Rozdział 43

2.6K 141 3
                                    

Pierwsza zaczęła się budzić Hermiona. Czuła się wyjątkowo odprężona i zrelaksowana. Nie chciała jeszcze otwierać oczu bo bała się, że to wszystko co wydarzyło się poprzedniej nocy to jedynie sen. Dziki, pasjonujący, szalony sen. Czuła przy sobie jego ciepło. Przytuliła go mocno, aby sprawdzić czy to rzeczywistość.
-Kobieto! Czy ty chcesz mnie udusić? Aż tak źle było?
-Och no co ty. Było wspaniale, a teraz tylko sprawdzam czy to była prawda.
-Jeśli otworzysz oczy to się przekonasz.
Niepewnie otworzyła oczy i spojrzała w czarne jak tunel oczy swojego profesora. Uśmiechnęła się szczerze i cmoknęła w haczykowaty nos.
-A to za co?-zdziwił się.
-Że jesteś.
-Kiedy przeszliśmy na ty?
-Przepraszam profesorze. Czy chcę mnie pan ukarać za ten jawny przejaw braku szacunku?
-Z chęcią, ale jeśli nie pojawimy się na śniadaniu oboje to ktoś może się czegoś domyślić. Zwłaszcza ten wścibski dropsiarz.-na ten zwrot Hermiona wybuchła perlistym śmiechem.
-Co cię tak bawi?-warknął.
-Dropsiarz? Serio?
-Tak. Nie zauważyłaś jak wszystkich częstej swoimi dropsami?
-Możesz mieć rację.
-Dziewczyno ja zawsze mam rację.
Wstał bez skrępowania, nagi i ruszył do łazienki. Miała idealny widok na całą jego postawę. Dopiero teraz miała chwilę, żeby przyjrzeć się pokojowi, w którym spędziła ostatnie kilka godzin. Pomieszczenie było duże, w centralnym miejscu znajdowało się łóżko z baldachimem w kolorze kawy cappuccino. Po lewej od wejścia był ogromny kominek. Na prawo drzwi prowadzące do łazienki, w której właśnie zniknął właściciel tych komnat. W pokoju znajdowała się również szafa i biurko. Wszystko eleganckie, schludne i pedanckie. Pomieszczenie utrzymane raczej w barwach Slytherinu (a jakże by inaczej) z elementami czerni, którą właściciel niewątpliwie kocha. Po kilku krótkich minutach stanął w progu w glorii swoich czarnych szat.
-Koniec wylegiwania. Wstawaj i idź do swojego pokoju.
-Ale tu się tak dobrze leży.
-Granger!-warknął ostrzegawczo.
-No już dobrze.-wstała i zaczęła się zbierać. On nie zamierzał jej dać chwili prywatności tylko przyglądał się jej poczynaniom.
-Skoro i tak oglądasz to mógłbyś mi pomóc przy zawiązaniu bluzki.
Łaskawie postanowił jej pomoc, drażniąc przy tym jej skórę niby przypadkowymi muśnięciami i swoim ciepłym oddechem na jej karku. Kiedy skończył sznurowanie jej bluzki złożył na jej szyi kilka pocałunków, które miały być początkiem gry wstępnej. Hermiona westchnął kilka razy lecz mimo wszystko odsunęła się na bezpieczną odległość, co spowodowało pomruk niezadowolenia ze strony Snape'a.
-Co to miało być?
-Sam mówiłeś, że nie mamy czasu... o kurwa!!!
-O co chodzi?
-Umówiłam się wczoraj po szlabanie z Ginny i Pansy u mnie w dormitorium. I co ja mam im powiedzieć?
-A co ja mam z tym wspólnego?
-No sama nie wiem.... byłam u Ciebie całą noc i byłam trochę zajęta.
-Dobra powiedz im, że w czasie ostatniej pełni spożyłaś za mało krwi i straciłaś przytomność, ja doprowadziłem cię do Twojego pokoju w lochach i tam spałaś.
-Dla Ciebie wszystko jest takie łatwe.
-Owszem.
-Dobra.-obróciła się obrażona i wyszła z lochów przez swój pokój.
-Kobiety.

-Miona gdzie Ty byłaś?-spytała przy śniadaniu Ginny.
-Mi też miło cię widzieć.
-Tak, tak ale miałaś być koło 20.
-Przepraszam, ale podczas szlabanu straciłam przytomność. Tylko nie mów chłopakom bo będą snuć jakieś domysły.
-Spokojnie rozumiem. Powiem Pansy, żeby się nie martwiła.
-Ok.-dokończyła śniadanie i poszła do biblioteki gdzie spędziła cały dzień. W końcu miała czas tylko dla siebie i postanowiła go spożytkować w najlepszy sposób czyli ucząc się.

Nastąpił wtorek. 14 lutego. Dzień Zakochanych. Bla bla bla i tak dalej czyli Walentynki. Wokoło było mnóstwo serduszek i tego typu badziewia po całej szkole. W zamku roiło się od zakochanych par, chodzących trzymając się za rękę. Były przynajmniej dwie osoby, które ten dzień irytował najbardziej na świecie czyli Hermiona Granger i Severus Snape.
Od soboty starali się unikać, a kiedy mijali się na korytarzu, zachowywali się w sposób normalny. Dzisiaj nie widzieli się ani razu i tak miało być. Hermiona wychodziła na spotkanie z Michaelem, a Snape miał w planach randkę z butelką Ognistej.
-Hermi no powiedz z kim się umówiłaś?-dopytywała Pansy.
-No wyciągniesz tego od niej. Próbowałam przez cały dzień.
-Nam nie powiesz?
-Dziewczyny błagam muszę już iść.
-Dobra, ale jak nam nie powiesz później to się obrazimy.
-Zobaczymy jak wyjdzie. Na razie.

-Witaj piękna.
-Cześć.
-To co idziemy?
-Jasne, to gdzie idziemy?
-Niespodzianka.-wyszli przed bar i teleportowali się w jakieś miejsce.
-Nie, nie, nie, nie i jeszcze raz nie!!!
-Oj tak i dobrze wiem, że chcesz tam wejść.
-A niech cię Michael jak Ty mnie dobrze znasz, ale kolejka jest ogromna.
-Spokojnie. O siemka co u ciebie stary?-podszedł do bramkarza przed klubem Eden, do którego często chodziła Hermiona razem ze swoimi mugolskimi znajomymi.
-Szatan jak ja cię tu dawno nie widziałem.
-No nie miałem czasu, ale dzisiaj jestem z dziewczyną.
-No nie powiem naszą gust stary. Jestem Thomas.
-Hej Hermiona.
-Nie stójcie tu jak kołki tylko wchodźcie do środka.
-Dzięki.
-Takie dojścia.
-Dobra, dobra zatańczmy lepiej.
Tańczyli jedynie pół godziny po czym DJ ogłosił zawody taneczne. Hermiona wzięła w nim udział i mogła użyć swoich tanecznych możliwości, aby wygrać i zmiażdżyć konkurencję. Wypili parę drinków i Hermiona chciała wracać do zamku. Tłumaczyła się złym samopoczuciem i ulotniła się. Z nagrodą wróciła do dormitorium, puchar rzuciła na półkę, a sama padła zrezygnowania na łóżko. Nagle podniosła głowę z poduszki i wstała szybko. Podeszła do barku wyciągnęła dwie butelki Ognistej i ruszyła niezauważona w stronę lochów. Zapukała do drzwi gabinetu swojego profesora i po chwili stanęły przed nią otworem.
-Granger co Ty tu robisz?
-Stoję i czekam aż mnie Pan wpuści.-położyła ogromny nacisk na „pan".
-A czemu miałbym cię wpuścić?
-Bo obiecał mi Pan, że kiedyś się ze mną napije.-to mówiąc wyciągnęła skrywane do tej pory za plecami dwie butelki Ognistej.
-Wchodź.
Usiedli w jego salonie urządzonym w dość ciemnych barwach, stolik, kanapa, dwa fotele, biblioteczka, kominek. Meble obite czarną skórą. Właściciel wyciągnął dwie szklanki i położył na stoliku obok alkoholu.
-Co cię zmusiło do przyjścia tu?
-Chciałam spędzić z panem trochę czasu i zdrowo się upić w wyborowym towarzystwie.
-Skończmy już z tymi uprzejmościami. Mów mi po imieniu kiedy jesteśmy sami.
-Dzięki ci Merlinie. Już myślałam, że mnie szlak trafi.
-Zważaj na język nadal jesteś moją uczennica.
-Nie przesadzaj.
-Wcale nie przesadzam.
-Dobra lepiej polej nam.
-Chyba nie chcesz mnie spić i wykorzystać?
-Do tego nie potrzebuje alkoholu.-mruknęła jak kot.
-Nie prowokuj.
-Bo co?
-Bo dokończymy to co zaczęliśmy w niedzielę rano.
-Groźba czy obietnica.- jej oczy zmieniły kolor na żółty.
-Być może oba. Ale teraz nie o tym, mamy kilka spraw do obgadania.
-No to zaczynaj.
-Po pierwsze cały czas mało wiemy na twój temat. Po drugie twoje oczy zmieniają kolor z każdą twoją emocją co ciekawsze jest, że niekiedy mają kolor inny niż jest opisany w książce, która mamy. Po trzeci musimy uzgodnić co jest między nami.
-Po pierwsze mam nową książkę, która mogą ci pokazać. Po drugie moje oczy.-pacnęła się w głowę ręką- Czy one miały inny kolor w sobotę?
-Tak.
-Po prostu tak?
-A co Ty chcesz jeszcze wiedzieć?
-Jaki miały kolor na przykład?-zaczynała się irytować.
-Różowe. Przed chwilą były żółte, ale teraz są czerwone i trochę mnie to przeraża .
-Severusa Snape'a coś przeraża. Muszę to zapisać.
-Bardzo zabawne.
-Dla mnie owszem, a co do nas to sama nie wiem. To powinna być wspólna przemyślana i dorosła decyzja.
-Też tak uważam.
-Więc trzeba to przemyśleć i zobaczyć co z tego wyjdzie.
-Wreszcie mówisz mądrze.
-Dzięki.-warknęła.
-Może napijmy się na rozładowanie atmosfery?
-Ergo bibamus.
-Więc pijmy.
Pili przez cały wieczór rozprawiając na najbardziej błahe tematy jak to po alkoholu aż w końcu zasnęli pijani wtuleni w siebie na kanapie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej. Zachęcam do komentowania. Sorki za błędy. Nie mam zielonego pojecia kiedy następny. Pozdrawiam☺

Sevmione - Wieczni?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz