ROZDZIAŁ 41

246 34 0
                                    

"Żeby życie miało smaczek, raz kutasek... raz kutasek..."

Alvar zamierzał wyjść z inicjatywą. Taki był jego plan. Chciał zrobić coś mądrego, a to oznaczało zrobienie czegoś niebezpiecznego. Nie powiedział Axelowi o swoim planie. Nie powiedział nikomu.

Zamknął drzwi samochodu, każąc jechać kierowcy do obozu. Kierowca bez słowa wykonał polecenie, jadąc spokojnie, aby dać się wyprzedzić jednemu z samochodów ochrony, który powinien jechać z przodu samochodu, w którym przebywał książę, podobnie jeden robił za tylną obstawę.

Jego oficjalnym powodem wizyty w obozie była inspekcja. W ciągu ostatnich kilku miesięcy nie miał na to czasu, więc powiedział ojcu, że chce przeprowadzić jeszcze jedną inspekcję przed wyjazdem.

Znalazł przyjaciół Axela rozmawiających cicho za budynkiem. Trzęśli się w zimowym chłodzie. Na zewnątrz było teraz niewielu innych niewolników. Natychmiast zamilkli, patrząc na Alvara z zaskoczeniem.

— Świetnie — wymamrotał Hanzel.

W grupie pojawił się ktoś nowy... Ewidentnie Valoryjczyk, choć znacznie starszy od Axela. Może około czterdziestki. Wyglądał na zdezorientowanego.

— Kto to? — zapytał Alvar, wskazując na mężczyznę.

— Agadir — powiedział z irytacją Hanzel.

— Możemy w czymś Panu pomóc?

Alvar uśmiechnął się na ten oficjalny ton.

— Gdzie jest pozostała dwójka? Zen... i ten cichy?

— Zen i Tim zajmują się teraz pewnymi sprawami.

Alvar skinął głową.

— Stan, idź po nich.

Wywołany spojrzał na Hanzela w celu potwierdzenia. Ten skinął głową, więc Stan poszedł.

— Kim on jest? — zapytał cicho Agadir Herdaza.

Mówił tak samo jak Axel. Z takim charakterystycznym czymś w głosie. Charakterystycznym dla Valoryjczyków.

— Gdzie moje maniery? — powiedział Alvar, wyciągając rękę do uścisku. — Alvarian Roseberg. Jestem przyjacielem Hanzela i nadzoruję działalność obozu. Od czasu do czasu...

Agadir wpatrywał się w dłoń przez sekundę, po czym podniósł wzrok z czystą nienawiścią. Alvar westchnął, zabierając rękę. To miało sens, nie dziwił się, że Valoryjczyk gardził synem człowieka, który zniszczył jego kraj.

— Czego od nas chcesz, książę? — zapytał Hanzel, wyczuwając napięcie. — Naprawdę nie chcemy być z tobą widziani, więc możemy to załatwić szybko?

— Mam dla was zadanie, ale chcę, żeby Zen i ten drugi też to usłyszeli.

— Zadanie? — powtórzył Herdaz. — Mamy pracę do wykonania. Pracujemy już wystarczająco długo, co jeszcze mamy robić?

Alvar wzruszył ramionami.

— Za chwilę się przekonasz.

Wszyscy mężczyźni rzucili mu nieprzyjemne spojrzenia. Chciał z nimi zadrzeć. Drażnić się z nimi i doprowadzić ich do szału. Uwielbiał wywoływać tego typu reakcje u niewolników... jednak coś go powstrzymało. Drżące ręce Hanzela. Sposób, w jaki Herdaz przestępował z nogi na nogę. Nienawistne, zmartwione oczy mężczyzny o imieniu Agadir. Ci ludzie byli wystarczająco przestraszeni samą rozmową z nim.

— Jak wygląda teraz życie w obozie? — zapytał Alvar, opierając się o ścianę i czekając. Owinął wokół siebie płaszcz. Cholera, tu było rzeczywiście zimno. — Nowy głównodowodzący nie jest chyba zbyt straszny, prawda?

The Captive Prince. Yaoi. 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz