Boże Narodzenie. Nora była przepełniona ludźmi i pozytywnymi emocjami. Jednak wkradła się nutka smutku na wspomnienie brązowowłosej gryfonki.
-Jak myślicie, co u niej?-spytał najmłodszy syn Weasley’ów.
-Teraz powinna odsypiać.-odpowiedziała Ginny.
-Skąd wiesz?-dopytywał Harry.
-Opowiedziała mi jak było po ostatniej pełni.
-I co będzie spać cały dzień?-dopytywał Blaise.
-Tak.
-Nie mogę się już doczekać Sylwestra.-westchnęła ślizgonka.
-Ja też.-powiedzieli wszyscy na raz powodując ogólną głupawkę przy stole.
-Tęsknie za Mioną.-żalił się Draco.
-Smoku bo pomyślę, że się zakochałeś.-skomentował to ciemnoskóry.
-Diable proszę cię. Miona jest jak siostra. Jest rodziną, a za rodziną się tęskni.-powiedział z lekkim uśmiechem i smutkiem w błękitnych oczach. Tęsknił nie tylko za Hermioną, ale też za rodzicami.
-Dzieciaki do stołu. Obiad, już są wszyscy.-zawołała ich pani Weasley.
Dzisiaj w Norze byli wszyscy Weasley’owie, Remus z Tonks, Szalonooki, a nawet Draco, Blaise i Pansy. Kiedy Molly dowiedziała się, że w końcu spór pomiędzy ślizgonami, a gryfonami dobiegł końca i że dzieciaki w końcu się pogodziły ich też zaprosiła na świąteczny obiad.
-Czemu Hermiona nie przyjechała na święta?-spytała w końcu pani Weasley.
-Eee.. aa.... ona-jąkali się jedno przez drugie.
-Ostatnio trochę choruje i musi być pod stała opieką profesora Snape’a.-wymyślił na poczekaniu Blaise. W zasadzie to powiedział taką półprawdę.
-Oj, ale to chyba nic poważnego?-jak zwykle odezwał się matce rudzielców instynkt macierzyński.
-Jest na dobrej drodze do zdrowia.-reszta podłapała tłumaczenie Diabła.
-Tak jest coraz lepiej praktycznie świetnie.
-Mhm i obiecała przyjść na Sylwestra.
-To cudownie. Mam nadzieje, że będzie się dobrze czuła.
Molly praktycznie przyjęła młodych ślizgonów do rodziny. Już zaczęła im matkować i zapraszać do Nory na wszelakie okazje. Im bardzo się to spodobało. Wszyscy pochodzili z arystokratycznych rodzin, gdzie nigdy nie było spotkań rodzinnych na swobodnej stopie. Zawsze było sztywno i nudno. Liczył się tylko wygląd i maniery. W domu Weasley’ów śmiali się, żartowali, młodszych traktowali z szacunkiem równym sobie i nie rozmawiali ciągle o tępieniu szlam, tak jak miało to zwykle w posiadłościach rodzin czystej krwi. Przez cały dzień w domu panował gwar wszyscy zaczęli rozchodzić się dopiero późną nocą. Młodzi wrócili na Grimmauld Place 12 przez sieć Fiuu. Wszystkim ten dzień minął w miłej atmosferze.
☆
Severus obudził się rano z nadzieją, że wydarzenia dnia poprzedniego były zwykłym snem. Niestety. Wszystko wydarzyło się na prawdę. Uczennica widziała go w TYM stanie i to nie byle jaka uczennica tylko sama Hermiona Granger. Ale dlaczego ona miałaby być kimś wyjątkowym? No tak, przecież zawsze imponowała mu jej wiedza, mimo to nigdy jej nie pochwalił. Tak była mądra, ale od niedawna zaczął postrzegać inne aspekty. Była też śmiała, pomocna, co udowodniła poprzedniego dnia, pyskata, co Snape bardzo sobie cenił. Po co się nad kimś pastwić skoro ten ktoś mu nie odpysknie w tedy nie ma zabawy. Była też cholernie zdolna, nie ważne czy chodził o eliksiry czy OPCM. Zawsze świetnie dawała sobie ze wszystkim rade. Piękna, urocza, zabawna.... chwile co? Chyba za dużo zalet jak na gryfona. Kolejna rzecz czasami zachowuje się jak rasowy ślizgon co mu pochlebia jako opiekunowi domu Salazara.
Jego rozmyślania przerwało pukanie.
-Wejść.-jak zwykle przemile poprosił o wejście.
-Dzień dobry profesorze.-zza drzwi wychyliła się jedynie głowa gryfonki, o której właśnie myślał.-Jak się pan czuje?
-Granger do póki nie weszłaś czułem się znacznie lepiej.
-To ja już pójdę.-zrobiła minę smutnego szczeniaczka i już chciała wyjść.
-Czekaj.-momentalnie się rozpromieniła.-Musimy sobie poważnie pogadać.-jak szybko uśmiech zagościł na jej twarzy tak szybko z niej zszedł.
-A o czym?
-Już ty dobrze wiesz o czym.
-Nie do końca. Może jakaś mała wskazówka.-udawała zamyślenie.
-Jednak przeliczyłem się myśląc, że ma pani coś w tej głowie po za sianem.
-Wypraszam sobie. Dobrze rozmawiajmy. Proszę zaczynać.-połknęła haczyk.
-Czyli jednak wie pani o czym chcę rozmawiać?
-Powiedzmy, że się domyślać.-oczywiście wiedziała o czym, ale nie chciała poruszać tego tematu.
-Po pierwsze zapominamy co wydarzyło się na wieży astronomicznej. Czy to jasne?-użył swojego nauczycielskiego tonu.
-Dlaczego!?-momentalnie się oburzyła.
-Bo to było niestosowne.
-Ja tak nie uwarzam.
-Mało obchodzi mnie co pani uważa.-zaszkliły się jej oczy, a on miał ochotę strzelić się w twarz, a później podejść do niej przeprosić i przytulić. Nie zrobił tego.-Zachowuje się pani jak dziecko. Po drugie nikt nie może się dowiedzieć jak wyglądałem po powrocie od Czarnego Pana. Zrozumiano?
-Niby dlaczego miałabym to komuś mówić. Jak by się dowiedzieli, że panu pomogłam zamiast dobić to nie miałabym już życia w tej szkole.
-Po trzecie, dlaczego pani mi pomogła zamiast pójść po Pomfrey czy choćby wysłać do niej patronusa?
-Nie pomyślałam.-powiedziała ledwo dosłyszalnie za spuszczoną głową.
-Jestem w szoku jedyny mózg Świętej Trójcy nie pomyślał. Święto trzeba to zapisać w kalendarzu.
-Obawiam, że się nie zmieści. W ten dzień jest Boże Narodzenie.-odzyskała trochę animuszu.
-Odzyskała pani swój cięty język, a miałem nadzieję, że wreszcie będę miał spokój.
-Nadzieja matką głupich.
-Sugerujesz coś Granger?
-Nie, ależ skąd. Jakże bym śmiała.-sarknęła.
-Minus...
-Czyli już się panu skończyły riposty? Wielka szkoda. Coś jeszcze?-trochę go zatkało.
-Szlaban.
-Ale się smucę.
-Przez tydzień!
-O nie!-udawała przerażenie.
-Ze mną!-na jego ustach pojawił się ten sadystyczny uśmieszek.
-Uff całe szczęście już myślałam, że będę go miała z kimś strasznym.
-Nie boisz się mnie?-zniżył głos i przybliżył do niej. Ona nieugięta nadal stała w miejscu.
-Chyba już kiedyś przerabialiśmy ten temat. Nie, nie boję się pana. Jak kiedyś już wspominałam w tym towarzystwie JA jestem potworem. Jak na mój gust to pan powinien się bać.
-Uczennicy?-prychnął.
-Ależ skąd.-zaśmiała się perliście.-Powinien się pan bać wampira.-wysunęła kły i oblizała je.
-Straszysz mnie?
-Nie no co pan. Po prostu troszkę zgłodniałam.
-Dosyć tego. Wyjdź.
-No przecież pana nie ugryzę.-po chwili dodała-Chyba.
-WYJDŹ.
-Już dobra, dobra.-wychyliła głowę zza drzwi jak ostatnio i spytała z uśmiechem na ustach-A jak się podobał prezent.
Severus nie wytrzymał i rzucił pierwszą lepszą rzeczą w drzwi. Okazało się, że była to poduszka.
-Chciał mnie pan zabić poduszką. Wolne żarty.
-Jakbym chciał cię zabić, to już dawno leżałabyś martwa. A teraz wynocha.
-No już dobra.
Wreszcie zapanowała błogosławiona cisza. Chociaż przekomarzanie się z gryfonką sprawiało mu nie lada przyjemność. Nie minęła godzina, a do pokoi Naczelnego Postrachu Hogwartu wparował bez pytania dropsocholik.
-Witaj mój synu. Jak się czujesz? Minerwa mi powiedziała, że byłeś wczoraj u Toma.
-Czy w tym zamku nikt nie umie pukać po za Granger?
-Właśnie panna Granger. W Zakonie mamy coraz mniej eliksirów, a i zapas w skrzydle szpitalnym bardzo się uszczuplił.
-Co ma do tego Granger?
-Pomoże ci w warzeniu eliksirów.
-Nie ma mowy.
-Severusie to nie była prośba. To był rozkaz.
-Rozumiem, że jeden z tego typu nie wykonasz zginiesz?
-Tak.
-Chcesz coś jeszcze.
-Jak się czujesz? Za co Tom cię tak ukarał?
-Czuje się koszmarnie. A ukarał mnie za brak wiadomości z Zakonu. No i jeszcze taki mały problem Czarny Pan chce, żebym cię zabił.
-Zrobisz to.
-Że co!? Czy tobie te dropsy już do końca przeżarły mózg?
-Ależ skąd. –uśmiechnął się promiennie-Może dropsa.
-Nie chce twoich dropsów. Przecież nie mogę cię zabić!!!
-Możesz i to zrobisz w tedy, gdy Voldemort tego zażąda. Teraz już pójdę, a ty odpoczywaj i powiadom pannę Granger. Od jutra zaczynacie. Listę potrzebnych mikstur podeśle ci później. Papa
-Cholerny Dumbledore i te jego cholerne pomysły.
☆
Hermiona siedziała przed kominkiem popijając kawę trochę zasmucona i trochę rozbawiona. Lubiła przekomarzać się ze Snape’em, ale było jej przykro po tym co jej powiedział. Ma tak po prostu zapomnieć o tym cudownym pocałunku. W sumie nawet nie jednym. Dał jej nadziej wracając i co? I nic.
Dumała kompletnie zakłopotana cała tą sytuacją, gdy usłyszała pukanie do okna. Na parapecie siedział przepiękny czarny jastrząb. Jedno oko miał srebrne, a drugie zielone. Kojarzyło jej się to ze Slytherinem i pewną wyjątkową osobą. Nie pomyliła się list był od Snape’a. Kiedy odwiązała przesyłkę dostarczyciel wyleciał ukazując całą swoją klasę.
Panno Granger
Od jutro będzie mi pani pomagać w warzeniu eliksirów. Proszę się nie cieszyć, to tylko i wyłącznie polecenie dyrektora. Proszę stawić się w moich kwaterach o 8 rano.
SS
Kiedy to przeczytała skakała ze szczęścia. Po chwili praktycznie latała nad sufitem. Na prawdę się cieszyła. Po pierwsze w końcu przyda się Zakonowi. Po drugie będzie mogła spędzić z nim więcej czasu. Co z tego że on ma ją za smarkulę. Wystarczy jej tylko jego obecność. To że będą w jednym pomieszczeniu wystarczy... na razie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dobra jestem z codzienną dawką Sevmione. Dzięki za wszystkie komentarze, które mnie bardzo motywują. Przepraszam za błędy. Nie wiem czy rozdział pojawi się jutro. Same(i?) wiecie jak to jest sylwester i te sprawy. Życzę wam aby przyszły rok był jeszcze lepszy niż ten, który właśnie się kończy. Pozdrawiam☺
CZYTASZ
Sevmione - Wieczni?
FanfictionHermiona- wzorowa uczennica zamieni sie w krwiopijnego wampira. Severus- nauczyciel Hogwartu, Mistrz Eliksirów, szpieg w obozie wroga, jednak zwykły śmiertelnik. Jak potoczy się ich historia? Będą razem? Czy przetrwają próby stawiane im przez życie...