III.2.

418 53 11
                                    

– Matko Boska, dziecko! – krzyknęła mama na mój widok.

– Co się stało?

– Jak ty wyglądasz?

– Chyba nie bardzo rozumiem...

– Niedziela jest, w kościele byliśmy, a ty jeździsz na rowerze w mokrych majtkach i koszulce, która zasłania niewiele więcej niż bielizna?! I jeszcze jesteś cała czerwona.

– Mamo, na plaży byłam – burknęłam, przypominając sobie, dlaczego tak rzadko przyjeżdżałam do tej oazy zaściankowości.

– Całe szczęście, że o tej porze wszyscy w domu siedzą. Narobiłabyś nam wstydu.

– Mamo, kocham was, ale przypominam, że mam trzydzieści dwa lata i przyjechałam na wakacje. Nie interesuje mnie, co sobie sąsiedzi o mnie pomyślą.

– No daj już jej spokój, Régine – wtrącił się tata. – Niech wypoczywa jak chce.

– Dzięki, tato. – Uśmiechnęłam się wdzięcznie.

– Skoro już jesteś, to chodź na obiad – zażądała mama.

– Jasne, zaraz przyjdę, tylko wezmę prysznic. Ale mamo – przypomniałam sobie – mamy w domu coś na oparzenia?

– Chyba nie. A oparzyłaś się?

– Za bardzo opaliłam plecy. Pieką.

– Posmaruję ci maślanką.

Boże, nie!

– A wiesz, jednak nie jest aż tak źle. Zaraz będę z powrotem! – krzyknęłam i popędziłam na gorę do łazienki.

Opłukałam się z piasku i rzecznej wody, a potem nasmarowałam całe ciało balsamem nawilżającym. Plecy też jako-tako ogarnęłam, choć wymagało to niezłych akrobacji. Nie jestem giętka – zauważyłam. Piekło, ale wolałam to niż domowe sposoby mamy. Niestety, wszystkie apteki w promieniu kilku kilometrów były zamknięte w niedzielę, a do większego miasta nie chciało mi się jechać. I nie było czym. Auto taty nadal nie odpalało, a widmo proszenia się sąsiadów o pomoc skutecznie mnie zniechęcało.

Włożyłam na siebie lekką zieloną sukienkę z mięciutkiej bawełny, żeby nie podrażniać skóry na plecach, i zeszłam do jadalni.

Mama chyba chciała mnie rozpuścić, bo zrobiła moją ulubioną tartę z brokułami i serem. Też ją czasem robiłam, ale nigdzie nie smakowała tak, jak w moim rodzinnym domu. Po wakacjach tutaj będę musiała przejść na dietę – pomyślałam, ale nadal mnie to nie przerażało. Ostatecznie moim celem było to, żeby Hughes zatrudnił mnie ze względu na kompetencje, a nie wygląd. Rude włosy i parę centymetrów za dużo w biodrach powinny skutecznie go zniechęcić do traktowania mnie w kategoriach przedmiotowych.

Po obiedzie poczułam się w obowiązku, żeby pomóc mamie i pozmywałam. Zawsze mnie to relaksowało. Nie zmywałam ręcznie od czasu studiów i to było zaskakujące. Wielu fajnych rzeczy nie robiłam, od kiedy wyjechałam z domu.

Potem rozłożyłam sobie koc na trawie obok domu i położyłam się na nim z książką. Na brzuchu, oczywiście, żeby nie drażnić pleców.

W końcu zasnęłam. Obudził mnie podniesiony głos taty:

– A pan do kogo?

I spokojny, rzeczowy ton Cédrika:

– Przyszedłem do Gaëlle, panie Morvan. To ja, Cédric Le Roy.

– Ach, nie poznałem cię, Le Roy. Czego chciałeś od mojej córki?

– Przyniosłem jej krem na oparzenia słoneczne, bo widziałem, że się za bardzo opaliła nad wodą.

PLAYBOYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz