Rozdział 28

2.3K 144 5
                                    

Hermiona spędziła w Parampiri już tydzień. Nie była to zabawa, a prawdziwa katorga. Za każdym razem, gdy jej szło coraz lepiej Bruce podwyższał poziom, aby udowodnić jej, że jeszcze jej daleko do niego. Do tej pory najlepiej radziła sobie z oklumencją oraz legilimencją. Przez ten okres czasu ćwiczyli jedynie różne sztuki walki i łączyli je razem dla lepszego efektu. Zawsze można natrafić na przeciwnika, który specjalizuje się w jednym wybranym dla niego gatunku, ale walcząc z nim różnymi technikami połączonymi w całość można bez problemu sobie z nim poradzić. Tego właśnie chciał ją nauczyć Bruce. Nie jest powiedziane, że magia jej wystarczy. Jej różdżka może zostać jej odebrana, ale nie umiejętności nabyte poprzez wysiłek i ciężką pracę. Jeżeli chodzi o magię bez różdżkową to nie miała z nią żadnej styczności. Do tej pory jeszcze nigdy tego nie próbowała, a teraz nawet gdyby chciała to nie miała czasu. Żeby była wypoczęta dostawała na dobę 4 godziny wolnego z czego 3 spędzała w bibliotece. Brak snu nie wydawał jej się najgorszy więc poświęciła czas na czytanie i szukanie informacji. Jak dotąd nie znalazła niczego przydatnego. No może kilka przydatnych zaklęć i eliksirów, ale nic co do princeps sanguinem.


Teraz po raz kolejny wybierała się na lekcje z Bruce'em.


-To teraz mała rozgrzewka, a później broń biała.- zakomunikował mężczyzna.


Hermiona znów stanęła jak sparaliżowana dając tym samym czas bohaterowi na atak. Już po chwili dziewczyna leżała na ziemi rozmasowując sobie pośladki, na które spadła.


-Broń biała??- spytała prawie szeptem.


-Co w tym dziwnego?


-Zdajesz sobie sprawę ile razy już od ciebie oberwałam? Chcę jednak jeszcze kilka lat pożyć.


-Daj spokój. Przecież cię nie zabiję.


-Taaa tylko mocno okaleczysz.


-Czyli jednak dociera do ciebie fakt, że nie zamierzam cię zabić. Wspaniale.Zaczynajmy.


-Ale chcesz mnie okaleczyć.


-Przecież twoje urazy same się leczą więc nie przesadzaj.


-Co nie zmienia faktu, że i tak boli, gdy na przykład no sama nie wiem- udała zamyślenie- ktoś ci łamie żebra.


-Będziesz mi to wypominać już zawsze.


-Tak.


-Przecież to były tylko trzy żebra, a robisz aferę jakbyś dostała kołkiem w serce.


-O ile się dobrze orientuję to po czymś takim raczej już nic bym nie powiedziała.


-Gotowa?


-NIE.


-Trudno.- rzucił w jej stronę szablę, którą ona pochwyciła w locie.- Dzisiaj szable. Kiedy opanujesz to przejdziemy dalej.


-A co będzie dalej?


-Miecze, sztylety, maczety, katana później przejdziemy do broni palnej, ale to w swoim czasie.


-Widzę, że będzie dużo pracy.


-A spodziewałaś się czegoś innego po tych kilku dniach treningu ze mną?


-Nawet nie śmiałam o tym marzyć.


Bruce miał świetną zabawę patrząc na zmagania młodej władczyni. Radziła sobie ze wszystkim bardzo dobrze, co świadczyło o jej zaangażowaniu i silnej woli do pokonywania przeciwności losu. Wciąż zastanawiał się co się z nią dzieje. Już nie kryło się w jej oczach to co zobaczył kilka dni temu. Sam nie wiedział do tej pory co to było, ale najwidoczniej udało się jej o tym zapomnieć przez nawał pracy.



Minął tydzień od wyjazdu tej przeklętej gryfonki. Severus nie miał czasu, aby sprawdzić czy faktycznie znajduje się w swoim rodzinnym domu. Miał nawał pracy nauczając OPCM'u i eliksirów. Dumbledore nie dawał mu wytchnienia. Do całości dochodziły dyżury na korytarzach, szlabany, które sam rozdawał. Głowę zawracał mu również Draco, który nadal nie wiedział co zrobić. Sam dyrektor nic jeszcze nie wymyślił, a w tych okolicznościach czas liczył się najbardziej. Pozostawała również sprawa Granger. Jeżeli zabawi u rodziny zbyt długo to jeszcze wyssie z nich całą krew.


Jedyne o czym nie myślał to o samym sobie. Przez ten tydzień spał minimalną ilość czasu, jedynie po to by funkcjonować prawie normalnie. Pił hektolitry kawy. Kiedyś przyjemna czynność teraz stała się obowiązkiem do rozbudzenia umysłu. Jako szpieg nigdy nie potrzebował zbyt dużo snu, ale teraz to była przesada. Na piątkowej lekcji eliksirów prawie dopuścił do tego żeby krukon z piątego roku wysadził całą salę. Z reguły krukoni powinni być inteligentni, ale widać pozory mylą.


Do całości tego przewspaniałego tygodnia brakowało jedynie wezwania od Czarnego Pana. Swoją drogą jak można się nazwać Czarnym Panem? Serio czy ten szaleniec nie ma w swojej zatęchłej dziurze lustra? Przecież gościu jest strasznie blady. Gdyby nie to, że chodzi, prawi swoje pojebane przemówienia na temat wyższości czarodziejów czystej krwi nad szlamami i mugolami, syczy coś do swojego węża i rzuca cruciatusami na prawo i lewo to każdy pomyślałby, że gościu jest trupem. W sumie to nie jest takie dalekie od prawdy. Gościu już kilka razy wszystkich zaskoczył powstając z grobu.


Jedyne co podnosiło na duchu Severusa chodząc na te spotkania, to słowa Albusa. Staruszek cały czas powtarzał mu, że Potter to ten pieprzony wybraniec, który po prostu potrzebuje czasu na spełnienie swojej misji. Dobra użył innych słów i innych określeń, ale sens jest ten sam.


Jak na złość zaczęło go piec lewe przedramię. Ruszył do sypialni, aby przebrać się w szaty śmierciożerców. Zebrał się jak zwykle ekspresowo i ruszył po za teren Hogwartu. Dotknął różdżką Mrocznego Znaku i przeniósł do siedziby Czarnego Pana. Przywitała go ta imitacja człowieka- Pettigrew. Jak można się tak stoczyć?


-Panie- Snape skłonił się przed tronem Lorda.


-Severusie jak milo cię widzieć- wysyczał- możesz wstać. Pewnie zastanawiasz się po co cię wezwałem.


-Owszem Panie.


-Avery zaproponował rozrywkę dla najbardziej oddanych mnie popleczników. Ja wspaniałomyślnie wybrałem dla was jedną.- zrobił jak sam myślał dramatyczną pauzę- Wybrałem dla was pewną wioskę mugoli. Będziecie mogli się zabawić do woli. Możesz odejść. Akcję prowadzi Bella.


Gdy Mistrz Eliksirów już miał wychodzić Voldemort dodał- Wszyscy mają zginąć.


To były ostatnie słowa jakie miał dzisiaj od niego usłyszeć. Na korytarzu czekała na niego Bellatrix.


-Severusku jak miło cię widzieć, a jeszcze lepiej będzie popatrzeć na ciebie przy pracy. Tak pamiętam jeszcze jak dużą masz wyobraźnię jeśli chodzi o mugoli.


-Bella. O ile pamiętam też masz to tego dryg.


-Oj tak.- zaśmiała się diabelsko- To co idziemy?


-Czekałem kiedy zapytasz.


Tak miała się zacząć kolejna rzeź z jego udziałem. Nie miał jak zawiadomić o tym Dumbledore'a tak by nikt tego nie zauważył. Miał już tego kompletnie dosyć. Może gdy był zafascynowany poglądami tego zjebanego beznosa to lubił tego rodzaju zabawy, ale nie teraz. Z każdą taką akcją miał ochotę rzucić Avadę na Voldzia, ale nie to zadanie wybrańca bla bla bla.


Z jakże wspaniałym podejściem udał się na mordowanie mugoli. JEJ UHU.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jestem. Dzięki za wsparcie. Nie będę szantażować, że bez głosów i komentarzy nie będe pisać, ale to mimo wszystko mnie motywuje. Sorki za błędy. Pozdrawiam

Sevmione - Wieczni?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz