VIII.3.

369 55 9
                                    

Przedstawienie zakończyło się późno. Liczyłam, że uda mi się wbić do garderoby i dorwać jakiegoś gościa w obcisłych gatkach i dostać autograf na piersi, bo w życiu nikt nie podobał mi się tak jak ci faceci w trykotach. Niestety, jedyna droga wyjścia z loży prowadziła tam, gdzie drogi z wszystkich innych miejsc, czyli do wyjścia.

Jerry czekał tam, gdzie mnie wcześniej wysadził. Wsiadłam więc do auta i dałam się odwieźć do hotelu, ciągle jednak mając przed oczami to niesamowite widowisko.

– Jerry, jesteś Kanadyjczykiem, prawda? – spytałam w pewnym momencie.

– Tak, proszę pani.

– Czy jest dla was Cirque du soleil?

– Dumą narodową – odparł bez wahania.

– Czy występują tam sami Kanadyjczycy?

– Pewnie większość jest z Kanady, ale nie znam składu grupy.

– A myślisz, że można by któregoś poznać osobiście?

Jerry się roześmiał.

– A dlaczego chce pani kogoś stamtąd poznać?

– Chciałabym przeprowadzić wywiad – palnęłam pierwszą rzecz, jaka przyszła mi do głowy.

– Nie mam pojęcia, jak to zrobić, ale podejrzewam, że jeśli poprosi pani pana Hughesa albo pana Lagrange... nie ma takiej rzeczy, której oni by nie mogli załatwić.

– Dziękuję, Jerry – odparłam jednak. Ostatnimi osobami, które chciałabym prosić o kontakt do cyrku byli ci dwaj playboye, którzy pewnie teraz używali sobie w najlepsze w jakimś luksusowym przybytku.

Kiedy wróciłam do hotelu, Cindy i Minnie były już po zakupach, a nawet po prysznicu. Chodziły po apartamencie w samych krótkich szlafrokach, denerwując ochroniarza. A ja... byłam głodna jak wilk, bo zapomniałam pójść na kolację przed wyjściem na przedstawienie.

– Evan, myślisz, że o tej porze można jeszcze dostać coś do jedzenia?

– Nie sądzę. Hotelowa restauracja jest już zamknięta. Ale może w barze coś będzie?

– Zbytek łaski! – prychnęłam. – Nie chce mi się alkoholu, tylko jedzenia.

– Zadzwonię do szefa, może przyniosą coś ze sobą, jak będą wracać.

– Nie ma mowy! Nie chcę o nic prosić Alexandra! Jeszcze mi się oberwie, że mu w bzykaniu przeszkadzam!

– Ale to nie ty prosisz, Gaëlle, tylko ja. – Evan metodycznie wybrał numer i zaczekał aż Alex odbierze. Nie chciałam tego słuchać, więc zatkałam sobie uszy i poszłam do swojej sypialni. Postanowiłam wziąć prysznic i położyć się spać, żeby Evan dał mi spokój.

Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Po prysznicu zrobiłam się jeszcze bardziej głodna. Była już prawie dwudziesta trzecia. Ale przecież to Montreal! Na pewno mają jakieś całodobowe knajpy z żarciem na wynos!

– Evan! – Wypadłam z sypialni, drąc się na ochroniarza. – Zamów mi coś z dowozem, proszę! Umrę tu z głodu. – Spojrzałam na niego błagalnie.

– Po co? Alex i Max zaraz tu będą.

– Co???

– Mówiłem, że ci coś przywiozą. Byli na bankiecie. Już wracają.

Chwilę później do pokoju wpadli Alex i Max. Co prawda byli w garniturach, ale kompletnie pijani. Jeden wieszał się na drugim, bo inaczej obaj by wywinęli orła. Alex trzymał w ręku reklamówkę.

PLAYBOYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz