ROZDZIAŁ 10

794 52 4
                                    

"Czy wiesz, kim teraz jesteś, Axel?"

Obudził się obolały i zziębnięty. Jęknął, poruszając głową. Bolała go cała twarz. Dotknął policzka, czując na nim jakieś wybrzuszenie. Nie mógł w pełni otworzyć lewego oka. Spojrzał w dół i odkrył, że jest nagi. Westchnął, odrzucając głowę do tyłu. Świetnie. Po prostu cudownie.

Łóżko zaskrzypiało pod nim. Nie było to łóżko tego psychopaty z rozdwojeniem jaźni. To była żelazna rama z czymś przypominającym materac na wierzchu. Bez prześcieradła, kołdry, koca i poduszek. Usiadł, rozglądając się dookoła. Był w celi. Niepomalowane betonowe ściany i ciężkie metalowe kraty dobitnie o tym świadczyły. Poza łóżkiem znajdowała się w niej tylko toaleta i umywalka.

Okno zabezpieczone kratami znajdowało się wysoko w ścianie naprzeciwko drzwi celi. Stanął na łóżku, wytężając wzrok, by zerknąć na krajobraz za oknem. Spojrzał przez ogród, widząc pałac po drugiej stronie. Mógł zgadnąć, które okna należały do księcia. Był więc w jakimś innym skrzydle budynku. W czymś w rodzaju prywatnych więzień.

Zszedł z łóżka i podszedł do umywalki. Nie było lustra, aby mógł zobaczyć uszkodzenia ciała, jakich doznał z powodu ciężkiej ręki pana. Stwierdził, że może chociaż umyć twarz, chłodna woda koiła gorąc wydobywający się z siniaków i ogólnie napuchniętej twarzy.

Napił się wody z kranu, po czym usiadł z powrotem na łóżku. Nie powinien był nic mówić. Nie powinien tak się złościć. Oczywiście ten zarozumiały kretyn musiał zareagować, jak zareagował, będąc obrażany skądinąd przez niewolnika. Nigdy nie powinien zwracać się do niego w podobny sposób. To mogło skończyć się o wiele gorzej.

Używanie przeciwko niemu samemu obelg, które tak bardzo go osobiście dotykały, uwolniły jednak zawleczkę granatu, który wybuchnął i w tamtej chwili nie dało się go powstrzymać, co skutkowało tym, jak teraz wyglądał i jak się czuł. Oczywiście i tak powinien się cieszyć, że tylko tak się to skończyło. Ten dupek był ze wszech miar okrutny. To była tylko jego wina, że się przed nim odsłonił, że nazwał sam siebie tchórzem, co później ten tak bezlitośnie wykorzystał.

Położył się na łóżku i skulił. Strażnik przeszedł obok celi, nie zaglądając do środka. Jak długo będzie tu więziony? Zamknął oczy. Gdyby udało mu się usnąć, nie czułby bólu i szybciej by mu tu mijał czas. Mógłby zapomnieć o Alvarze i strasznych rzeczach, które zostały powiedziane...

Wstał kilka godzin później, sapiąc. Obrazy z tego istnego koszmaru były wciąż świeże w jego umyśle. Rozejrzał się dookoła nieco zamglony, czuł ziąb. Zapadła noc. Zwinął się w kłębek, zgrzytając zębami. Pocierał ramiona, żeby się nieco ogrzać, bo chłód nielitościwie podgryzał mu ciało. Był też głodny. Wstał i napił się wody. Czy nie zamierzali go nakarmić? Znowu miał znosić głód?

Usłyszał kroki. Strażnik! Podszedł czym prędzej do krat, ocierając łzy z twarzy. Strażnik przeszedł obok niego, a następnie minął bez mrugnięcia okiem. Nawet na niego nie spojrzał.

— Zaczekaj, proszę — zawołał za nim, wyciągając rękę przez kraty. Jego głos drżał. —Proszę, jestem głodny.

Strażnik zatrzymał się i spojrzał za siebie. Jego twarz była ledwo widoczna, a oczy błyszczały w słabym świetle. Cofnął się, przestraszony. Czy strażnik mógłby go pobić za to, że się odezwał? W ciemności nie dało się stwierdzić, jaką dokładnie minę robił ten człowiek. Elion uderzył plecami o ścianę. Zsunął się po niej, kucnął, obejmując nogi ramionami, mając nadzieję, że mężczyzna tu nie wejdzie. Nie chciał, żeby znowu bolało. Bał się bólu.

The Captive Prince. Yaoi. 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz