Rozdział 60

1.3K 73 9
                                    

-Skończy się to w dzień, w którym się zaczęło.

-Panie chyba nie masz na myśli...

-Tak, 31 października. Wtedy straciłem  moc przez Złotego Chłopca, a teraz on straci życie.

Hermiona siedziała na spotkaniu wraz ze Śmierciożercami i słuchała całej przemowy Czarnego Pana. Ostateczna bitwa miała się odbyć w 1 rocznicę jej przemiany. Zajebiście- tylko tyle przeszło jej przez myśl. Wiedziała, że ma się to odbyć w październiku, ale nie sądziła, że akurat wtedy. To nie tak, że chciała świętować swoją przemianę, wręcz przeciwnie, chciała się wtedy upić i po rozpaczać nad swoim losem i wszystkim co przyszło po przemianie. Początki nie były takie złe, ale przez ten jeden cholerny błąd wdała się w romans z nauczycielem. To był ogromny błąd.

-Jeżeli to wszystko to opuszczę już was.- wyrwała się wreszcie Hermiona pod postacią Kahlan.

-Aż tak ci spieszno?- wysyczał Voldemort.

-Możesz wierzyć lub nie, ale posiadanie władzy nad całym królestwem ma swoje minusy, którymi są obowiązki.- rzuciła jakby od niechcenia. 

-Wierzę, oczywiście. Przyślę do ciebie Severusa z ostatecznymi planami, które mam nadzieję wszystkie zaaprobujesz.

-Ufam, że uwzględnisz w ostatecznych planach wszystkie moje sugestie.- powiedziała i zniknęła.

                                                                                          ***

-Drodzy poddani, już wiemy kiedy odbędzie się starcie, w którym również będziemy mieć swój udział. Po raz ostatni proszę, jeżeli ktoś z was nie chce tego robić to może zrezygnować bez konsekwencji.- po słowach młodej królowej zrobiło się lekkie zamieszanie lecz nikt nie wyszedł z sali tronowej- Pamiętajcie, że mimo iż jesteśmy lepsi, silniejsi, szybsi to jesteśmy również narażeni na śmierć. Nie jesteśmy jak zwykłe wampiry, ale nie wiemy jakie magiczne zaklęcia mogą nas skrzywdzić i w jak wielkim stopniu.

-Hermiono, jesteś naszą władczynią i skoczylibyśmy za tobą w ogień. Każdy idzie dobrowolnie i zrobimy wszystko czego będziesz od nas oczekiwała.- wystąpiła przed szereg Kahlan i powiedziała to co każdy myślał.

-Cieszę się, że tak jest. W takim razie to wszystko, kiedy dostaniemy sygnał przeniesiemy się na pole bitwy i zrobimy to co musimy.- powiedziała z mocą i opuściła komnatę.

                                                                                           ***

Dwa dni później odbyło się spotkanie Zakonu, na którym omawiali ostateczny plan bitwy. Nie mieli pewności kiedy to się stanie, ale wiedzieli, że bitwa zbliża się dużymi krokami, a czasu jest coraz mniej. Spotkanie nie należało do łatwych, przyjemnych czy krótkich. Każdy dostał swoje zadanie, które miało swoją wagę i odpowiedzialność. Hermiona siedziała tam jak na szpilkach bo tylko ona wiedziała jak marne mają szanse i ile zależy od niej w tej walce. Nie mogła im nic powiedzieć, a może nie chciała. Ta młoda dziewczyna zdecydowała, że będzie mieć inny plan niż Zakon i od jakiegoś czasu już to robiła na własną rękę.

Na spotkaniu wyłączyła się w pewnym momencie i odpłynęła. Jej myśli poleciały w kierunku czarnookiego mężczyzny. Myślała o nim od jakiegoś czasu, ale nie zdobyła się na rozmowę z nim choć wiedziała, że Voldemort przyśle go do niej z pozostałymi informacjami dotyczącymi starcia. Nie chciała go już widzieć więc powiedziała Kahlan, aby go przyjęła za nią, a sama zamknęła się przed nim. Nie chciała z nim więcej rozmawiać więc postanowiła napisać list, w którym umieści wszystko co chciała mu kiedykolwiek powiedzieć i wbrew wszystkiemu to nie miały być słodkie słówka o ich miłości ponad śmierć. Postanowiła również, że list otrzyma w dzień bitwy, aby dowiedział się wszystkiego.

                                                                                ***

-Drodzy uczniowie, dzisiaj jest ten wyjątkowy dzień, w którym zwykle wasz poprzedni dyrektor pozwalał wam świętować dłużej niż e pozostałe dni jednak ja tego nie zrobię. Dostaliśmy niepokojące informacje i o godzinie 20 każdy ma być w swoim dormitorium bez wyjątków. Sprawdzać będą to wasi opiekunowie domów. Życzę wam smacznego! -przemówił do nich Vincent zbyt łagodnie jak na niego i z lekką melancholią w głosie. 

Jedynie wtajemniczeni wiedzieli co się świeci, a już za chwilę to grono miało sie powiększyć. Oczywiście nauczyciele nie chcieli poświęcać młodych ludzi, którzy mają przed soba całe życie, ale jeżeli dowiedzą się za chwilę że mogą walczyć o lepsze życie to nie będą im zabraniać, ponieważ to będzie tylko i wyłącznie ich wybór. 

Tuż po godzinie 20 opiekunowie powiadomili młodzież o zaistniałej sytuacji i rzecz jasna zapewnili, że jeżeli pozostaną w swoich dormitoriach to nic im sie nie stanie, ale tak jak podejrzewali większość ze starszych roczników postanowiła stawić czoła Voldemortowi i jego zwolennikom. Armia białej strony się powiększyła, lecz w starciu z pobratymcami Hermiony nie mieli szans choć Zakon nie wiedział jak wielkie starty odniesie i niechybnie przegra już ostatni raz oddając swoje życie w słusznej sprawie. Wciąż mieli nadzieje na zwycięstwo. Już za chwilę wszystko miało się rozpocząć ten ostatni raz...


Sevmione - Wieczni?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz