IV.2.

384 54 5
                                    

We wtorek wstałam z samego rana, żeby zdążyć do fryzjerki. Musiałam wcześniej umyć włosy, ale nie używać żadnej odżywki czy balsamu, więc wybiegłam z domu po ósmej z mokrymi strąkami na głowie. Na szczęście był lipiec i zapowiadał się gorący dzień. A druga zaleta tej sytuacji była taka, że naprawdę nikt mnie nie rozpoznawał w tym zaskakującym image'u.

Fryzjerka była zadowolona z postępu, jaki zrobiły moje włosy przez dwa tygodnie wakacji. Stwierdziła, że słońce pomogło i zdjęło jeszcze trochę koloru, ale dla pewności trzeba powtórzyć zabieg. Tym razem trzymała dekoloryzator krócej, za to potem umyła mi głowę jeszcze raz i użyła intensywniejszej farby niż poprzednim razem. W końcu nałożyła mi odżywkę poprawiającą skręt włosów i wysuszyła je delikatnie, twierdząc, że reszta doschnie sama na słońcu. To było dla mnie naprawdę zaskakujące, bo jeszcze nigdy nie wyszłam od fryzjera z nie do końca wysuszoną głową, ale nie chciałam się kłócić, bo nic mi nie kapało z włosów, a wyglądało na to, że Djenaba wie, co robi. Zresztą, jej głowę zdobiły idealne, równe loki, a na pewno nie było łatwo uzyskać taki efekt na afrykańskich włosach.

– Wygląda pani świetnie – pochwaliła moją nową fryzurę.

– Dziękuję. Mnie też się podoba. Teraz muszę jeszcze lecieć do fotografa, żeby zrobić zdjęcie do nowego dowodu osobistego.

– A ma pani swojego fotografa? – spytała dziewczyna.

– Mam, ale jeśli znasz kogoś w najbliższej okolicy, to proszę o polecenie – poprosiłam, myśląc sobie, że lepiej będzie nie pojawiać się u znanego mi artysty-fotografa, z którym współpracowałam wiele razy przy sesjach dla moich gwiazd.

– Mój kuzyn ma zakład fotograficzny tuż naprzeciw. – Wskazała kierunek za przeszklonymi drzwiami. Rzeczywiście. Był tam mały zakład fotograficzny i punkt ksero.

– Dziękuję. Skorzystam z polecenia. – Uśmiechnęłam się. – Ile się należy za usługę?

– Siedemdziesiąt pięć euro, jak poprzednim razem.

Trzeba było przyznać, że nie wykosztowałam się na tę fryzjerkę. Gdybym miała więcej kasy, dałabym jej stówę, jak zwykle płaciłam w bardziej popularnych miejscówkach, ale skoro nie spałam na forsie, dałam jej po prostu dychę napiwku, jak poprzednim razem, i obiecałam, że przyjdę jeszcze w sierpniu. Musiałam wyglądać jak człowiek przed kastingiem.

Po wyjściu od Djenaby poszłam prosto do jej kuzyna-fotografa. Młody chłopak, może dwudziestoletni, o skórze w kolorze czekolady, przeglądał coś w telefonie. Na ścianach miał czarno-białe zdjęcia. Widokówki z Paryża, znad morza, chyba w jakimś afrykańskim kraju, i zdjęcia ślubne.

– Dzień dobry. – Uśmiechnęłam się od wejścia. Podniósł na mnie wzrok i odpowiedział mi uśmiechem.

– Dzień dobry. Ależ pani jest piękna. Aż się prosi o zdjęcie.

– Nie przesadzałabym z moją urodą – zaśmiałam się. – Ale marketingowiec z ciebie świetny. Właśnie w sprawie zdjęcia przyszłam. Przysłała mnie Djenaba, która zrobiła mi tę fryzurę.

– Moja kuzynka jest prawdziwą artystką – potwierdził chłopak.

– Ona to samo mówi o tobie...

– Oumar.

– Miło mi cię poznać, Oumarze. Mam na imię Gaëlle i potrzebuję zdjęcia do dowodu osobistego i paszportu. Dasz radę zrobić?

– Pewnie, że dam radę. Proszę sobie usiąść tam – wskazał mi stołek, za którym było białe tło.

Cała procedura trwała może dziesięć minut. Oumar ustawił mnie, zrobił kilka ujęć, a potem kawał mi wybrać jedno wśród tych, które – jego zdaniem – wyszły zgodnie z wymogami urzędowymi. Wybrałam to, na którym delikatnie się uśmiechałam. Nie chciałam mieć ponurego zdjęcia w dokumencie. Chłopak wydrukował mi cztery zdjęcia, wyciął je i włożył w malutką okładkę. Kosztowało mnie to dwanaście euro.

PLAYBOYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz