III.5.

400 51 1
                                    

Za drzwiami stał oczywiście Cédric, ale tym razem na jego widok zmiękły mi kolanka. Spodziewałam się gościa w garniaku, którego spotkałam w pociągu, a przede mną stał facet w dżinsach i skórzanej kurtce, z włosami postawionymi na żel i w ciemnych okularach.

– Cześć – przywitał się, a potem pocałował mnie w policzek. – Dobry wieczór, państwo Morvan – powiedział głośniej, żeby moi rodzice go usłyszeli.

– Cześć. Idziemy? – Spróbowałam wyjść i zamknąć za sobą drzwi, ale on mnie zatrzymał.

– Ubierz się, bo zmarzniesz.

– Właśnie miałam pytać, czy nie jest ci za gorąco – zaśmiałam się, wskazując na jego kurtkę.

– Na motorze nie.

Dopiero zauważyłam, że podjechał zajefajnym czarnym chopperem.

– To twój?

Zaśmiał się i pokręcił głową.

– Patricka, ale w młodości to on pożyczał ode mnie. Jesteśmy kwita.

– No więc jak mam się ubrać?

– Zakryte buty i jakaś kurtka, to minimum.

– Okej, coś wymyślę. Ale nie wdawaj się w dyskusje z moim tatą – poleciłam mu i wróciłam do domu.

Zdjęłam sandały. Na górze włożyłam skarpetki i wyjęłam z szafy ramoneskę i apaszkę na szyję. Nadadzą się. Potem zbiegłam znowu na dół i włożyłam trampki na stopy. W tym czasie niestety mój tata zdążył już zaprosić do środka Cédrika, który teraz przechodził przesłuchanie godne byłego policjanta.

– Tato!

– O, już jesteś, skarbie. Właśnie sobie rozmawialiśmy z panem Le Royem. – Mój ojciec zrobił minę niewiniątka.

– To mam nadzieję, że już skończyliście, bo wychodzimy. – Wzięłam Cédrika pod ramię i pociągnęłam w stronę drzwi. Dopiero kiedy zamknęłam je za nami, odetchnęłam z ulgą.

– Coś ty taka nerwowa?

– Mój tata nie przesadził?

– Nie, był bardzo rzeczowy. Oznajmił mi, że ma mnie na oku i że mam cię odwieźć do domu najpóźniej o dwudziestej trzeciej „nietkniętą", cokolwiek to znaczy. Twój tata myśli, że masz nadal piętnaście lat, miałaś rację – zaśmiał się.

– Ja nie uważam tego za zabawne.

– Gaëlle, rodzice cię bardzo kochają. Nie masz na co narzekać.

– To gdzie jedziemy? – zmieniłam temat.

– Tam, gdzie nie ma rodziców ani wszędobylskich sąsiadów – zaśmiał się znowu.

– A umiesz tym jeździć? – Wskazałam na motocykl. Zbył moje pytanie parsknięciem.

– Zakładaj kask i wsiadaj, maleńka – powiedział takim niskim głosem, który spowodował, że poczułam ciarki na całym ciele. Oczywiście posłuchałam.

Dałam się porwać na wycieczkę do Paimpol, gdzie zjedliśmy kolację w restauracji nad morzem, a potem pojechaliśmy na przejażdżkę wzdłuż klifu. W końcu zawróciliśmy do miasta. Cédric zatrzymał motor i zaparkował go, a potem zabrał mnie na spacer do parku. Słońce już prawie zaszło.

– Teraz ty decydujesz, Gaëlle – szepnął, obejmując mnie ramieniem.

– O czym?

– Czy mam posłuchać twojego taty i odwieźć cię do domu o dwudziestej trzeciej... – zrobił pauzę, obserwując moją reakcję – czy wolisz zostać ze mną w hotelu w Paimpol i wrócić do domu jutro.

PLAYBOYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz