Rozdział 22

2.8K 147 18
                                    

Ci którzy aktualnie znajdowali się w Hogwarcie przywitali Nowy rok z nieziemskim bólem głowy. Wszyscy spotkali sie dopiero na obiedzie. Każdy chciał odespać poprzednia noc. Jako ostatni na posiłku pojawił się Severus Snape. Wparował do Wielkiej Sali trzaskając drzwiami co wszyscy przyjęli z wielkim oburzeniem. Dobra wszyscy oprócz Hermiony, która po imprezie ze ślizgonami zdołała zorganizować sobie kilka fiolek eliksiru na kaca.
-Na gacie Merlina, Severusie proszę bądź ciszej.-prawie wyszeptał dyrektor trzymając się za głowę.
-Czyżby lekki ból głowy?- zapytał z iście ślizgońskim uśmieszkiem.
-Jakbyś nie wiedział.
-Widzisz, nie trzeba było tyle pić.- Mistrz Eliksirów świetnie się bawił patrząc na tych skacowanych czarodziei. W końcu jego wzrok padł na gryfonkę z ciepłym uśmiechem na twarzy.
-A ty Granger czego się szczerzysz?
-Ja z niczego.- uśmiechała się dalej.
-Coś mi się nie wydaję.
-Lubię patrzeć na jak inni mają kaca, kiedy ja go nie mam.-szepnęła mu do ucha.
-No właśnie. Czemu pani nie ma kaca?
-To mój mały sekret. Powiedzmy, że przygotowałam się na tę okoliczność za w czasu.- znów uśmiechnęła się od ucha do ucha i zajęła się swoim posiłkiem.
Severus postanowił poprawić sobie humor i podroczyć się z opiekunką Gryffindoru.
-Minerwo jak się wczoraj bawiłaś?- prawie, że krzyknął.
-Severusie, zlituj się.
-Przykro mi to nie leży w mojej naturze.
-Wiem, znam cię dobrze. Ale czy nie możesz raz, jeden jedyny raz sobie odpuścić?
-Minerwo jesteśmy przyjaciółmi- na twarzy kobiety wymalowała się ulga, która momentalnie zniknęła po usłyszeniu drugiej części zdania- oczywiście, że nie.
Minerwa w końcu nie wytrzymała i rzuciła na Severusa zaklęcie Silencio.
-Zdejmij je to obiecuje, że zmienię cię w pufka pigmejskiego.-wysyczała przez zęby. Snape zrobił naburmuszoną minę i zajął się posiłkiem. W tym czasie Minerwa i Hermiona wymieniły rozbawione spojrzenia.
Sytuacja w Norze nie była lepsza. Wszyscy z wyjątkiem Molly czuli się jakby ktoś ich skopał, przejechał po nich pociąg, jeszcze raz skopał i podał eliksir na wymioty. Łazienka była od rana zajęta przez cały czas na zmianę przez nastolatków oraz głowę rodziny Weasley'ów. Młodzież nie była w stanie wrócić na Grimmauld Place o własnych siłach więc zostali w Norze. Molly była zaskoczona, kiedy jej powiedzieli, że zatruli się czymś z przyjęcia. Nie bardzo w to wierzyła. Widziała popijającą mocniejsze rzeczy niż jedynie piwo kremowe, młodzież kiedy to oni myśleli, że nikt ich nie widzi. Sama kiedyś była młoda i postanowiła dać im spokój. Cień zbliżającej się wojny wisiała nad nimi wszystkimi. To nie był czas na kłótnie czy kary za picie alkoholu jedynie kilka miesięcy przed uzyskaniem pełnoletniości. Teraz cieszyła sie bliskością rodziny i ich przyjaciół. Harry'ego od zawsze traktowała jak syna. Mimo dawnych zwad tak samo zaczęła traktować młodych ślizgonów. Nie podążali drogą wytyczoną przez ich rodziny więc dlaczego miałaby im nie wybaczyć i nie traktować ich tak jak osoby, które kochała i szanowała. Już od przekroczenia progu jej domu stali się częścią rodziny.
-Kochani powinniście coś zjeść i położyć się do łóżek. Za dwa dni wracacie do Hogwartu i nie chce, żebyście byli do tego czasu chorzy.- powiedziała z wyczuwalną matczyną miłością.

-Granger już myślałem, że sobie odpuściłaś kolejną sesje warzenia.
-Chciałby pani mieć trochę spokoju. Nie ma tak dobrze, za znęcanie się nad uczniami musi być jakaś kara.- wyszczerzyła się do niego.
-O Merlinie, ale dlaczego akurat bogowie pokarali mnie twoją obecnością. Nie grzeszyłam tak bardzo, żeby być skazanym na Wiem- To- Wszystko- I- Jeszcze- Więcej- Granger.- westchnął teatralnie i wzniósł oczy do nieba. Hermiona widziała, że chce się bawić więc czemu nie?
-No tak zazdrości mi pan mojej wiedzy. To zrozumiałe, wszakże jestem najmądrzejszą czarownicą od czasów Roweny Ravenclaw.
-Racja w końcu to ty jako najmądrzejsza wiedźma tego stulecia dałaś się podejść jak dziecko jakiemuś wampirowi. Bardzo mądre, doprawdy.- sarknął.
-Czyli przyznaje pan, że jestem mądrzejsza od pana?
-Chyba w twoich snach.
-W moich snach robi pan co innego.- szepnęła ledwie dosłyszalnie.
-Co ty tam szepczesz?
-Rzucam na pana klątwę. Kurcze nie wyszło bo mi pan przerwał.
-Rzucanie klątw na nauczycieli jest zabronione.
-Doprawdy? Nie zauważyłam tego w szkolnym regulaminie.
-To najwyższa pora przeczytać jeszcze raz. Bierz się do roboty. Tam masz listę co masz dzisiaj zrobić.
-Taka krótka?
-A co chcesz uwarzyć coś jeszcze?
-Oczywiście.
-No niestety zapasy Zakonu jak i Skrzydła Szpitalnego są pełne.
-Szkoda.
-Szkoda?
-Tak.
-Niby dlaczego? Chyba nie powie mi pani, że przebywanie w lochach i to w moim towarzystwie sprawia pani przyjemność.- jest nadzieja czyżby coś czuła?
-A jeśli tak jest?- przygryzła wargę jak to miała w zwyczaju kiedy się czymś denerwowała. Severus cholernie to lubił.
-Musiałaby pani być szalona.
-Po pewnym czasie spędzonym z panem można zwariować albo znaleźć klucz do obsługi Severusa Snape'a.
-Czyli jednak pani zwariowała.
-Nie wydaję mi się. Jestem w pełni sprawna umysłowo. Lubię z panem rozmawiać.
-O ile dobrze kojarzę to w większości przypadków nasze rozmowy sprowadzają się do kłótni.
-Ale ma pan przebłyski inteligencji.
-Granger nie przeginaj.- warknął ostrzegawczo.
-Już dobrze zajmę się lepiej tymi eliksirami zanim urwie mi pan głowę za to, co mogę jeszcze powiedzieć.
-Czyżbyś posiadała coś takiego jak samokontrola?
-Oczywiście, wątpił pan w to?
-Nie raz.
-A na jakiej podstawie, jeśli można wiedzieć?
Nagle profesor eliksirów zaczął podskakiwać w miejscu z wyciągniętą ręką w górę i krzycząc "wybierz mnie". Cała ta sytuacja wywołała niekontrolowany śmiech ze strony dziewczyny.
-I że niby to mam być ja?
-Oczywiście, a kto inny?
-Ja się tak nie zachowuje.- lekko sie oburzyła.
-Wcale. Nigdy nie potrafisz się powstrzymać od udzielenia odpowiedzi na pytanie.
-To chyba dobrze.
-Tak jeżeli nauczyciel udzieli ci głosu.
-Dobra ma pana rację.- przyznała z głośnym westchnięciem.
-Wątpiłaś kiedykolwiek. Przecież ja zawsze mam rację.
-Chciałby pan.
-Jeden przykład kiedy się myliłem.
-Myślał pan, że jestem z Wiktorem.- posłała mu triumfalny uśmieszek.
-Nieważne.
-Oj właśnie, że ważne. Teraz niech pan powie "Jestem Severus Snape i nie jestem nieomylny".
-Że niby co?
-To co pan słyszał.
-Ani mi się śni.
-Czyżby pan tchórzył?
-Ja nigdy nie tchórze.- trafiła w jego czuły punkt.
-No to słucham.
-Ja Severus Snape nie jestem nieomylny.- wymamrotał z cierpiętniczą miną.
-Widzi pan wcale nie było tak trudno.- zaśmiała się perliście i zabrała do pracy.
Po kilku czterech godzina Hermiona skończyła juz swoją i miała wychodzić kiedy zatrzymał ją tak dobrze jej znany głos.
-Jutro proszę nie przychodzić.
-Dlaczego?
-Już mówiłem nie mam dla ciebie roboty.
-Szkoda.- już otwierała drzwi gdy znów ją zaczepił.
-Skoro tak bardzo lubi pani przebywać w moim towarzystwie to może napije się ze mną herbaty?
-Z przyjemnością.
Siedzieli i rozmawiali sącząc powoli herbatę. W końcu Snape zaproponował kieliszek brandy, czego Hermiona nie odmówiła.
-Mówiłam, że musimy sie kiedyś napić razem profesorze.
-Kiedy?
-Coś krótką ma pan pamięć. Pamięta pan moją impre... znaczy sie spotkanie towrzyskie z pana ślizgonami?- odpowiedziało jej skinienie głowy- Wtedy zaproponowałam panu coś mocniejszego. Pan odmówił...
-A ty powiedziałaś, że możemy się kiedyś napić sami.- nagle go olśniło. Pamiętał to, ale myślał że ona zapomniała.
-Dokładnie. Następnym razem zapraszam na coś specjalnego do mnie.
-Granger nadal uważam, że to nie etyczne proponować coś takiego nauczycielowi.
-Ale proponowanie uczennicy alkoholu jest etyczne?
-Tak bo ja jestem starszy.
-Ma pan dziwny światopogląd. Zresztą nieważne. I mówię serio zapraszam na coś specjalnego.
-Wątpię, abym skorzystał z zaproszenia.
-Cóż pana strata. Będę musiała upić się sama.
-Miała pani w planach mnie upić?- podniósł brew w charakterystyczny dla niego sposób.
-Oczywiście, a zaraz po tym wykorzystać.- sarknęła.
-Granger bo się zarumienię.
-Chciałabym to zobaczyć.- zaśmiała się cichutko.
-Niedoczekanie twoje.
Rozmawiali jeszcze tak przekomarzając się nawzajem i pijąc do 1 w nocy. W końcu Hermiona opuściła komnaty swojego profesora z zamiarem wyjścia na zewnątrz. Było jej bardzo gorąco. Sama nie wiedziała czy od alkoholu czy może uczuć jakie nią targały. Po krótkim namyśle zrzuciła wszystko na wypite procenty.
Nie miała ochoty latać, postanowiła przejść się trochę. Zamyśliła się i zawędrowała na obrzeża Zakazanego Lasu. Coś ją pchnęło, żeby wejść tam i zapuścić się w głąb. Zawędrowała na śliczną polankę, była zachwycona tym co widziała. W pewnym momencie zobaczyła grupkę postaci w czarnych pelerynach zbliżających się w jej kierunku. Jej umysł od razu przyporządkował te postacie pod grupę Śmierciożerców. Zapaliła jej się czerwona lampka, która zaalarmowała ją do podniesienia różdżki i przyjęcia pozycji bojowej. Zaskoczyło ją, że postacie jakieś 7 metrów przed nią uklękły na jedno kolano i powiedziały jak jeden mąż: Witaj Pani.
Hermionę zamurowało dosłownie. Stanęła jak wryta zupełnie zapominając, że to może być pułapka. Jej "podwładni" nadal się nie poruszyli. Wyglądał na to, że czekają na jej ruch. Po kilku chwilach, które wydawały się wiecznością dla obu stron odezwała się lekko skołowanym głosem.
-Co?- nic lepszego nie wymyślisz, skarciła się sama w myślach.
-Pani-odezwał się pierwszy nie podnosząc się z wcześniejszej pozycji.- czekamy na ciebie 9 wieków.
-Chyba się pomyliliście.
-To niemożliwe o pani.
-Dobra możecie wstać, bo czuję się nie zręcznie?
-Jak karzesz pani.
-Dobra skoro jestem waszą "panią" to może powiesz mi na jakiej podstawie tak wnioskujesz, kim jesteście i kim ja jestem według was?
-Jak karzesz. Czekamy na ciebie już ponad 9 wieków. Było proroctwo, które głosiło twój przyjście. My jesteśmy twoimi pokornymi sługami. Ty pani to Hermiona Granger, największa oświecona i wywyższona.
-Doobraaa. Chyba zwariowaliście.
-Pani to ty wyczuliśmy twoją przemianę i przybyliśmy na spotkanie z tobą.
-Przemianę?
-Tak wszakże jesteś wampirem pani.
-Skąd to wiecie?
-Twoja magia nas przyciągnęła. Wszyscy bracia juz wiedzą o twojej przemianie.
-Niech będzie, ale co ja mam takiego istotnego, że jestem tą "oświeconą"?
-To było ci pisane pani.
-Nie wygram tej walki. I przestań nazywać mnie panią. Jestem Hermiona a ty?
-Ja pa.. znaczy Hermiono jestem Vincent Dracula.
-Serio?
-Oczywiście. Czy coś nie tak pani?
-Nie nic, tylko w mugolskim świecie są filmy o Hrabi Draculi.
-Niestety słyszałem o tym i widziałem parę filmów. To obraża mojego dziadka.
-Dziadka?
-Tak. Zawsze było prawą ręką władcy. Ten zaszczyt przypadł mi po nim gdy zaginął. Ty pani możesz mnie odwołać i wybrać swojego doradcę.
-Ale ja.. to jest jakaś pomyłka.
-Nie pani.
-Co ja ci mówiłam o tej pani.
-Przepraszam.- skulił się myśląc że zostanie ukarany.
-Spokojnie nic ci nie zrobię. Skoro to nie pomyłka to może powiesz mi co nieco na mój temat?
-Najlepiej będzie jeśli udasz się z nami do kraju twego panowania.
-To znaczy?
-Parampiri.
-Co to znaczy?
-Raj wampirów.
-Nie mogę opuścić szkoły.
-Wrócisz przed wschodem słońca. Potrafimy poruszać się z prędkością światła, z całą pewnością zdążysz obejrzeć cały kraj.
-Niby jak się tam dostaniemy?- spytała sceptycznie.
-To proste. Nasze amulety są jak wasze świstokliki. Tylko, że nasze przenoszą nas gdzie chcemy. Zero ograniczeń. Zero barier. W Parampiri sama dostaniesz taki, oczywiście jednynie do póki nie nauczysz się podróży bez niego.
-Będę tak potrafić.
-Oczywiście i znacznie więcej.
-Skoro tak...
Hermiona przeniosła się z Vincentem do Parampiri. Sama nie wiedziała co ją skusiło do tego by udać się tam i wierzyć mu na słowo. Teraz już było za późno na cokolwiek poza poddaniem się teleportacji. Czyżby wszystko miało się wyjaśnić?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jestem jak obiecałam. Może się tak stać, że bd dodawać codziennie z tym, że w takim przypadku rozdziały bd krótsze. Niczego nie obiecuje. Zobaczymy jak wyjdzie. Sorki za błędy. Pozdrawiam

Sevmione - Wieczni?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz