Rozdział 13

2.9K 150 11
                                    

Gryfonka zaczęła sobie powoli przypominać jak straciła nad sobą panowanie. Otworzyła okno, wyskoczyła i zmieniła się w... nietoperza!? Tylko jak? Pomyślała o lataniu czy może o przemianie?
Spróbowała zmienić się, żeby dostać się jakoś do swojego dormitorium. Pomyślała i stało się. Po chwili już miała skrzydła i unosiła się półtora metra nad ziemią. Trzeba wypróbować nowe możliwości. Zamachała kilka razy skrzydłami i udała się w stronę zamku. Czuła się tak wolna. Bez zobowiązań. Bez zmartwień. Zawsze lubiła swoją postać animagiczną. Jako animag zmieniała się w czarnego tygrysa. W tedy również czuła się wolna. Miała cztery łapy. Mnóstwo siły do biegania, do skoków. Oczywiście była niezarejestrowanym animagiem. Była dopiero na 6 roku. To było nie do pomyślenia, aby uczeń był tak zaawansowany magicznie. Nikt o tym nie wiedział. To był jej mały sekret. Teraz była nietoperzem. Mogła latać. Ciekawe czy nadal będzie mogła zmieniać się w tygrysa.
Wleciała do swojego pokoju dopiero, gdy zaczęło świtać. Dopiero teraz poczuła się zmęczona. Energia, która jeszcze nie dawno ją roznosiła opuściła ją w jednym momencie. Powieki same jej się zamykały. Już po chwili oddała się w objęcia Morfeusza.

Severus Snape siedział w swoim salonie po skończonych zajęciach. Musiał sprawdzić testy, ale nie był w stanie. Ciągle myślał o Malfoy'u i Granger. Malfoy spędza chyba za dużo czasu z tą gryfonką, bo jej odwaga uderza mu do głowy. Jak on może tak po prostu pchać się w paszczę węża. Przecież Voldemort zniszczy go, sprowadzi na samo dno. Udzieliła mu się ta cholerna gryfońska odwaga. Granger. Dałem jej eliksir, który powinien jej pomóc. Zwolniłem z lekcji, ale nadal miałem wrażenie, że stanie się coś złego. Ja i moja wiara w świat i ludzi. Optymista jak ich mało.
Mistrz Eliksirów nadal rozmyślając o młodych uczniach odpuścił sobie poprawianie testów, wyjął z barku butelkę Ognistej doprawionej kilkoma dodatkowymi procentami. Nie kłopocząc się o szklankę zaczął pić z butelki. W nie całe 10 minut wypił cała zawartość i ruszył po mugolską wódkę. Tym razem zabrał 2 butelki. Nie miał ochoty już więcej myśleć i zamartwiać się. Chciała się zapić i odpłynąć. Na jego nieszczęście miał mocną głowę i potrzebował o wiele więcej by się spić. Kiedy w końcu odpłynął w jego barku prawie nic nie zostało.

-Albusie czemu mi nie powiedziałeś wcześniej, że moja podopieczna jest wampirem?-naskoczyła na Dumbledorea McGonagal.
-Minerwo po prostu nie było potrzeby.
-Czyli gdyby nie to, że Severus zwolnił Hermionę z lekcji nic bym o tym nie wiedziała?
-Proszę cię, nie gorączkuj się. Wszystko było pod kontrolą i nikt po za mną i Severusem nie musiał wiedzieć.
-Daruj sobie te mądrości.-podbuzowana już lekko profesor transmutacji zaczęła krzyczeć na dyrektora-Dlaczego Severus wiedział, a ja nie?! To ja jestem opiekunem domów w którym jest panna Granger! Chyba że coś mnie ominęło i Severus zyskał nie tylko posadę nauczyciela obrony, ale także został opiekunem Gryffindoru!!??
-Nic cię nie ominęło. Severus ma pomóc pannie Granger znów stać się człowiekiem śmiertelnym pracują, już nad tym.
-Od kiedy?
-Od początku listopada.
-Czyli już prawie miesiąc. Jestem w szoku.
-Dlaczegoż to?
-Że jeszcze się nie pozabijali.
-Tu masz trochę racji. Oboje mają wybuchowe charaktery. Chciałabyś coś jeszcze wiedzieć?
-Na razie tyle mi wystarczy.
-To może napijesz się ze mną herbatki?
-Nie masz czegoś mocniejszego?
-Minerwo!-posłał jej karcące spojrzenie po czym uśmiechnął się łobuzersko-Oczywiście, że mam.

Hermiona przespała cały dzień. Obudziła się wypoczęta i głodna jak wilk. Wstała i udała się do łazienki. Tam spędziła pół godziny na odprężającej kąpieli wdychając wspaniały zapach fiołków. Kiedy wyszła z kąpieli umalowała się, ubrała i zeszła na śniadanie. Pełnia była w czwartek. Cały piątek przespała więc dzisiaj nie miała lekcji i nie musiała ubierać mundurka. Założyła czarny top z napisem HATE, czarne rurki i równie czarne botki. Z całkiem dobrym nastawieniem ruszyła na śniadanie.
-Hej Mionka, czujesz się już dobrze?-spytał ją Ron.
-Hmmm?
-No bo byłaś chora. Tak powiedziała na McGonagal.-wtrąciła się Ginny.
-I nie mogliśmy cię odwiedzać bo to niby było coś zaraźliwego. Już wszystko dobrze?-dołączył się Harry.
-A tak, tak wszystko już w porządku dostałam dokładnie to co potrzebowałam i czuję się wyśmienicie.-uśmiechnęła się promiennie.
-Czyli będziesz nam kibicować?
-Gracie dzisiaj?
-Zapomniałaś?
-Jasne, że nie. Po prostu straciła trochę rachubę czasu przez tą chorobę.-dziewczyna wiedziała, że Ron obraziłby się na nią gdyby zapomniała o tak błahej sprawie.
-Czyli?-dopytywała się Gin.
-A z kim gracie?
-Ze Slitherinem.-odezwał się wybraniec.
-Jasne, że będę. Rozumiem, że jak zwykle o 10?
-Tak.
-Okey to w takim razie ja muszę jeszcze coś załatwić, ale na pewno zdążę na mecz. No to pa.-wyszła z Sali i udała się do lochów. Musiała porozmawiać z kimś kompetentnym o całym czwartkowym zajściu. W tym momencie taką osobą wydawał jej się Snape.
Zeszła do lochów i zapukała do jego gabinetu. Usłyszała jak zwykle przemiły głos swojego nauczyciela i weszła do środka.
-Dzień dobry profesorze.
-Granger musisz psuć mi humor od samego rana?
-Przepraszam, ale muszę porozmawiać z panem na temat pełni.
-Niewątpliwie była dwa dni temu. Coś jeszcze?
-Tak. Dziękuje za substytut, ale okazał się nieskuteczny.
-To niemożliwe.
-A jednak. Straciłam nad sobą panowanie i wyleciałam z zamku na polowanie. Zabiłam niedźwiedzia i posiliłam się jego krwią.-powiedziała to nad wyraz spokojnie co zamurowało Snape'a.
-Profesorze czy wszystko w porządku?
-To moja wina.
-Nie prawda.
-Mogłaś kogoś zabić przez moje nie dopatrzenie.
-Może pan przestać się obwiniać?
-Jak mogłem do tego dopuścić. To moja wina.-obwiniał się, miał kolejny problem na głowie i to całkiem poważny.
-Do cholery niech pan przestanie! To nie pana wina!-wykrzyczała mu prosto w twarz. Zirytował ją.
-panno Granger minus 5 punktów od gryffindoru za niestosowne słownictwo.-odzyskał swój rezon.
-No wreszcie.
-Cieszy się pani z utraty punktów?
-Nie z utraty punktów tylko z tego, że wreszcie wrócił pan do swojego normalnego stanu.
-Mam rozumieć, że byłaby pani zasmucona, gdybym się zmienił?
-Oczywiście. Jest pan specyficznym człowiekiem, którego lubię i szanuje.-jej oczy zmienił kolor na różowy. Co to mogło znaczyć. Nic nie było napisane w księdze na temat zmiany koloru oczu na RÓŻOWY.
-Oj Granger bo jeszcze pomyśle, że ci na mnie zależy.
-A może tak jest?
Zapanowała niezręczna cisza podczas, której on wpatrywał się w nią, a ona w swoje stopy. Nie miała odwagi spojrzeć mu w twarz po tym co mu powiedziała.
-Granger odstawmy głupie żarty na bok. Od poniedziałku będziesz codziennie przychodzić do mnie po lekcjach. Popracujemy nad twoim głodem, zachowaniem podczas pełni, zmianą koloru oczu, twoim poruszaniem się i spróbujemy poszukać inny informacji, które mogą przydać się w znalezieniu lekarstwa na wampiryzm.
-Zachowania podczas pełni? Jak?
-Wywołamy sztuczną pełnię.-powiedział to jakby to była najbardziej oczywista rzecz we wszechświecie.
-Jeżeli pana zranię, zabije? Nie wybaczyłabym sobie tego!
-Zapewne większość uczniów byłaby pani wdzięczna. Więc ustalone. Do widzenia panno Granger.
-Do widzenia.- i już jej nie było.

Gdy dotarła na mecz nie wiedziała komu kibicować Harry'emu, Ronowi i Ginny czy Draco i Blaise'owi. Doszła do wniosku, że raz jednym a raz drugim. Mecz skończył się remisem. Znicza złapał Harry i tylko dzięki temu nie przegrali. Gdy obie drużyny zeszły z boiska doskoczyły do nich rozmaite osoby z ich domów. Hermiona postanowiła poczekać na przyjaciół przy wyjściu z trybun.
-Draco cześć.
-O hejka co tam?
-Impreza dzisiaj przekaż Blaise'owi i Pansy.
-My zawsze.
-Tylko, że chciałabym żeby byli również Harry, Ron i Ginny. Będzie to wam przeszkadzać?
-Jasne, że nie. Przecież wiesz, że już dawno zmieniłem poglądy zresztą tak jak Diabeł i Pan.
-Okey to w takim razie tak jak ostatnio koło 19.
-To do zobaczenia.-cmoknął ją w policzek i ruszył w stronę zamku.
Nie minęło dużo czasu, a zobaczyła gryfonów zmierzających w jej stronę.
-Świetny mecz. A w nagrodę robię małą imprezkę tylko dla przyjaciół.
-No jasne my się piszemy. Czyli tylko nasza czwórka?-spytał Harry.
-No właśnie nie.
-Kto?
-Draco, Blaise i Pansy.
-Ale jak to?-zaczął Ron.
-Pamiętacie co mi obiecaliście jak się godziliśmy? Że ślizgoni nadal będą moimi przyjaciółmi. Będę czekać o 19 w moim dormitorium. Jeśli się zdecydujecie będę szczęśliwa. To na razie.
-A ty gdzie idziesz?
-Przecież musimy coś pić i jeść.
I już jej nie było. Wpadła tylko do swojego dormitorium po kurtkę skórzaną i pieniądze po czym ruszyła za bramy zamku. Stamtąd teleportowała się do Hogsemead. Po ostatniej imprezie wiedziała, że będzie potrzebować znacznie więcej alkoholu. Po zakupach w wiosce ruszyła do Londynu po mugolski alkohol i papierosy, których zapas już jej się kończył. To straszny nałóg, ale jaki wciągający. Całe zakupy zajęły jej ponad cztery godziny. To co kupiła odesłała zaklęciem do swoich pokoi inaczej w życiu by tego nie uniosła mimo zwiększonej siły. A po za tym miała by mały problem by ukryć to przed jakimś nauczycielem. I tak dużo ryzykowała wychodząc po za teren Hogwartu bez pozwolenia nauczyciela czy dyrektora. W końcu życie ma się tylko jedno. Kto nie ryzykuje ten nie wygrywa. Z takim nastawieniem ruszył do sklepu z odzieżą ponieważ miała jeszcze sporo czasu i chciała kupić jakieś nowe (czarne) ubrania.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dzięki za gwiazdki. Sorki za błędy. Pozdrawiam☺

Sevmione - Wieczni?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz