IV.4.

371 46 12
                                    

Rano wstałam wyspana i w świetnym humorze. Zjadłam śniadanie, a potem wybrałam się do najbliższego Tabac* po gazetę.

Paris CONTEMPORAIN, numer lipcowy poproszę.

– Proszę bardzo, ostatni egzemplarz został – poinformował mnie sprzedawca, podając gazetę. – Cztery euro i czterdzieści centymów.

Majątek to nie był, a po prostu musiałam mieć to pismo. Byłam ciekawa, jak funkcjonuje miesięcznik beze mnie. Dla pewności wolałam jednak nie czytać tego numeru w miejscu publicznym, na wypadek gdybym chciała kląć lub głośno krzyczeć. Wrzuciłam go do torby i poszłam na spacer, bo poranek był jeszcze przyjemny, ale dzień zapowiadał się gorący. Po drodze kupiłam sobie loda. Oczywiście mojego ulubionego, Nuii na patyku. Liżąc go, znowu pomyślałam o Cédriku. Cholera, wszystko mi się już z nim kojarzy! – roześmiałam się radośnie. To było takie ożywcze, mieć kogoś, o kim można myśleć bez troski, kogo można by pokochać za to, że znalazł się akurat wtedy, kiedy myślałam, że zawaliło się całe moje życie. Zrobiłam selfie z lodem na tle wieży Eiffela** i wysłałam z dopiskiem: „Lody bez ciebie nie smakują tak samo :-P". Nie dostałam jednak odpowiedzi od razu. Pewnie jeszcze śpi.

Szybko zaczęło się już robić za ciepło, więc wróciłam do domu tuż przed jedenastą. Wzięłam się za przygotowanie dokumentów i artykułów potrzebnych Oldze. Potem zrobiłam przerwę na obiad i wtedy właśnie dostałam odpowiedź od Cédrika: „Ty chyba specjalnie to robisz :-D Wysyłasz mi zdjęcia w negliżu, żebym nie mógł spać, a potem rano poprawiasz zdjęciem z lodem, żebym nie mógł wstać :-P." Odpisałam więc mu ze śmiechem: „Wstawaj, szkoda dnia. Jak przyjadę na weekend, to będziesz spędzał więcej czasu w łóżku." Nie czekałam długo na odpowiedź: „A jednak przyjedziesz? Kiedy? W piątek?" Odpowiedziałam od razu: „Dam znać, ale jak sobie załatwisz wolne do końca tygodnia, to przyjadę już w czwartek". „Pogadam z tatą i Patrickiem. Na pewno da się coś zrobić. Już się nie mogę doczekać czwartku."

No cóż, ja też nie mogłam. I tak nie miałam nic do roboty w Paryżu, a wizja spędzenia jeszcze jednego dnia do weekendu z Cédrikiem była warta podróży do Bretanii dzień wcześniej. Byłam pewna, że nawet moi rodzice to zrozumieją.

Zjadłam obiad, który jednak nie smakował mi tak jak u mamy, a potem wróciłam do pracy. Kiedy miałam już gotowe wszystkie potrzebne dokumenty, przykładowy artykuł i wywiad dla Olgi, napisałam do niej wiadomość: „Wpadnij na kolację, mam wszystko". Zaraz mi odpisała: „Błagam, nie gotuj dla mnie. Znajdź restaurację w okolicy, niech mają dobry jabłecznik". To akurat nie było trudne. Przy Avenue Emile Zola była restauracja, którą lubiłam. Mieli tam genialną tarte tatin. Jedna stacja metrem nie była wyzwaniem. Odpisałam więc Oldze: „Relais du 15ème przy Av. Zola. Będę o 20". Zaraz miałam odpowiedź: „Umowa stoi".

W końcu wzięłam się za lekturę Paris CONTEPORAIN, który ciągle zalegał w mojej torebce. Wszystkie rubryki wyglądały tak, jak do tej pory, z wyjątkiem mojej. Na ostatnich dwóch stronach, w rubryce towarzyskiej, widniało sprostowanie, napisane najwyraźniej przez Charles'a, oraz artykuł na temat działalności filantropijnej Derennes'a. Ja pierdolę! Jeszcze mu laurkę wystawił?! Ani słowa o mnie. Nic. Nie zadali sobie nawet tyle trudu, żeby napisać, że mnie zwolnili i że odtąd ktoś inny będzie prowadził rubrykę towarzyską, jeśli w ogóle będzie. Bo po tym, co przeczytałam, byłam pewna niesmaku, jaki wywoła ten zabieg wśród moich czytelników. Co jak co, ale dobrze ich znałam. Nieraz komentowali pod moimi artykułami w Internecie albo na profilu facebookowym redakcji. Podobało im się to, co robiłam, żeby „odczarować" życie gwiazd. A teraz zostali z niczym w zamian.

Rzuciłam gazetę w kąt, zniesmaczona tym, co zrobił Charlie. Przez chwilę pomstowałam jeszcze w myślach na byłego już szefa. Że też byłam nim kiedyś oczarowana! Niby czym? Że okazał się takim mięczakiem? A potem zaczęłam znowu myśleć o tym, jak teraz będzie wyglądała moja zawodowa przyszłość. Wyprowadzki do Rennes nawet nie brałam pod uwagę. Jeśli Cédric jest naprawdę dobrym adwokatem, to poradzi sobie i w Paryżu. Ale to ja musiałam najpierw znaleźć swoje miejsce. Może wyjazd za granicę nie zrobi mi źle? Spojrzę z dystansem na wszystko, zobaczę nowe możliwości?

Z nudów znowu zaczęłam czytać. Na szczęście, trafiłam na czytniku na lekką komedię romantyczną, którą już kiedyś chciałam przeczytać. W sam raz na taki wisielczy humor.

Kilka godzin później musiałam przerwać lekturę, żeby nie spóźnić się na kolację z Olgą, takie to było wciągające. Obiecałam sobie, że dokończę zaraz po powrocie. Jeśli chciałam wyjechać z Paryża jutro przed południem, a chciałam, musiałam się jeszcze spakować na weekend poza miastem. I zabrać coś seksownego dla Cédrica. A co, zamierzałam trochę go podręczyć. Jadąc do Bretanii prawie trzy tygodnie temu, nie zwróciłam nawet uwagi na to, jaką wzięłam ze sobą bieliznę czy piżamę. Teraz wszystko było planowane i bardzo mnie to cieszyło.

Kelner w Relais du 15ème mnie nie rozpoznał, więc była szansa, że mój nowy image działa bez zarzutu. Jedzenie było pyszne, a deser jeszcze lepszy. Kolacja z Olgą się udała. W ogóle nie rozmawiałyśmy o pracy. Plotkowałam z nią, jakbyśmy zostały najlepszymi przyjaciółkami. De facto tak się chyba stało, bo przecież Olga wiedziała o mnie wiele i pomagała mi, choć nie musiała. Obecne zadanie nie wiązało się przecież w żaden sposób z agresorem, który napadł na jej kraj.

Już miałyśmy prosić o rachunek i wychodzić, kiedy do restauracji wszedł... Fabrice Fauchard. Zajął miejsce w drugim końcu sali, ale byłam pewna, że to ten gad, który ukradł mi zapasowy klucz i włamał się do mieszkania. On na pewno mnie nie poznał, bo nawet nie spojrzał w moją stronę. Za to niedługo po nim w lokalu pojawił się... Charles Delaurent.

„Po lewej siedzi facet, prawnik, który prawdopodobnie pracuje dla D.D. i włamał mi się do mieszkania", napisałam SMS-a Oldze. „Który?", spytała. „Ciemny garnitur, rolex na ręce. I właśnie wszedł mój były szef, który się do niego przysiada", dodałam. Olga udała, że chichocze z jakiegoś mojego dowcipu, a po chwili wezwała kelnera gestem. Korzystając z mojego zmieszania, zapłaciła za naszą kolację. Znowu. Nie miałam jednak możliwości zaprotestować, żeby nie ściągać na siebie uwagi.

– Co teraz? – spytałam szeptem.

Olga znowu się uśmiechnęła.

– Na razie widzą tylko twój profil w zajebiście rudych lokach. Nie poznali cię, to pewne – odparła, pochylając się w moją stronę. – Zrobię teraz zamieszanie, a ty skorzystaj z tego i wyjdź. Czekaj przy moim aucie – poleciła mi, a potem dyskretnie wstała i dopiero w połowie drogi do lady zaczęła krzyczeć, wymachując rachunkiem: – Źle mi pan policzył za kaczkę! Widziałam wyraźnie, była w promocji jako danie dnia!

Cała sala zwróciła się w jej stronę, a ja tymczasem dyskretnie wymknęłam się z restauracji. Nie słyszałam, co odpowiedział jej kelner, ale kilka minut później Olga znalazła się przy swoim samochodzie, gdzie na nią czekałam.

– Czy oni się znają? – spytałam, bo to nurtowało mnie najbardziej.

– Najwyraźniej.

– Ale ze mnie naiwna idiotka!

– Gala, naprawdę dobrze wyszłaś na tym, że odeszłaś z redakcji – zauważyła Olga, otwierając auto.

– To nie ja odeszłam, to oni mnie zwolnili – przypomniałam jej.

– Szczegóły. Nie zwolniliby cię... od razu, gdybyś z nimi współpracowała.

– Dobrze zauważyłaś. Od razu!

– Wsiadaj, podwiozę cię – rzuciła zaraz, ignorując moje ostatnie zdanie.

Olga pojechała tym razem prostą drogą, zaparkowała pod sklepem, ale tak, żeby auta nie dosięgły kamery, a potem poszłyśmy do mnie.

– Masz ochotę na coś do picia?

– Masz jakiś sok?

– Tylko pomarańczowy.

– Ujdzie.

Nalałam jej soku do szklanki, sobie wody, i usiadłyśmy w salonie.



----

* Tabac, sieć kiosków we Francji.

** Daję przypis, żeby nauczyć was, jak się to wymawia :-P. La tour Eiffel czyta się: [la tur Effel]. Czyli po polsku powinno się mówić „wieża Effela", a nie Eifla czy tym bardziej Ajfla (Gustave był Francuzem, a nie Niemcem :-P)

Kochani! Skończyłam już pisanie "Playboya", więc historia Gaelle i... tego, którego jeszcze nie znacie, ale już niedługo... będzie od dziś publikowana codziennie :-D

PLAYBOYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz