VII.2.

395 57 5
                                    

Wróciłam do pokoju o osiemnastej, żeby przygotować się na kolację z Alexandrem. Musiałam wziąć kąpiel, żeby zmyć z siebie zapach basenu, umyć głowę i nałożyć odżywkę poprawiającą skręt. Lata prostowania dały moim włosom w kość i teraz trzeba było trochę lepiej o nie zadbać.

Postawiłam na klasyczną elegancję, obstawiając, że mój szef będzie raczej w garniturze i to jasnym. Dotąd widziałam go tylko w takich. A my mieliśmy rozmawiać o naszej współpracy. Ponieważ było za gorąco na kompletny garnitur, włożyłam tylko miętowe spodnie i perłową bluzkę bez rękawów, za to z fantazyjnym kołnierzem. Niestety, do takiego stroju musiałam wyjąć szpilki. Kiedy spojrzałam w lustro, uśmiechnęłam się z zadowoleniem. To był ten efekt, który chciałam uzyskać. Potraktuj mnie wreszcie poważnie, Hughes.

Obracałam kciukiem metalową obrączkę, wchodząc po schodach. Sezamie, otwórz się? Drzwi ustąpiły, kiedy zbliżyłam dłoń z elektronicznym kluczem do panelu. Weszłam. Drzwi zamknęły się za mną. Przed sobą zobaczyłam szeroki korytarz, a na jego końcu otwarte drzwi. Skierowałam się tam.

Przy małym okrągłym stole siedział Alexander w kremowych spodniach od garnituru i białej koszuli. Zupełnie inny niż widziałam go parę godzin wcześniej na basenie.

– Jesteś punktualnie – zauważył.

– Pouczono mnie, że nie lubisz spóźnialstwa.

– Jakieś zasady muszą obowiązywać w tym domu bez zasad, inaczej moi ludzie weszliby mi na głowę.

– Myślę, że jesteś dobrym szefem i ludzie cię lubią. Niektórzy w ogień by za tobą poszli – zauważyłam.

– Tak sądzisz? – Podrapał się po brodzie. – A ty, co o mnie myślisz?

– Nie znam cię jeszcze wystarczająco, żeby cokolwiek sądzić.

– Możemy to łatwo zmienić. – Puścił do mnie oko.

– Ale jesteśmy tu, żeby ustalić zasady naszej współpracy – przypomniałam mu.

– Tak. Ale najpierw zjemy.

Miał rację. W końcu to była kolacja.

I to całkiem smaczna. Kucharz pamiętał też o deserze.

Kiedy już kończyłam genialny krem cytrynowy, wróciłam do tematu:

– Czego więc ode mnie oczekujesz służbowo? Dlaczego zatrudniłeś akurat mnie?

– Tak jak zapowiedziałem przy moich ludziach, będziesz mi pomagała w spotkaniach biznesowych. Ostatnio robię więcej interesów w Kanadzie, więc potrzebuję kogoś z biegłym francuskim.

– Czemu nie zatrudniłeś Kanadyjki?

– Bo lubię Francuzki – odparł, bezczelnie się uśmiechając.

– A dlaczego mnie?

– Bo jesteś najinteligentniejszą kobietą, jaką w życiu zatrudniłem – stwierdził. – Wierzę, że jesteś w stanie nauczyć się wszystkiego. Poza tym jesteś doświadczoną dziennikarką, więc z mediami sobie poradzisz. No i podoba mi się twój styl pisania. Chciałbym, żeby tak była napisana moja oficjalna biografia.

– Co ma w niej być?

– Tylko to, co ustalimy. Żadnych prywatnych szczegółów i twoich obserwacji – pokreślił.

– To po co chcesz wypuszczać na rynek coś takiego? Bez pikantnych sekretów się nie sprzeda.

– Gaëlle, mam trzydzieści sześć lat – przypomniał mi. – Młodszy już nie będę. Niedługo będę musiał ograniczyć moją ulubioną działalność... – tu zawiesił głos, żeby naprowadzić moje myśli na rodzaj tej działalności – i zająć się czymś innym. Myślę, że jestem w stanie dać ludziom taką sensację, że książka sprzeda się świetnie. – Teraz mówił jak biznesmen.

PLAYBOYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz