Epilog

920 77 34
                                    

Czerwiec 2023

– Wierzyć mi się nie chce, jak na nie patrzę. – Usłyszałam głos mojego męża, zanim otworzyłam oczy. Alexandra i Gaël smacznie spali po karmieniu, a ja przymknęłam oczy tylko na chwilę i odpłynęłam. Od dwóch tygodni miałam niedobór snu. Dokładnie od kiedy ta dwójka przyszła na świat, prawie cztery tygodnie przed terminem i dwa dni po moich trzydziestych czwartych urodzinach.

Mimo pośpiechu w przyjściu na świat, nie mieli praktycznie żadnych problemów zdrowotnych, co było dość zaskakujące. Zwykle wcześniaki i jeszcze bliźnięta były pod specjalnym nadzorem lekarskim. Do naszych pediatra przychodził tylko raz w tygodniu i za każdym razem powtarzał, że są idealne. Bo są idealne – pomyślałam, patrząc na maleńkie główki, przytulone do moich piersi, które były większe od nich.

– Są boskie – przyznałam.

– Dzieci też, ale ja mówię o twoich balonach, żono – zaśmiał się Alex szelmowsko.

– Świnia! – Wystawiłam do niego język. – Wiesz, że nie wolno.

– No przecież jestem grzeczny.

– Tak, jasne, ty i grzeczny... A piersi rosną, bo czas na karmienie. No już, budź swojego syna, bo się leni – podałam mu malucha, a sama spojrzałam na śliczne oczka córeczki, a potem przystawiłam ją do piersi. Od razu zaczęła ssać.

– Hej, Red, wstajemy – zaśmiał się Alex z młodego, który rzeczywiście miał na główce rudy meszek. Był bardzo podobny do mojego taty, po którym dostał imię. – Otwieraj oczy i buzię, bo siostra ci wszystko zeżre – dodał ze śmiechem, łaskocząc małego po buźce. Podziałało, bo kiedy zaraz usiadł z nim obok mnie i przystawił go do mojej drugiej piersi, młody zaczął ssać. Tak... karmienie bliźniąt to armagedon, ale bardzo mi zależało na naturalnym, kiedy dowiedziałam się, że to wzmacnia odporność dzieci. Alex w zasadzie z niczym się nie kłócił. Równie dobrze karmiłby ich butelką, ale zgodził się ze mną. To i tak był cud, że nam się udało je mieć.

Dziewięć miesięcy wcześniej, zaraz po oświadczynach Alexandra i premierze nowego spektaklu, w październiku udaliśmy się do kliniki leczenia niepłodności, żeby dowiedzieć się o możliwości dla nas. Lekarz, po ponowieniu badań Alexa, zdecydował, że in vitro będzie najszybszą i najpewniejszą metodą na powiększenie rodziny. Oboje o tym marzyliśmy. Udało się już za pierwszym razem, a Alex skakał pod niebo z radości i od razu zaprosił moich rodziców do Stanów, żeby urządzić nasze oficjalne zaręczyny. Chciałam lecieć do Francji, ale lekarz odradził mi podróż samolotem w pierwszym trymestrze ciąży bliźniaczej.

Ślub wzięliśmy w grudniu w kameralnej atmosferze, w jego rezydencji. Byli tylko moi rodzice, Max, który był jego świadkiem, Olga, która była moim, oraz... wszyscy pracownicy Alexandra. Niektórzy z nich, jak kucharz Albin czy Jessica Goldman, byli dla niego jak rodzina, bo znali go od dziecka. Maxowi wybaczyliśmy oboje. Miał tylko Alexandra i naprawdę się o niego troszczył. Czasem zazdrość jest złym doradcą, ale przecież zrozumiał i naprawił swój błąd.

Aaa, nie mówiłam, że mój mąż pozbył się wszystkich „asystentek", kiedy tylko skończyły im się kontrakty? Na ich miejsce zatrudnił równie kompetentnych, ale nie napalonych na niego asystentów i jedną babkę w wieku Jessiki. Można?

Od historii z feralnym numerem Paris CONTEMPORAIN minęły dwa lata. Właśnie ukazał się mój artykuł o Derennes'ie w odnowionym czasopiśmie. Mój mąż odkupił Paris CONTEMPORAIN od wierzycieli i od razu zapowiedział sądowe batalie z każdym, kto ośmieli się napisać na mój temat nieprawdę. Z Derennesem skontaktował się osobiście, poinformował go o posiadanych dowodach na jego działalność i kazał zapłacić odszkodowanie żonie Spasskiego, której w międzyczasie udało się uciec z dzieckiem z Rosji do Francji, a stamtąd do Stanów.

Alex zrezygnował ze swojej biografii. Stwierdził, że może wydamy ją, jak skończy osiemdziesiąt lat i ludzie nie będą wytykać palcami jego i naszych dzieci, bo do tej pory wszyscy już zapomną, jak było. Za to kibicował mi przy mojej powieści, która ostatecznie dostała tytuł „Playboy. Iluzja". Bo idealnie pasowała do tej historii. Oczywiście musiałam wydać ją pod pseudonimem... ale takie już życie żony miliardera.

– Odpływasz, kochanie – zachichotał Alex, odbierając ode mnie najedzone dzieci, które już zdążyły znowu zasnąć. Ułożył je w łóżeczkach obok naszego.

– Tylko troszeczkę – ziewnęłam – pospałabym jeszcze...

– A mogę się przytulić?

– Tylko bądź grzeczny – przestrzegłam go. – Musisz z miesiąc poczekać na coś więcej niż przytulanie.

– Kocham cię – odpowiedział, kładąc się za moimi plecami i obejmując czule. – Na ciebie warto zaczekać. Za miesiąc polecimy do Cannes. To będzie nasz drugi pierwszy raz – zachichotał.

Przymknęłam oczy, bo ze szczęścia zaszkliły mi się w nich łzy. Ach, ten baby blues. W mojej głowie powstał już pomysł na nową historię, ale o tym... innym razem.



----

Kochani! Dotarliśmy do końca historii. Wymusiliście publikację przed terminem, więc wyszło trochę science-fiction z tą datą :-P

Co do historii, to było... różnie. Mam nadzieję, że trochę zabawnie i pouczająco, a przede wszystkim oryginalnie :-) Diabeł okazał sie mniej straszny, niż go malowali i to było fajne <3 Bardzo dobrze i szybko pisało mi się tę opowieść, więc pewnie nie będzie to ostatnia z francuskimi bohaterami i pięknymi regionami <3

Dziekuję, że tu dotarliście ze mną aż tu :-)

Wasza Helena Leblanc

PLAYBOYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz