V.7.

370 61 6
                                    

Chciałam zasnąć, naprawdę chciałam, ale ilekroć zamykałam oczy, widziałam idealnie umięśnione ciało Maxa na plaży. I ten jego uśmiech, który przypominał mi Cédrika. Z jednej strony nie chciałam takich porównań, a z drugiej nic nie mogłam poradzić na to, że moje ciało stawiało sobie między nimi znak równości. Kiedy kręciłam głową, żeby odegnać te dziwne wizje, przychodził obraz bezczelnego i pewnego siebie miliardera, który myślał, że mnie kupi. A zaraz potem jego karmelowe oczy i ten dwudniowy zarost... Diagnoza była aż nazbyt oczywista. Byłam rozpalona i chciałam faceta. I nawet nie było aż takie ważne, którego. Byle wiedział, co się robi z temperamentną kobietą. Nie! – Znowu pokręciłam głową. Hughes pewnie wie tylko jak zadowolić siebie. Ale jego ochroniarz? Nie! – Mój rozsądek zaprotestował znowu. Żadnych romansów w pracy. Już raz wyszłaś na tym jak wyszłaś, Gaëlle!

Zasnęłam z trudem, kiedy zmęczenie wygrało nad niezaspokojeniem. Nie zamierzałam jednak robić sobie dobrze w hotelu, który Alexander wynajął na wyłączność. Cholera wie, czy nie zamontowali mi w pokoju jakiegoś podsłuchu!


17 sierpnia

Przebudziłam się późno i w panice zaczęłam analizować czynności do wykonania. Przede wszystkim do południa musiałam opuścić pokój, a do dziesiątej zejść na śniadanie. Była już dziewiąta pięćdziesiąt. Szybko poszłam do łazienki, ale nie było czasu na prysznic ani robienie się na bóstwo. Potem wyjęłam z walizki wygodną bawełnianą bieliznę i ostatnią czystą sukienkę o prostym kroju, wciągnęłam je na siebie i pobiegłam na śniadanie.

Uff, zdążyłam.

Na małym stoliku stało wszystko, czego mogłabym chcieć na śniadanie: bagietka, croissant maślany i z czekoladą, cztery rodzaju konfitur, krem czekoladowy i orzechowy, kawa i czekolada do wyboru. Wzięłam kawę. Przyznaję, zjadłam więcej niż zwykle, ale czekała mnie przecież podróż powrotna. A raczej przesiedzenie kilku godzin na lotnisku w Nicei.

Zjadłam śniadanie w samotności. Dopiero kiedy skończyłam, przyszedł właściciel hotelu.

– Przepraszam, pani Morvan – powiedział cicho. – Nie miałem wyboru.

Zaskoczył mnie tym wyznaniem.

– Chce pan powiedzieć, że on panu groził?

– Nie dosłownie. Raczej wykurzyłby mi klientów i zrobił kiepską opinię w branży. Mógłbym zamknąć interes.

– Przykro mi. Naprawdę nic się nie stało – odpowiedziałam, żeby go bardziej nie martwić.

Alexander Hughes był dla mnie coraz większą zagadką. Nie miałam pojęcia, co kryje się w głowie tego ekscentrycznego miliardera przekonanego o własnej wszechmocy. Ale coraz bardziej chciałam się tego dowiedzieć, rozpracować gada i obsmarować go tak, jak nikt tego dotąd nie zrobił.

– Naprawdę się pani nie gniewa?

– Nie, wszystko w porządku, panie Perret. Podobało mi się u pana i będę polecać pański hotel znajomym – obiecałam.

– Dziękuję.

– Ja również. Za szczerość.

Wróciłam do pokoju, żeby wziąć prysznic, przebrać się i spakować. Nie zajęło mi to dużo czasu. Do jedenastej byłam gotowa. Wyszłam więc z pokoju z bagażem, a potem oddałam klucz w recepcji. Już miałam iść na autobus, kiedy przed hotel podjechała znowu ta sama limuzyna. Tym razem drzwi z tyłu się otworzyły i wysiadł stamtąd Max.

– Wsiadaj, Gaëlle. Alex chciałby z tobą porozmawiać, zaprasza do siebie.

– Raczej się nie wybieram. Muszę jechać na lotnisko.

PLAYBOYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz