II.6.

436 54 5
                                    

Co ja powiedziałam? O, cholera, czy ja to na głos...?

– Słucham?

– Nazwała mnie pani pacanem. – Facet warknął, nie spuszczając z oczu mojej zaskoczonej miny.

– Niemożliwe! – skłamałam bez mrugnięcia okiem. – Nawet bym czegoś takiego nie pomyślała, nie mówiąc o wypowiadaniu na głos.

– A jednak.

– Nieprawda – odparłam ucinając temat i odwróciłam się w stronę okna. Na moje szczęście, to ja siedziałam przy oknie, a ten facet przy przejściu.

Do stacji Guingamp została jeszcze tylko godzina. Albo aż. Godzina gapienia się w okno. Zaraz potem miałam mieć przesiadkę na pociąg do Pontrieux i jechać jeszcze niecałe pół godziny koleją regionalną. Zauważyłam zmieniający się za oknami pociągu krajobraz i moje zapomniane galijskie serce poczuło coś na kształt euforii, że wraca do domu. Ale tylko przez chwilę. Zaraz uświadomiłam sobie, że muszę przez godzinę unikać kontaktu wzrokowego z kłopotliwym sąsiadem i mina mi zrzedła.

Facet tymczasem rozłożył się na swoim miejscu jako król i wyjął aktualne wydanie Le Figaro, którym zasłonił mi cały świat. Nie wiedziałam, czy czyta, czy śpi, bo nic nie było widać zza wielkiej płachty zadrukowanego papieru. No proszę, wielbiciel prawicowej publicystyki – pomyślałam z przekąsem, ale nie zamierzałam tego komentować. Od razu byłam pewna, że się nie polubimy z panem ę-ą. Na szczęście, czekała nas tylko godzina jazdy obok siebie. Zajęłam się podziwianiem krajobrazów, których nie widziałam już od dawna. W końcu od nudy uratowała mnie aplikacja do czytania e-booków na telefonie. Pogrążyłam się w lekturze najnowszej powieści Guillaume'a Musso, La vie est un roman*.

Zaczytałam się tak, że dopiero dźwięk informacji, że pociąg wjeżdża na stację Guingamp, wyrwał mnie z lektury. Facet obok mnie również poruszył się niespokojnie i zaczął wykopywać się spod gazety. Najwyraźniej zasnął, czytając te nudy. Ja schowałam tylko telefon do torebki, zarzuciłam sweterek na ramię, bo na zewnątrz był przecież piękny czerwiec, a potem wstałam. Odrobinę za szybko, bo pociąg akurat się zatrzymał i poleciałam na mojego współpasażera. Nie muszę chyba mówić, że nie był zachwycony?

– Przepraszam – pisnęłam, podnosząc się na nogi jeszcze szybciej niż upadłam na jego kolana.

– Kobieto, czy ty nie możesz zaczekać, aż pociąg stanie i nie zrobisz nikomu krzywdy? Czy koniecznie musisz zaakcentować swoją obecność?

– Słucham??? – oburzyłam się. Co za buc!

– Nie nazwiesz mnie pacanem? – spytał metodycznie, składając gazetę i chowając ją do aktówki.

– Nie mam na to czasu, mam następny pociąg – burknęłam i wybiegłam z przedziału, taszcząc za sobą bagaże.

Rzeczywiście, skład już stał przy innym peronie. Musiałam przebiec kilkadziesiąt metrów z walizką na kółkach, torebką i laptopem. Ale się udało. Zadowolona z siebie zajęłam ostatnie wolne miejsce, bo w tym pociągu oczywiście nie było rezerwacji. Wszystkie miejsca przy oknie były już zajęte. Nie miałam jak wstawić walizy na półkę, bo była zbyt ciężka, więc stała obok mnie, częściowi tarasując przejście. Ale skoro wszyscy już siedzieli... Wysłałam jeszcze SMS-a do taty, że mój pociąg przyjeżdża do Pontrieux o osiemnastej, i rozsiadłam się wygodnie.

W ostatniej chwili, tuż przed zamknięciem drzwi pociągu wpadł... ten sam koleś, który tak mnie wkurzył w TGV. Rozejrzał się i jego wzrok zatrzymał się na mnie oraz na mojej walizce, która stała w przejściu. Uśmiechnął się jadowicie i już widziałam w jego oczach, że chciał podejść, kiedy pociąg gwałtownie ruszył, a on poleciał jak długi do tyłu.

PLAYBOYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz