III.6.

394 51 2
                                    

Trzeba było mu się przyznać, że boję się jeździć motocyklem, ale jakoś przy takim mężczyźnie nie mogłam wyjść na cieniasa. Trzymałam się go więc kurczowo przez całą drogę, podobnie jak wczoraj, kiedy jechaliśmy w tę stronę. I chłonęłam te momenty, wtulona w jego plecy.

Kiedy dojechaliśmy pod dom moich rodziców, Cédric zgasił motor.

– Wejdziesz? – spytałam. Tym razem nie było to kurtuazyjne. Naprawdę tego chciałam.

– Chciałbym, ale – tak jak mówiłem – muszę być dziś na posterunku. Od południa do północy. A ponieważ niewiele spałem... – Znowu puścił do mnie oko. Zrozumiałam od razu.

– Jasne. Rozumiem to. Jesteś zmęczony.

– Ale i tak nam niedosyt ciebie. No więc jak będzie? Przyjdziesz dziś do oberży?

– Nie chciałabym natknąć się na Patricka albo twoich rodziców po tym jak...

– Spędziłaś ze mną noc? – zgadł.

– Tak.

– Ha-ha, Gaëlle, ja się nie dziwię twoim rodzicom, że cię traktują jak dzieciaka – roześmiał się. – Sama się zgrywasz na taką niewinność, a jest przecież w tobie ogień, który pochłania bez reszty. Pewnie niejeden facet stracił dla ciebie głowę.

Miał rację, ale i tak mnie to trochę wkurzyło. No, może poza tym traceniem głowy. Jakoś nie walili drzwiami i oknami.

– Nie puszczam się na lewo i prawo – burknęłam.

– Ale ja wcale tego nie powiedziałem, skarbie. – Złapał mnie w swoje silne ramiona i cmoknął w usta. – Mówię tylko, że nie masz czego się wstydzić. Oboje jesteśmy dorośli. Ty jesteś po rozwodzie, a ja w trakcie. Jeśli masz ochotę przyjść wieczorem i porozpraszać mnie w pracy, to jesteś mile widziana. A nawet jeśli nie, jutro i tak się zobaczymy. Nie ma innej opcji.

Nie powiem, uspokoił mnie trochę tym swoim opanowaniem i pewnością siebie.

– W porządku. Przyjdę chociaż na chwilę.

– I takiej odpowiedzi oczekiwałem. – Znowu mnie cmoknął. – Ale teraz muszę już jechać.

– Jasne.

– Miłego dnia, rudzielcu. – Puścił do mnie oko i odjechał.

Odjechał. A ja miałam mu tyle do powiedzenia. Na przykład, że się za bardzo pośpieszyliśmy, że jesteśmy tu tylko na wakacje, że lepiej się nie angażować w taką relację bez przyszłości. Nagle to do mnie dotarło. Ale ty jesteś głupia, Gaëlle! Miałam ochotę pacnąć się w czoło. Znowu to robiłam. Racjonalizowałam wszystko, mierzyłam się z wyrzutami sumienia. Tylko po co? Nie mogłam po prostu cieszyć się tym, że miło spędziłam czas z fajnym facetem?

Mogłam! I zamierzałam to robić.

Poszłam pod prysznic, żeby zmyć z siebie zapach Cédrika, który był bardzo intensywny. potem wrzuciłam wszystkie ubrania do prania, a włożyłam czyste. Ponieważ zbliżało się południe, wzięłam się za przygotowanie obiadu dla siebie i mamy, która zaraz miała zamykać sklep na przerwę. Ugotowałam makaron, podsmażyłam cukinię z cebulą i jajkiem, i zapiekłam to razem z tartym serem na wierzchu. Pychota.

Mama przyszła dwadzieścia minut później. Zapiekanka była ciepła i pachniała na cały dom.

– Cześć, mamo – przywitałam się, zadowolona z siebie.

– O, córka marnotrawna wróciła – zauważyła.

– Hej, jaka marnotrawna? – oburzyłam się. – Zrobiłam nam obiad.

PLAYBOYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz