Dziś wszyscy opuszczali Hogwart na święta. Żaden z uczniów nie miał zostać w szkole. Nikt oprócz Hermiony Granger. Nawet kilkoro nauczycieli wybierało się do swoich rodzin. Ogólnie w zamku zostać mieli jedynie dyrektor, profesor transmutacji, eliksirów, obrony przed czarną magią, pielęgniarka i gajowy. Nawet Filch gdzieś się wybierał na święta. Nadszedł moment kiedy wszyscy mieli odjechać powozami na pociąg.
-Hermionka będziemy tęsknić wszyscy. I będziemy czekać na ciebie w sylwestra.-powiedziała Ginny w imieniu wszystkich. Po chwili żegnali się i przytulali. Młodsze dziewczyny uroniły kilka łez. Hermiona postanowiła zostać twarda.
-No dobra idźcie już. Nie możecie się spóźnić.-ponagliła ich.
-Herm dasz sobie radę na pewno? Może jednak chcesz jechać z nami?-spytał jeszcze Harry.-Te święta spędzam na Grimmauld Place z Pansy, Draco i Blaise’m. Później dopiero idziemy na obiad do pani Weasley i na sylwestra. Będziesz mieszkać u mnie.-Harry po śmierci Syriusza dostał jego mieszkanie.
-Harry ja chcę jechać z wami, ale nie chce wam zrobić krzywdy. Muszę zostać w szkole. Ale sylwestra już nie odpuszczę.-uśmiechnęła się zadziornie.
Wyszli z zamku machając na odchodne. Dziewczyna miała teraz mnóstwo czasu na rozmyślanie i naukę. Chociaż to ostatnie już dawno miała przerobione. Już teraz mogłaby pisać OWTM’y. Przynajmniej będzie mogła nadal szukać informacji, aby dowiedzieć się więcej na swój temat. Na razie nie za wiele się dowiedziała. Do jutro musiała się wyciszyć i zamknąć w pokoju. Postanowiła wybrać tym razem lochy. Tam będzie zamknięta, nie ma okien nie ma drogi ucieczki.
Teraz jak ostatnio energia ją lekko roznosiła. Snape jeszcze nie dostarczył jej krwi więc zakradła się również nutka strachu. Co jeśli pogryzie jego. Może lepiej, aby nie spędzała tego okresu w lochach? Musi to jeszcze przemyśleć. Z zamyślenia wyrwał ją aksamitny głos, który nie wątpliwie należał do osoby o której bezpieczeństwie właśnie myślała.
-Panno Granger.
-Och pan profesor.
-Mam to dla pani-wręczył jej fiolkę z czerwoną substancją.
-Dziękuje. Już zaczynałam się martwić.
-Spokojnie ja zawsze dotrzymuje powierzonych mi zadań i obowiązków.-mówił nadzwyczaj łagodnie.
-Jeszcze raz dziękuję i życzę wesołych Świąt.-posłał mu swój najbardziej słodki uśmiech. On tylko zmierzył ją wzrokiem i ruszył w przeciwnym kierunku przy akompaniamencie swoich czarnych szat.
-Wesołych Świąt Hermiono.-powiedział Snape już tylko do siebie kilka metrów dalej.
☆
Hermiona wieczorem wzięła kąpiel i ułożyła się wygodnie na kanapie przed kominkiem. Nie mogła spać, a nie chciała też czytać bo bała się, że pod wpływem głodu czy szału poniszczy ją. W sumie całe swoje komnaty zabezpieczyła przed samą sobą. Teraz pozostało jej czekać dopiero jutro po zmierzchu będzie mogła się posilić. Postanowiła trochę porozmyślać.
Myślał, nie o szkole czy nauce. Myślała o przyjaciołach, o czasie z nimi spędzonym, o rodzicach, o nadchodzącej wojnie. To ostatnie ją przerażało. Ostateczna bitwa zbliżała się wielkimi krokami. Hermiona wiedziała, że to jest jedynie kwestia czasu kiedy Voldemort zaatakuje Hogwart. Jest to nieuniknione i to z tego powodu wszyscy wyjechali na Święta. Chcą je spędzić z rodziną, kto wie czy nie ostatni raz. Ona też powinna być teraz w gronie bliskich, ale nie może. Wszystko przez ponadprzeciętną głupotę i tą zasraną gryfońską odwagę. Tak w takich momentach żałował, że jest gryfonką. Ta męstwo i odwaga, dewiza Gryffindoru. Ale po co komu odwaga skoro można przez nią zginąć. W tym momencie przez głowę przelatywały jej obrazy z całego dotychczasowego życia w Hogwarcie.
1 rok
Nawiązanie przyjaźni z chłopcami przez trolla górskiego. Czy to nie dziwne. Zaprzyjaźnili się po tym jak pokonali trolla. Poszukiwania kamienia Filozoficznego. Siedem koszmarnie trudnych zadań, wręcz śmiertelnie trudnych. Ale my jako odważni gryfoni wyruszyliśmy na „przygodę życia”. Oczywiście nie obyłoby się bez czarnego charakteru czyli Snape’a jako sługi Voldemorta. Jednak pomyliliśmy się. Kto by pomyślał Snape jako ten dobry? No cóż, każdy popełnia błędy.
2 rok
Otworzenie komnaty tajemnic. Powrót dziedzica Slytherinu. Snape i Lochart zorganizowali klub pojedynków dla naszej ochrony. Jednak my musieliśmy wymyślić własny plan. Święta Trójca Gryffindoru nie byłaby sobą gdyby nie obmyśliła „genialnego” planu. Tak właśnie wyrosły mi kocie uszy i ogon. Wyglądałam jak ponad metrowy kociak. Brzmi słodko, ale tak nie było. Przez tydzień plułam futrem. Później rozwiązywaliśmy zagadkę potwora z komnaty. Czym był, kto był dziedzicem. Oczywiście znów pod naszym ostrzałem znalazł się dom Slytherina. Draco Malfoy jako pogromca szlam wydawał nam się idealny do roli dziedzica Salazara. Kolejna pomyłka. Później byłam spetryfikowana więc nie wiele mogłam pamiętać. Chłopcom udało się rozwiązać zagadkę i pokonać wspomnienie Toma Riddle’a.
3 rok
Nauczyciel OPCM’u wilkołakiem. Super bezpieczne. Ojciec chrzestny Harry’ego okazał się być nie słusznie osadzonym więźniem w Azkabanie. Później feralna pełnia księżyca, w którą Remus nie zażył lekarstwa. Myślałam w tedy, że zginiemy, ale Snape pojawił się i zasłonił nas własnym ciałem. I zamiast bać się o siebie bałam o niego. Cofanie się w czasie by ratować życie hardodzioba, Syriusza. Po tym wydarzeniu dodatkowe lekcje nie wydawały się tak ważne.
4 rok
Turniej Trójmagiczny. Tak bardzo bałam się o Harry’ego, ale też Wiktor. Był moim chłopakiem, to był obowiązek dziewczyny. Smoki były niebezpieczne. Jednym zionięciem ognia mogły spopielić każdego zawodnika. Drugie zadanie: uczestnicy pozbawieni swojego skarbu musieli popłynąć na dno jeziora. Też byłam skarbem. Skarbem Wiktora. Labirynt. Pełno zabójczych pułapek. I powrót Voldemorta. Koniec beztroskiego życia, początek walki o lepszą przyszłość. Kolejne podejrzenia co do lojalności Snape’a. Co znowu okazało się pomyłką. Naszym wrogiem okazał się Barty Crouch junior pod postacią Szalonookiego. Kolejny rok za nami.
5 rok
Nowy porządek Ministerstwa. Ta stara ropucha Umbrige i jej przepisy. Jej kary. Nasz klub pojedynków. Harry jako nasz przywódca. Wizje Harry’ego. Wycieczka do Ministerstwa. Walka ze śmierciożercami. Śmierć Syriusza. Walka Harry’ego z Voldemortem. Po tym wydarzeniu świat w końcu uwierzył w powrót Sami-Wiecie-Kogo.
6 rok
Przez całe dotychczasowe lata szkolne mieliśmy pod górkę. Troll, wilkołak, bazyliszek, dementorzy, powrót Voldemorta i do tego wszystkiego brakowało tylko wampira. No i jest. Najzdolniejsza dziewczyna od czasów Roveny Ravenclaw dała się pogryźć jakiemuś krwiopijcy.
Przez cała noc rozmyślała nad wszystkimi sytuacjami zabawnymi, tragicznymi,, nad nie istotnymi wątkami. Nad ranem w końcu doszła do wniosku, że zbyt często w swoich wspomnieniach uwzględnia pewnego lubującego się w czerni profesora. Zawsze go szanowała. Również podziwiała z jego wiedzę i zdolności. Zawsze był specyficzny. Tak to dobre słowo specyficzny, ale to od niedawna zaczęło jej się podobać. Te czarne jak smoła włosy, blada cera, ładnie wyprofilowane brwi, wystające kości policzkowe, cienki usta zazwyczaj układające się w linię imitującą uśmiech. Lecz najbardziej fascynowały ją te czarne jak węgle oczy. Takie chłodne choć tak wciągające. A te usta wydawać by się mogło zimne jak ton głosu właściciela, a tym czasem gorące jak Hiszpańskie klimaty. Usta idealnego kochanka. Ale o czym ona myślała. To jej nauczyciel. Nigdy nie związałby się z uczennicą, a tym bardziej z gryfonką. Tak to miało znaczenie dla Snape’a.
Po wschodzie słońca zaczęło się robić niebezpiecznie. Dostała gorączki i nie mogła usiedzieć w miejscu. Jej zmysły wariowały. Nie da rady wytrzymać do wieczora. To nie wykonalne. Jedyne pocieszenie, że Krzywołapa nie było w pokoju. Głód był okropny. A może tak napić się teraz? Może to jest lepsze wyjście? Wypiła cała krew. Nie smakowała tak dobrze jak ta świeża, jeszcze ciepła. Była zimna, ale i tak znacznie lepsza od substytutu. Momentalnie odzyskała kontrolę nad sobą, a gorączka zniknęła. Zaspokojony głód nie dawał już o sobie znać. Wieczorem już czuła się normalnie. Bez żadnych wątpliwości wyszła z pokoju i udała się na wieżę astronomiczną. Bardzo lubiła czasem tam posiedzieć i poobserwować niebo. Dzisiejszego wieczoru gwiazdy świeciły złotym blaskiem. Pełnia dodawała uroku. Księżyc świecił srebrno niebiesko wspaniale kontrastując z granatowym niebem. Jej bezmyślne obserwowanie przerwał gość. Jej wyostrzony słuch wyłapał lekkie drganie powietrza spowodowane czyimś oddechem. I ten zapach. Nagle wyłoniła się postać Mistrza Eliksirów. Postanowiła nic nie mówić. On też nie chciał przerywać tej ciszy. Stanął obok niej i zaczął obserwować niebo. Ciekawość wzięła górę.
-Co pani tu robi?
-Czuje się bardzo dobrze i już nad sobą panuje, więc pomyślałam, że pooglądam gwiazdy. Tutaj zawsze jest tak pięknie. A pan?
-To moje ulubione miejsce w Hogwarcie, oczywiście za raz po moich lochach.
-Często pan tu bywa?
-Dość, tak mi się wydaje.
-Dziwne nigdy pana nie spotkałam.
-Wytłumacz.
-To również moje ulubione miejsce. Można powiedzieć, że jestem tutaj stałą bywalczynią.
-Czyli wychodzi pani po ciszy nocnej ze swojego dormitorium?
-Tak.
-10 punktów od..
-Nie może pan odjąć mi za to punktów?
-Że co?
-Ale potok elokwencji. Jestem prefektem naczelnym. Ja też mogę patrolować korytarze nocą.
-Tym razem upiekło się pani.-zapanowała cisza. Tym razem to ona ją przerwała.
-Dlaczego nie wyjechał pan na święta?
-Bo nie mam do kogo?
-Przepraszam. Nie chciałam pana urazić.
-Granger przestań przepraszać.
-Prze...-urwała zdając sobie sprawę, że znów chciała przepraszać.
-Lubi pan święta?
-Nie.
-Dlaczego?
-Czy ty nie potrafisz siedzieć cicho?
-Potrafię, ale nie chce. Więc...-ponaglała go.
-Bo to bezsensowne święto. A pani?
-Co?
-Czy lubi pani święta?
-Nie.
-Nie spodziewałem się.
-Dlaczego?
-Zawsze była pani tak szczęśliwa podczas tego okresu.
-Być może, ale to była swojego rodzaju maska. Kiedy rozmawiam z panem czuje się tak swobodnie. Czuje, że mogę zdjąć maskę.
-Maska.-powtórzył bezmyślnie.
-Pan też nosi maskę. Widzę to. Ktoś kiedyś był z panem na tyle blisko, aby zobaczyć pana bez maski?
-Noszę maskę owszem. Jedynie mnie prawdziwego widziała Minerwa i Albus. Od dziecka starałem się ukrywać emocje i tak mi już zostało. Przydaje się to w pracy szpiega.-powiedział beznamiętnym tonem. Hermiona pchana emocjami przytuliła go.
-Mam nadzieję, że kiedyś i przy mnie zdejmie pan maskę.-dopiero teraz odwzajemnił uścisk. Cieszył się, że to powiedziała. Trwali w tym uścisku dobrą chwilę. Kiedy odsunęli się od siebie nad ich głowami wyrosła jemioła. Widać zamek też chciał ich szczęścia. Ich usta prawie się stykały, gdy Snape wydał z siebie cichy syk.
-Co się stało?-spytała przejęta dziewczyna.
-Wzywa mnie.
-Niech pan uważa.
-Spokojnie dam radę.-posłał jej słaby uśmiech, jeżeli uśmiechem można nazwać minimalne wygięcie warg.
Ona stała pod jemioła zasmucona. On zauważył to i podszedł do niej w trzech krokach. Złożył na jej ustach delikatny pocałunek i już go nie było. Ona tak bardzo szczęśliwa wyskoczyła z wieży i dopiero 3 metry nad ziemią zmieniła się w nietoperza. Wzleciała w górę. Szczęście targało nią. Miała takie pokłady energii, które musiała jakoś rozładować. Latała całą noc w pobliżu bramy. Niestety nie wrócił.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie zabijajcie za błedy. Pozdrawiam
CZYTASZ
Sevmione - Wieczni?
FanfictionHermiona- wzorowa uczennica zamieni sie w krwiopijnego wampira. Severus- nauczyciel Hogwartu, Mistrz Eliksirów, szpieg w obozie wroga, jednak zwykły śmiertelnik. Jak potoczy się ich historia? Będą razem? Czy przetrwają próby stawiane im przez życie...