tego dziennikarka. Sam ją zatrudniłeś, więc z łaski swojej, nie rób teraz z domu cyrku! – warknął Max.

– Cyrku, powiadasz? – Alexander spiorunował przyjaciela wzrokiem, a ten nagle zasznurował usta.

– Wiesz, co miałem na myśli – wytłumaczył.

– A ty uważaj, co mówisz.

– Przepraszam. Ale słowa nie cofnę. Zostaw Gaëlle w spokoju.

– Bo co?

– Bo ci to wytłumaczę ręcznie – syknął Max. – Wyraźnie kazała ci odejść, więc czemu ją napastujesz?

– Nie dokończyliśmy rozmowy.

Hughes wyglądał na przejętego. Zaskakująco dla mnie. Tak jakby naprawdę mu na tym zależało.

– Dobrze, wejdźcie obaj, dokończymy rozmowę – zgodziłam się. – A potem wyjdziesz Maxem, tak, Alexandrze?

– Jak uznam, że skończyliśmy rozmowę – potwierdził.

– Dobrze, ale streszczaj się proszę. W Paryżu jest już czwarta nad ranem, jestem zmęczona.

– Ach, rzeczywiście, różnica czasów – zreflektował się Hughes. – Nie zajmę ci dużo czasu.

Obaj rozsiedli się na kanapie, więc pozostało mi krzesło przy biurku.

– A więc o czym jeszcze chciałeś rozmawiać, Alexandrze?

– Nie możesz wychodzić ode mnie w trakcie rozmowy – oznajmił mi z wyższością w głosie.

PLAYBOYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz