Rozdział VII - Iluzja

383 52 5
                                    

Ten dzień spędziłam, błąkając się po domu albo w swoim pokoju. Nie miałam pojęcia, co ze sobą zrobić. Nie chciałam iść do SPA, od kiedy zobaczyłam, jak było oblegane. W sali kinowej też chyba były jakieś zapisy, bo przez cały dzień ktoś wyświetlał głupie filmy. Było zbyt gorąco, żeby wyjść na zewnątrz. Pomyślałam, że fajnie byłoby poznać okolicę, zwiedzić Houston, pojechać nad Zatokę Meksykańską, żeby zamoczyć nogi w oceanie, póki jeszcze pogoda dopisywała. Postanowiłam sobie, że poproszę Alexandra o to, żeby wypożyczył mi jakiegoś przewodnika po mieście spośród swoich pracowników. Wiedziałam, że Max by się zaraz zgłosił na ochotnika, ale akurat jego nie chciałam ciągać ze sobą, żeby nie pomyślał, że to randka.

Po obiedzie poddałam się jednak i poszłam na basen, mimo że było tam sporo ludzi. Ileż można siedzieć w pokoju? A pogoda była naprawdę świetna. Humor trochę mi się zepsuł, jak zobaczyłam różnicę wizualną między mną a pozostałymi przebywającymi tu kobietami. Moje czarne bikini wcale nie było jakieś ekstrawaganckie, a figura zwyczajna. Nie miałam nóg do nieba, aksamitnej skóry, którą słońce muskałoby na złoto. Tam gdzie inni mieli opaleniznę, ja miałam piegi. Owszem, może moje piersi były naturalnie większe niż u większości kobiet, ale to by było tyle atutów celtyckiej urody.

Postanowiłam jednak zignorować kpiące spojrzenia kobiet i te pełne zainteresowania, ale i oceniające ze strony mężczyzn. W końcu przyszłam popływać. Po prostu weszłam do wody i zaczęłam płynąć wzdłuż basenu. Jedną, drugą, trzecią długość, a w końcu straciłam rachubę. Pozostali uczestnicy stracili też w końcu zainteresowanie mną. Przynajmniej do czasu aż nad basenem pojawił się Max.

– Hej, córko młynarza, nie zapomniałaś czasem kremu z filtrem? – Usłyszałam jego głos nad głową. Podniosłam wzrok i zobaczyłam jak młody bóg w ciele człowieka patrzy na mnie z uśmiechem i macha tubką z kremem. Jego ciało robiło ogromne wrażenie. Zupełnie jak to należące do Alexandra. Obaj musieli bardzo dbać o swoją formę i tężyznę fizyczną.

– Zapomniałam, tu mnie masz. – Musiałam mu przyznać rację. – Myślałam, że to nie Lazurowe Wybrzeże i jak chwilę popływam, to słońce o mnie zapomni – zażartowałam.

– Wychodź.

Posłuchałam go i usiadłam na brzegu. Max usiadł za mną i zaczął smarować mi ramiona i plecy. Tak jak na plaży w Cannes. Tym razem jednak patrzyło na nas kilkanaście par zainteresowanych oczu.

– To wy jesteście... razem? – W końcu ktoś ośmielił się wyartykułować pytanie, które odbijało się w oczach wielu.

– Nie –– zaprotestowałam od razu.

– Przyjaźnimy się – dodał Max, trochę niezadowolony z powodu mojego szybkiego i kategorycznego zaprzeczenia.

– Właśnie. Dzięki za smarowanie, Max – rzuciłam za siebie i znowu wskoczyłam do wody.

Myślałam, że już będę miała spokój, ale Max też wszedł do wody i zaczął pływać. A niedługą chwilę później nad basenem pojawił się Alexander i oczy wszystkich kobiet zwróciły się w jego stronę.

– Max, pozwól na słowo – powiedział od razu.

Max powoli wyszedł z basenu i podszedł do swojego szefa, który zaraz zdjął spodenki i koszulkę, i został w kąpielówkach. Dopiero teraz zauważyłam, że oni byli fizycznie bardzo podobni. Ten sam wzrost, postura, podobna budowa mięśniowa. Gdyby nie zupełnie inne twarze, wyglądaliby jak bliźniaki.

– Co tam, szefie? – spytał ze śmiechem.

– Co to ma znaczyć? – Alexander się nie uśmiechał.

– Nie wiem, o co pytasz.

– O smarowanie pleców Gaëlle na oczach wszystkich.

– A co, miała się spalić na słońcu?

– Ale dlaczego TY ją smarowałeś? – drążył Hughes.

Uznałam za zasadne interweniować.

