VIII.7.

361 52 6
                                    

Alexander spojrzał na mnie uważnie. W jego oczach nie było już złości. Raczej współczucie.

– Widziałaś zdjęcia dziecka Lizzy?

– Nie ma ich na Facebooku.

– To posłuchaj...

I zaczął mi opowiadać, jak zatrudnił asystentkę, która po jakimś czasie dostała się do jego serca. Zostali parą, choć Elisa ciągle dla niego pracowała. W końcu zażądała wyłączności.

– A ty byłeś jej wierny? – spytałam sceptycznie.

– Jak pies.

– Jakoś nie chce mi się w to wierzyć.

– Nie musisz, ale tak właśnie było. – Wyglądało na to, że mówił poważnie.

– I co było dalej? – zaciekawiłam się.

– Nic nie było „dalej". Kiedy zaszła w ciążę, byłem tak szczęśliwy, że miałem ochotę skakać do nieba.

– Czemu więc mam wrażenie, że to nie było to, czego chciałeś?

– Bo nie było. Elisa chciała pokazywać się ze mną publicznie. Robili nam zdjęcia, on eksponowała swój rosnący brzuch, a ja nie mogłem się doczekać, kiedy zobaczę swoje dziecko. Jednocześnie panikowałem, że coś się jej stanie, dlatego przez ostatni miesiąc ciąży zabroniłem jej opuszczać rezydencję.

– Pewnie nie była zachwycona?

– Nie była, ale zrozumiała, że to dla dobra dziecka.

– Więc co się stało?

– Dlatego właśnie pytałem, czy widziałaś zdjęcie jej dziecka. Urodziła ślicznego chłopczyka. Mulata. Ona blondynka, ja brunet, ale biały. Zrobiłaby ze mnie pośmiewisko.

– Wyrzuciłeś ją z domu z nowonarodzonym dzieckiem? – oburzyłam się.

– Za kogo ty mnie masz? – Zmierzył mnie poirytowanym spojrzeniem. Pewnie to nie był łatwy temat, ale skoro już zdecydował się o tym opowiedzieć, to pewnie liczył się z trudnościami. – Kupiłem jej dom w północnej części Kalifornii, zapewniłem utrzymanie na rok...

– Nie byliście małżeństwem. Nie musiałeś tego robić – przerwałam mu.

–... i wystąpiłem do sądu o zakaz zbliżania się do mnie, jakiegokolwiek kontaktu i poruszania mojego tematu w mediach.

– Teraz rozumiem. A więc Elisa Porter urodziła nie twoje dziecko.

– Chodziło jej tylko o sławę i pieniądze, ale nawet dlatego nie potrafiła być mi wierna – westchnął. – Ojcem jej dziecka był jeden z ochroniarzy. Jego też zwolniłem. Nie mogłem na nich patrzeć.

– A co z Nancy?

– Nie byliśmy w związku. Od czasu Lizzy nie byłem w żadnym.

– Ale sypiałeś z nią.

– Owszem.

– Dlaczego więc wyrzuciłeś ją z domu?

– Bo to nie moje dziecko, a ona kłamie.

– Ale skąd wiesz, dopóki się nie urodzi?

– Bo takich jak ona było już kilka – westchnął.

– I?

– Są testy genetyczne, wiesz?

– Wiem, ale w czasie ciąży są inwazyjne i niebezpieczne. Lepiej je zrobić po urodzeniu.

– Tak, ale po kilku takich „wpadkach" zrobiłem badania.

– Ty?

– Tak. Lizzy na odchodne powiedziała mi w złości, że nie byłoby problemu, gdybym nie strzelał ślepakami, więc to sprawdziłem. Nie jestem w stanie począć dziecka naturalnie. – Alexander na chwilę ukrył twarz w dłoniach. Wyglądało na to, że to dla niego trudny temat. – Nie chcę, żeby ktokolwiek o tym wiedział. Powiedziałem ci, żebyś zrozumiała. – Po chwili spojrzał mi w oczy.

PLAYBOYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz