IX.4.

390 54 2
                                    

Próbowałam zaprotestować, ale nie miałam nic do gadania w obliczu gniewu Maxa. Posłusznie poszłam do samochodu za nim i Milesem.

Tej nocy nie spałam dobrze. Martwiłam się o Alexandra. Postanowiłam, że wstanę wcześnie i zmuszę Maxa, żeby mnie zabrał ze sobą. A jak nie, to pojadę do szpitala autobusem. Alex nie miałby siły, żeby mnie za to opieprzyć.

Rano byłam na nogach już przed szóstą i zeszłam na śniadanie wcześniej niż zwykle.

– Tylko jedna brioszka i mała kawa – poprosiłam kucharza. I tak nie mogłam za bardzo jeść, ale wolałam nie wychodzić z domu całkiem głodna. – Max już był? – spytałam po chwili.

– Nie, jeszcze go dziś nie widziałem, ale pan Lagrange nie wstaje tak wcześnie. Co by się musiało stać?

Jakby wykrakał, bo po chwili w drzwiach kuchni pojawił się zaspany Max.

– Co ty tu robisz tak wcześnie? – spytał zamiast przywitania.

– Zawsze wstaję wcześnie. Zwykle jem śniadanie razem z Alexandrem. Omawiamy sobie plan dnia.

– Taaa, jasne, plan omawiacie – żachnął się Max. – Albinie, potrzebuję jajecznicy na wynos dla pana Hughesa. Pewnie w szpitalu nie karmią najlepiej, nawet jak jest się jego udziałowcem.

– A dla pana to co zwykle?

– Oczywiście.

Kucharz szybko przygotował dwie jajecznice. Jedną porcję zapakował w pojemnik utrzymujący ciepło, a drugą dał na talerz Maxowi.

– Chcę jechać z tobą do szpitala – oznajmiłam.

– Nie ma mowy – zaprotestował Max od razu i zajął się pochłanianiem śniadania.

– Nie przyjmuję odmowy.

– Gaëlle, zaraz jadę zobaczyć, co z Alexem. Wytrzymaj chociaż godzinę, zanim zaczniesz robić zamieszanie wokół siebie – poprosił, ale tak złośliwym tonem, że odechciało mi się z nim rozmawiać.

– Chcę wiedzieć, jak on się czuje.

– Ja też. Dlatego tam jadę. Miles dał mi właśnie znać, że nasz pacjent się obudził.

– Chcę jechać z tobą!

– Możesz o tym zapomnieć. Nigdzie nie jedziesz. Jak Alex poczuje się lepiej, to sam zdecyduje, czy jesteś mu do czegoś potrzebna.

– Co to ma znaczyć?

– Oboje dobrze wiemy, że nie trzyma cię tu i nie płaci ci takiej pensji dla twoich dziennikarskich kompetencji – prychnął i wrócił do jedzenia.

A to buc. Ja mu pokażę!

Wróciłam do swojego pokoju, żeby obmyślić plan wymknięcia się z rezydencji. Z przyzwyczajenia jednak najpierw sprawdziłam, co ciekawego w świecie. Mój telefon służbowy, który miał chyba zaprogramowane Alexander+Hughes jako słowa kluczowe, wypluł mi na przywitanie pierwszą stronę brukowca, na której było zdjęcie budynku Altus Houston Hospital z zewnątrz, a tytuł pogrubioną czcionką głosił, że „Alexander Hughes, miliarder i playboy, wpadł po pijaku do pustego basenu w swojej rezydencji i teraz leży na oddziale chirurgii rzeczonego szpitala, którego jego firma jest udziałowcem.

Nikogo nie oszczędzą, a pamięć mają krótszą niż insekty – pomyślałam wkurzona, przypominając sobie artykuł sprzed kilku miesięcy, w którym inny pismak z tego samego brukowca zachwycał się dobroczynnością Hughesa, który zafundował darmowe szczepienia dla nieubezpieczonych dzieci w tym samym szpitalu.

PLAYBOYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz