Sobotni poranek był wyjątkowo słoneczny i ciepły. Promienie światła, które wpadły przez okno obudziły pannę Granger. Ta lekko jęknęła podnosząc głowę. Miała cholernego kaca. Mimo swojej przypadłości poalkoholowej wstała. Jako jedyna już się obudziła. Była dopiero 10 rano. Postanowiła trochę się odświeżyć i dać jeszcze pospać przyjaciołom.
-Zegredku.-powiedziała cicho.
-Tak panienko Hermiona.-przed nią pojawił się pomarszczony skrzat z wielkimi uszami.
-Witaj. Mam prośbę, mógłbyś przynieść jakieś śniadanie dla czterech osób za kilka minut.
-Oczywiście panienko Hermiona.- i rozpłynął się w powietrzu.
Po 20 minutach Hermiona wyszła z łazienki już odświeżona, ale czuła się jak zbity pies. Tak ją bolała głowa, że ledwie kontaktowała. Skoro ona miała się męczyć to czemu oni mieli sobie smacznie spać.
-Koniec tego dobrego!!!
-Kobieto ciszej.-skarżył się Blaise.
-Nie ma mowy! Wstawać śniadanie czeka.
-Która godzina?-spytał twarzą do poduszki Draco.
-Przed 11 rano.
-Eeech. Nie chce wstawać.
-Ludzi wstawajcie.
-Okey dam dobry przykład i wstanę.-powiedziała Pansy.
-Dobra- burknął blondyn.
-Ale ja nie wstaje. Głowa mnie boli.
-Blaise czy ktoś ci kazał tyle pić?- zapytała roześmiana gryfonka.
-Nie, ale to wina tej twojej wódki. Po ognistej nigdy nie mam kaca.
-Ta jasne.
-Zamknij się Smoku.
-Będziesz musiał przetrwać jakoś ten dzień.
Kiedy wzięli się za śniadanie miedzy jedzeniem znaleźli 4 fiolki z niebieskim płynem.
-Co to?- spytał Blaise, Hermiona wzięła kartkę, która leżała obok.
Na kaca.
Tylko tyle było napisane, nic więcej.
-Od kogo to?-zaciekawił się Draco.
-Nie wiem, ale powinniśmy być temu komuś wdzięczni. To do dna.-cała czwórka odkorkowała buteleczki i wypiła jednym duszkiem.
-Nie wiem kto to, ale ten ktoś jest bogiem.
-Masz racje Pan.-poparła ją gryfonka, choć ona domyślała się od kogo ten prezent.
Kiedy już zjedli śniadanie, ślizgoni udali się do lochów. Gryfonka postanowiła trochę posprzątać. Naliczyła się 8 butelek ognistej, 6 mugolskiej wódki, 3 butelek wina i 12 puszek po piwie. Sama nie wiedziała skąd aż tyle tego mieli, no ale cóż. Były jeszcze 3 paczki po papierosach. To akurat normalka dla Hermiony. Pora najwyższa podziękować za prezent-pomyślała dziewczyna i ruszyła w stronę lochów przez szkołę.
Nie spieszyła się, miała wolny dzień. Wolnym krokiem przemierzała szkołę. Kiedy dotarła pod gabinet profesora zapukała w drzwi. Otworzył jej drzwi zamaszystym ruchem.
-Tak panno Granger?-gdy go zobaczyła dopiero teraz dotarły do niej wydarzenia poprzedniej nocy. Jak ona się zbłaźniła.
-Profesorze chciałabym podziękować.
-Za co?
-Niech pan nie udaje.
-Niby co miałbym udawać panno Granger?
-Wiem, że to pan zostawił w moim pokoju te fiolki z eliksirem na kaca.
-Czyżby? A skąd ta pewność?
-Po prostu wiem. A i jeszcze jedno.
-Słucham.
-Przepraszam za wczoraj.
-A za co konkretnie? Pani zachowanie , odzywki?
-Wszystko. Również za moją propozycję wspólnego picia alkoholu i...
-I co?
-I ten pocałunek. Rozumiem, że to było nie na miejscu i obiecuję, że to się więcej nie powtórzy.
-Przeprosiny przyjęte panno Granger. Jeśli to wszystko to...
-Rozumiem już sobie idę.-i już jej nie było. Severus po prostu wspaniale znowu wszystko zawaliłeś.
☆
Hermiona przez całe popołudnie czytała. Zapomniała o spotkaniu z Wiktorem. Kiedy wreszcie sobie o tym przypomniała, a właściwie to sowa, która stukała w szybę. Postanowiła się zacząć zbierać. Najpierw zabrała list od ptaka. Był od Wiktora.
Przyjdę po ciebie o 19.
Do zobaczenia. Wiktor.
Miała jeszcze co najmniej godzinę. Wzięła odprężającą kąpiel, umalowała się i ubrała. Postanowiła nie ubierać się zbyt wyzywająco. Przecież nie chce, żeby Wiktor pomyślał sobie coś niepotrzebnego. Ubrała czarną sukienkę do kolana z małym dekoltem, do tego czarne balerinki i nie zbyt wyzywający makijaż. Włosy upięła w niedbałego koka. Była gotowa przed czasem, jednak jej towarzysz również był przed czasem. Otworzyła mu drzwi.
-Witaj Wiktorze.
-Hermiono jak pięknie wyglądasz.
-Dziękuje. Idziemy?
-Tak, ale lepiej weź płaszcz.
Zabrała skórzaną czarną(a jakże by inaczej) i wyszła z Wiktorem. Szli przez korytarze Hogwartu w ciszy, którą w końcu przerwała dziewczyna.
-Dokąd idziemy?
-Zobaczysz.
-Nie powiesz mi nic a nic?
-Nie.
-Super.-powiedziała do siebie.
☆
Patrolowałem korytarz jak zwykle, żeby umilić sobie dzień odejmując punkty lub dać jakiś szlaban. Nagle usłyszałem znajome głosy na 2 piętrze. To była Granger i... i Krum! Musiałem zobaczyć o co chodzi. Słyszałem jedynie skrawek rozmowy.
-Dokąd idziemy?
-Zobaczysz.
-Nie powiesz mi nic a nic?
-Nie.
Krum był ubrany elegancko. Hermiona była jak zwykle ubrana w sposób uwydatniający jej urodę. Ta czerń, którą tak często, swoją drogą coraz częściej, nosi pasuje do niej idealnie. Ta cała sytuacja może oznaczać tylko jedno...IDĄ NA RANDKE!!!
☆
Hermiona na moment wyczuła w pobliżu czyjąś obecność. Ta osoba była jej dobrze znana, ale nie była sobie w stanie przypomnieć kto wysyła taką energię, kto ma tak charakterystyczny zapach kawy, mięty i whisky. Skoro już nie wyczuwała tej osoby postanowiła zapomnieć.
-Teraz się teleportujemy.
-Dobrze.-Wiktor chwycił ją za rękę i przeniósł ich w miejsce ich randki.
-To tutaj.
-Gdzie jesteśmy?
-W Paryżu.
-Nie poznaję tej części.
-Byłaś tu kiedyś?
-Tak, z rodzicami w wakacje często odwiedzaliśmy Francje i między innymi również Paryż.
-Miałem nadzieję zabrać cię w wyjątkowe miejsce, jak widać nie wyszło bo już tu byłaś.
-Wiktorze to bardzo miłe z twojej strony.
-Proszę za mną.-podał jej swoje ramię, które przyjęła.
-To tutaj.-zatrzymali się przed małą restauracją o nieziemskim klimacie.
-Jak pięknie.
-Bonjour. Aavez-vous une réservation?*
-Ainsi, au nom de Krum-powiedział Bułgar lekko kalecząc ten piękny język lecz mimo wszystko dobrze sobie radził. Kelner poprowadził ich do stolika.
-Wiktorze z każdą chwilą mnie zaskakujesz.
-Czy mam to uznać za komplement?
-Jak najbardziej.
-Que voulez-vous?-spytał kelner.
-Je demande deux fois le saumon en croûte-Hermiona nie wiedziała jak, ale Wiktor zamówił dokładnie to co uwielbiała we Francji.
Rozmawiali o wszystkim i o niczym. Kiedy kelner przyniósł kolację zajęli się jej konsumpcją w ciszy i spokoju. W między czasie Wiktor zamówił szampana i deser. Wyborny rocznik. Mimo młodego wieku Hermiona trochę się znała na dobrych alkoholach.
-Hermiono wznieśmy toast za nas.-z lekkim ociąganiem odwzajemniła uśmiech i również wzniosła toast.
-Wydaję mi się, że powinniśmy już wracać. Ty może jesteś profesorem, ale ja nadal jestem uczennicą i muszę przestrzegać regulaminu. Po za tym dobrze wiesz, że wokół roi się od śmierciożerców.
-Kiedy jesteś ze mną nie musisz się o nic martwić.- zrobiła minę proszącego szczeniaczka pod, którą każdy się ugnie.
-No dobrze. Rachunek.
Wiktor zapłacił rachunek i teleportowali się przed bramą Hogwartu. Ruszyli w stronę zamku po raz kolejny w ciszy. Kiedy dotarli pod komnaty Hermiony, Wiktor pocałował z zaskoczenia. Ta nie pewna czy tego chce odwzajemniła pocałunek. Może nie chciała się angażować w związek z nim, ale musiała przyznać sama przed sobą, że potrafi całować. Po raz kolejny dzisiejszego wieczoru wyczuła czyjąś obecność. Ewidentnie to była ta sama osoba, którą wyczuła parę godzin wcześniej. To był Snape. Już po raz drugi ich obserwował. I już po raz drugi zniknął tak szybko jak się pojawił. W końcu Hermiona przerwała pocałunek.
-Dziękuje ci za wspaniały wieczór. Dobranoc.-i zniknęła za drzwiami swojego dormitorium pozostawiając lekko rozpalonego Wiktora.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*-Dzień dobry. Mają państwo rezerwację?
-Tak na nazwisko Krum.
(....)
-Co podać?
-Poproszę dwa razy łososia en croute.
☆
Kolejny tochę nudny, ale następnym razem postaram się bardziej.
![](https://img.wattpad.com/cover/56340973-288-k71825.jpg)
CZYTASZ
Sevmione - Wieczni?
FanfictionHermiona- wzorowa uczennica zamieni sie w krwiopijnego wampira. Severus- nauczyciel Hogwartu, Mistrz Eliksirów, szpieg w obozie wroga, jednak zwykły śmiertelnik. Jak potoczy się ich historia? Będą razem? Czy przetrwają próby stawiane im przez życie...