– Sama go o to poprosiłam – wtrąciłam. Obaj spojrzeli na mnie zaskoczeni, tylko każdy z innego powodu. – Więc może skończycie już te zawody kogutów i popływamy sobie? – zaproponowałam.

Tym razem wszyscy ludzie Hughesa i on sam spojrzeli na mnie z oburzeniem.

– A co, nie umiesz pływać, SZEFIE? – Celowo zaakcentowałam ostatnie słowo, żeby mu pokazać, że nasza relacja jest wyłącznie służbowa i nic mu do tego, kto mi smaruje plecy.

– Max, do wody! – zażądał Alexander.

– Jezu, musisz robić pokazówki Alex? – zirytował się Max, ale widziałam, że oczy mu się świeciły. Widocznie wiedział o czymś, o czym ja nie miałam pojęcia.

I za chwilę wszyscy to zobaczyli. Prawdziwy pokaz pływania synchronicznego na prywatnym basenie. Oni nawet poruszali się jak bliźniaki. Jednocześnie wybili się na brzegu i wskoczyli do wody, zanurzyli się i wypłynęli z wody dokładnie w tej samej odległości od linii startu. Ich ciała poruszały się w idealnej harmonii, jakby ktoś umieścił lustro na środku basenu i nie płynęło tam dwóch facetów, ale jeden i jego odbicie.

W tej samej chwili zawrócili i równocześnie dopłynęli do brzegu, a potem zwinnie wspięli się na niego, śmiejąc się przy tym, jak z dobrego dowcipu. Przybili sobie piątki.

– I jak? Już wierzysz, że umiem pływać, Gaëlle? – spytał Alexander kpiąco.

– W życiu nie widziałam czegoś tak pięknego – przyznałam szczerze. Bałam się, że będę musiała dźwigać szczękę ręcznie, takie zrobili na mnie wrażenie.

– To tylko mały popis, ćwiczymy to od piętnastu lat – wyjaśnił Max. – Ale nie wkurzaj szefa, Gaëlle, bo będzie mi kazał to robić częściej.

– To było niesamowite. Aż mam ochotę poprosić o jeszcze, ale pewnie jesteście zmęczeni?

– Nie mam w zwyczaju popisywać się przed pracownikami, Gaëlle – wtrącił Alexander. – Zapamiętaj to sobie, jeśli chcesz tu pracować. Nie prowokuj mnie więcej. – Był wyraźnie zły, jakby coś poszło nie po jego myśli. Nie miałam pojęcia, co takiego. Alex odwrócił się na pięcie, capnął z leżaka czysty ręcznik i owinąwszy się nim wrócił do domu.

Max skorzystał z okazji i przysiadł się do mnie.

– Chcesz jeszcze popływać czy masz ochotę na lody pod parasolem? – spytał.

– Popływać. A potem lody – zdecydowałam bez namysłu.

– Jak sobie życzysz.

I tyle było z mojego trzymania się z dala od Maxa i dystansowania go ode mnie. Facet wziął mnie na ręce i wskoczył do basenu razem ze mną.

– Zwariowałeś? – Prychnęłam wodą, kiedy już się wynurzyliśmy. Oczywiście osobno. I na pewno do kopnęłam pod wodą.

– Na twoim punkcie – szepnął mi do ucha, kiedy podpłynął.

W zasadzie nie musiał już szeptać. Towarzystwo na brzegu basenu rozeszło się niedługo po tym, jak do domu poszedł Alexander. Być może czekali tylko na niego?

– Zachowuj się, Max. A w zasadzie... jak ty masz na imię? Po prostu Max? – We Francji to by było nie do pomyślenia, żeby używać skrótu jako imienia, ale w Ameryce wszystko było możliwe.

– Maximilien, szanowna pani. – Puścił do mnie oko. – W Kanadzie ujdzie, ale rozumiesz, że w Stanach lepiej brzmi Max?

– Już rozumiem. Więc jesteś z Québecu*?

Oui, madame.

Popływaliśmy z Maxem jeszcze trochę, a kiedy poczułam się zmęczona, wyszłam na brzeg i położyłam się na leżaku pod parasolem. On oczywiście nie wyglądał na zmęczonego.

– A więc lody? – spytał z szelmowskim uśmiechem.

– Lody.



----

* Quebec jest francuskojęzycznym stanem w Kanadzie.

Kochani, w tym tygodniu mam dużo zajęć, więc nie liczcie na bonusy. Codzienne publikacje i tak kosztuję mnie nieplanowane przerwy w pracy ;-) Jak tylko się rozluźni mój grafik, zaplanujemy jakiś maraton :-D

PLAYBOYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz