IV.7.

371 53 8
                                    

– A co ty tu robisz?!

– Gdybyś odbierała telefon, wiedziałabyś, że po ciebie przyjadę do Guingamp – zaśmiał się.

– Już go raczej nie odbiorę. – Wskazałam na resztki, leżące na peronie. – Muszę kupić nowy telefon.

– Gwarancja tego nie obejmuje? – zachichotał.

– Nie wiem, ty tu jesteś prawnikiem – odparłam, wystawiając do niego język.

– Rozumiem, że chcesz, żebym się zajął twoją sprawą? – odpowiedział w tej samej konwencji.

– A mógłbyś po prostu zawieźć mnie gdzieś, gdzie kupię jakiś telefon? – spytałam, podnosząc w końcu resztki z peronu. – Karta wygląda na całą, ale reszta może nie być do uratowania.

– A mogę najpierw się z tobą porządnie przywitać? – Właściwie nie czekał na odpowiedź, tylko podszedł i zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku, a potem złapał moją twarz w obie dłonie i pocałował mnie gorąco. Dopiero kiedy oderwał się od moich ust, westchnął i powiedział: – Ależ ja za tobą tęskniłem...

– Ja też. – Musiałam odpowiedzieć mu tym samym. Taka była prawda. Cholernie tęskniłam od poniedziałku.

– To jeźdźmy po ten telefon, bo już się nie mogę doczekać spełniania swoich obietnic. – Puścił do mnie oko.

Nie umiałam powstrzymać uśmiechu.

Zakupy poszły sprawnie. Kupiłam identyczny telefon jak ten, który miałam, żeby ułatwić sobie ściąganie danych z chmury. Karta na szczęście działała. Sprzedawca polecił mi jeszcze futerał ochronny i skorzystałam z tej rady, żeby zminimalizować ryzyko konieczności zakupu nowego urządzenia w najbliższym czasie.

Potem poszliśmy na obiad, bo byłam już głodna, a do kolacji było daleko. W końcu kiedy Cédric wiózł mnie do domu w Kerlevé, ja konfigurowałam nowy aparat. Zadziwiłam się, że nic nie mówił po drodze, ale pomyślałam, że chciał być skupiony. Minął Pontrieux bez słowa, co było coraz dziwniejsze. Od czasu do czasu tylko na mnie spoglądał, a potem znowu szybko wracał wzrokiem na drogę. Moje zaskoczenie sięgnęło zenitu, kiedy nie skręcił w lewo do Kerlevé, tylko pojechał prosto w stronę Quemper-Guézennec.

– Nie wieziesz mnie do moich rodziców?

– Nie, mam dość spotykania się z tobą po kryjomu – wyjaśnił. – Będziesz spała u mnie.

– Znaczy, w twoim młodzieńczym pokoju? – zaśmiałam się.

– Nie, spokojnie, zarezerwowałem nam jeden pokój gościnny do niedzieli, bo tam jest pełnowymiarowe łóżko. Rodzice nie marudzili. – Puścił do mnie oko. A potem dalej milczał, jadąc przed siebie. Niebywałe. Ten facet przyzwyczaił mnie to tego, że zawsze miał coś do powiedzenia, a teraz... milczał.

W końcu dojechaliśmy pod dom jego rodziców. Kazał mi wysiadać, ale sam zabrał moje rzeczy. Zostawił mi w ręku tylko torebkę.

– A co ja, niepełnosprawna?

– Jesteś moim gościem, Gaëlle. A ja chcę być dla ciebie najlepszy.

– Chcesz być lepszy niż jesteś? – zasugerowałam. – Bo wiesz, dla mnie jesteś wystarczająco dobry. Nie musisz się jeszcze poprawiać, żeby sięgnąć ideału – zaśmiałam się.

– Serio? – Uniósł jedną brew, po czym widziałam już, że będzie się zgrywał. – Dobra, noś sama – stwierdził, po czym podał mi z powrotem moją walizkę i laptopa. Zaraz jednak cofnął ręce. – Żartowałem. Wchodź, słoneczko. Musimy pogadać.

PLAYBOYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz