VI.3.

377 56 6
                                    

Wzięłam tylko szybki prysznic, bo Hughes zużył tyle wody, że bałam się o kolejny rachunek. A potem położyłam się w swoim wielkim łóżku i usiłowałam zasnąć. Nic z tego. Świadomość, że w pokoju obok śpi przystojniak, który jest jednym z najbogatszych i najbardziej tajemniczych gości na świecie, rozpalała moją dziennikarską wyobraźnię. No dobra, nie tylko dziennikarską, ale to już przecież sobie wyjaśniłam.

W końcu udało mi się zamknąć oczy i odpłynąć w objęcia Morfeusza.


18 sierpnia

Kiedy rano się obudziłam, usłyszałam dziwne dźwięki dochodzące z pokoju obok. Wyszłam z sypialni i usłyszałam je jeszcze wyraźniej. Ciężki oddech, dziwne westchnienia, jęki. Ja pierdolę, co on tam robi?

Nie miałam jednak odwagi zapukać. Poszłam do łazienki, a potem do garderoby, skąd wyszłam ubrana stosownie do sierpniowej pogody i wolnego dnia, czyli lekko i swobodnie. Skierowałam się do kuchni i po drodze minęłam z Alexem w samych bokserkach. Był spocony, a każdy mięsień na jego zajebiście wyrzeźbionym ciele był napięty. Co on tam robił???

– Cześć – rzuciłam neutralnie.

– „Dzień dobry, szefie", powinnaś powiedzieć – zwrócił mi uwagę na swój bucowaty sposób.

– Moim szefem będziesz od dwudziestego siódmego sierpnia, a dziś jesteś moim gościem i możesz mi naskoczyć – odparłam równie bezczelnie.

Zatrzymał się i zmierzył mnie zirytowanym spojrzeniem. Po chwili jednak kąciki jego ust się uniosły.

– Nigdy mnie nie zagaduj po porannym treningu. Jestem zmęczony i głodny, a to nie jest dobre połączenie – ostrzegł. – Zrobisz mi śniadanie?

– Znaczy, że gotowanie też będzie w moim zakresie obowiązków?

– Nie, mam w domu kucharzy.

– To dlaczego zachowujesz się nadal jak nadęty buc, a nie mój gość? – spytałam wkurzona.

Znowu spojrzał na mnie dziwnie.

– Chyba powinienem wystawić pomnik twoim byłym szefom, którzy tyle z tobą wytrzymali – sarknął. – Mam nadzieję, że twoje... kompetencje – znowu spojrzał na mnie w ten irytujący sposób – mi to wynagrodzą.

– Nie wątpię – odpyskowałam.

– Dobrze, że przynajmniej ty jesteś tego pewna – dodał, po czym poszedł prosto do łazienki. W drzwiach jeszcze mi rzucił milusińskim tonem: – Poproszę o śniadanie, naprawdę umieram z głodu, złotko.

Czy on sobie ze mnie kpi?

Niestety, z produktów śniadaniowych miałam tylko... Nic nie miałam. Przygotowałam więc dwie kawy w ekspresie, a potem wzięłam portfel, torbę na zakupy, i poszłam do najbliższego sklepu, który mieścił się na platformie na wysokości trzeciego piętra wysokościowca. Nieraz ratował mi życie. I tym razem się nie zawiodłam. Kupiłam chleb, masło, dżem, sok pomarańczowy, jogurty, jajka, bekon, mleko, kakao i płatki owsiane, bo nie wiedziałam ci tacy bogacze jadają na śniadania. Gdybym miała to zjeść sama, starczyłoby pewnie na miesiąc. Co do Hughesa nie miałam pewności, czy się nawet naje.

Kiedy wróciłam, siedział ubrany przy stole w kuchni i pił kawę. Miał minę, jakbym mu dopiero co wyrwała serce.

– Hej, już jestem. Coś się stało? – spytałam.

– Nie masz w domu ani kropli mleka – jęknął udręczonym głosem. – Musiałem wypić czarną kawę, brrr.

– Gdybyś chwilę zaczekał, miałbyś z mlekiem. – Wyjęłam z torby butelkę i pomachałam mu przed nosem.

PLAYBOYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz