⚫Cały rozdział jest z perspektywy Ariany⚫
*POV Ariana*
Nie miałam już na nic siły. Wisiałam już tak od paru godzin, a Justin nadal się nie pojawił. Straciłam jakąkolwiek nadzieję na to, że mnie znajdzie.
Znowu stał przede mną. Ledwo co podniosłam głowę, by spojrzeć mu w oczy. Wszystko mnie bolało.
- Ok kochanie, masz ostatnią szansę na to, aby mi powiedzieć gdzie jest siedziba gangu twojego chłoptasia?! - Po raz trzeci słyszę to samo pytanie. To samo głupie pytanie, na które nie znam odpowiedzi. Czy tak ciężko jest mu to zrozumieć?
- Ale ja na prawdę nie wiem, przysięgam, że nic nie wiem! - Łzy cały czas splywały po moich policzkach. Nie panowałam nad tym. Mam już tyle ran, że jedyne co czuje to mrowienie i pieczenie całego ciała. Nie chciałam nawet patrzeć w dół. Nie chciałam wiedzieć, które się zagoją, a po których zostaną blizny... Oby po żadnych. Nie chciałabym aby coś mi o tym przypominało
- Udam, że tego nie słyszałem. Więc mów, gdzie jest ich siedziba, mała suko albo nie zaznasz litości! - Ok to co teraz powiem spowoduje, że znowu zacznę krzyczeć... Tym razem głośniej. Boję się, że Justin nie przyjdzie na czas... Ok Ari, nie myśl o tym, dasz radę... Dla niego. Prosił cie o to, wiec zrób to. Wzięłam głęboki oddech.
- A ja powtórzę, że na prawdę nic nie wiem na temat jego gangu! - od razu poczułam jak zostaje uderzona biczem w brzuch. Uderzenie było tak mocne, że natychmiastowo poczułam wydobywającą się ciecz, ze świeżo zrobionych ran. Zacisnęłam z całej siły oczy. Usta Zacisnęłam jak najmocniej, aby nie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Zaraz potem zostałam ponownie uderzona z pięści w twarz. Kolejne uderzenie było w brzuch. Nie wytrzymałam bólu. Łzy zaczęły spływac po moich, sinych od uderzeń policzkach, strumieniami.
- Mam pomysł zabawimy sie inaczej kotku...- co moment, proszę oby to nie było to co mam na myśli.
-... Skoro jesteś tak obolała i wręcz wycieńczona z bólu, z krzyków i płaczu, to nie będziesz miała siły się obronić maleńka. Pogódz się z tym, że on ma cie w dupie. Nie zacznie nawet szukać takiej beznadziejnej dziwki jak ty. A skoro on nie chce cie wykorzystać, to ja to zrobię. - Jego słowa wywołały u mnie gęsią skórkę oraz odruch wymiotny. Poczułam nowe łzy w oczach. Tak bardzo nie chciałam stracić cnoty. Nie chce zostać zgwałcona tuż po brutalnym pobiciu... Powoli zaczął odkluczać moje ręce.
- Nie, nie, nie, nie, nie! Proszę ją nie chce. Zaczęłam się szarpać. Nie chciałam dać za wygraną. Może jestem ledwo żywa, ale nie pozwolę sobie na takie posunięcie.
- Zamknij mordę! Przypominam Ci, że grasz na moich zasadach! - Wbił mi ostrze noża w ramię. Czułam krew, dużo krwi. Tego wszystkiego było dla mnie za dużo. Ja cierpiałam z bólu, a go to cieszyło. Był z siebie dumny, dawało mu to dużą satysfakcję. Rozkuwał drugą nogę. Czyli mogę pożegnać się z dziewictwem. Chciałam je oddać komuś kogo pokocham, komuś kto pokocha mnie całym sercem. Teraz kiedy wisiałam przezucona przej ramię tego psychopaty, miałam chwilę, dosłownie chwilę na pomyślenie. Doszłam do wniosku, że chyba powoli zaczynam zakochiwać się w Justinie... Myśląc o tym komu mogłabym oddać swoje dziewictwo, pomyślałem o nim. Może kiedyś to będzie on...Zostałam perfidnie rzucona na łóżko. Chciałam wykonać jakich ruch, ale wtedy zostałam przygnieciona jego ciałem.
- Pobawimy się inaczej... - Wymruczal do mojego ucha. Od razu dostałam gęsiej skórki. Tyle, że to nie była taka jak przy Justinie, tamta jest przyjemna, a ta jest ze strachu i obrzydzenia.
- Proszę daj mi spokój, ja nic nie zrobiłam.- zaszlochałam naiwnie, mając nadzieję, jakąkolwiek nadzieję, że to zrobi. Myliłam się. On tylko złączyl swoje wargi z moimi. Nie miałam najmniejszego zamiaru Oddawać jego pocałunku. Jedna z jego rąk błądziła po moim udzie, a druga była mocno zaciśnięta na moim prawym biodrze. To było obrzydliwe uczucie. Justin do cholery jasnej gdzie ty jesteś?! Jego ręką znalazła się na zapięciu od mojego stanika. Moje oczy od razu zrobiły się wielkości pięciozłotówek. O nie, nie, nie. Ja nie chcę. Nagle zostałam całkowicie zniażdżona przez jego ciało. Z moich ran nadal leciało dużo krwi. Poczułam luz w okolicy biustu. Odpiął go. Moje piersi były na widoku. Patrzył się na nie chwilę po czym je zaatakował. Zaczął mocno ssać jeden sutek. Łzy na nowo pojawiły się w moich oczach. Drugą pierś zaczął ugniatać w swojej wielkiej dłoni. To nie było ani trochę przyjemne. Ja cierpiałam. Zaczęłam go bić moimi małymi piąstkami po plecach. Do tego zaczęłam głośno krzyczeć i błagać o pomoc. Jedyne co dostałam w zamian. To jego ręką, na gumce od dolnej części mojej bielizny. Od razu zaczęłam krzyczeć głośniej. Mocno płakałam. Tak bardzo chciałam aby ten koszmar dobiegł końca.Już chciał ściągać resztę mojej bielizny, kiedy nagle drzwi, z hukiem, otworzyły się. Moje załzawione oczy szybko powędrowały w stronę mojego wybawcy. Jednakże bałam się tego kogo tam zobaczę.
- Masz dwie sekundy żeby zejść z mojej dziewczyny, inaczej poczujesz kulkę we łbie! - Wszędzie rozpoznam ten głos, ten cudowny, melodyjny głos. To Justin. Moje oczy zaszły łzami, tym razem szczęścia. Odetchnęłam z ulgą. On mnie znalazł, udało mu się. Jednak mnie szukał. Jednak się nie poddał. Obiecał, że mnie znajdzie i zrobił to.
- Nie słyszałeś! Chyba wyraziłem się kurwa jasno! Złaź. Z. Moje. Dziewczyny. Teraz! - Szybkim krokiem podszedł do niego, przystawiając pistolet do jego skroni. Jego cudowne tęczówki zlustrowały mnie od góry do dołu. Leżałam cała we krwi i w siniakach, półnaga. Jedynie zakrywałam piersi ręką. Na mój widok, jego mięśnie napięły się trzy razy bardziej. Szczęka była mocno wyostrzona. Był wkurwiony. Kiedy zobaczył napływające kolejne łzy, momentalnie odwrócił wzrok, z powrotem w stronę tego psychopaty.
- Jak ty tak szybko nas znalazłeś?! - Zaczął krzyczeć zdezorientowany mężczyzna. Justin tylko się zaśmiał.
- Odbierając mi to co moje, i pakując mnie do jakiś dennych gierek, dopilnuj aby wszystko było dopięre na ostatni guzik. - Mówił to z wielką odwaga i wygraną w głosie.
- A teraz dupku, jakieś ostatnie słowo?! - Odwróciłam wzrok. Nie chciałam widzieć trupa.
Cisza.
Nagle usłyszałam jak obaj mężczyźni zaczynają się bić. Kiedy chciałam wstać by pomóc jakoś Justinowi, zostałam mocno przyciągnięta do czyjejś klatki piersiowej. Zaczęłam się szarpać.
- Teraz możesz spokojnie pooglądać jak twój chłopak przegrywa bitwę kochanie. - Spojrzałam w kierunku Jusa. Był na dole. Na nim siedział On. Okładał go pięściami po twarzy. Justin nie zostawał mu dłużny. Momentalnie wszystko się zmieniło. Teraz to Justin był na górze i to on zadawał ciosy. Zobaczyłam, że ktoś zbliża się od tyłu do Jusa.
- Justin uważaj! Za tobą! - Chciałam go ostrzec. Zostałam mocno uderzona w głowę.
Straciłam przytomność...Gdy się obudziłam siedziałam przywiązania do jakiegoś krzesła. Zaczęłam strasznie płakać i krzyczeć. Obok mnie, na ziemi, leżał ledwo przytomny Justin. Jego perfekcyjna twarz była cała we krwi.
- To jak mała, on czy ty? - nie tylko nie to. Nieznajomy kazał mi wybierać. Mója decyzja była prosta. Nie pozwolę by Justinowi cos się stało.
- Nic mu nie rób, proszę!! Strzel we mnie, ale nic mu nie rób! - zaczęłam mocniej płakać i krzyczeć. Widziałam kątem oka, że Justin zaczyna się podnosić. Nieznajomy wycelował we mnie. W momencie kiedy kula miała wbić się w moje ciało, Justin mnie zaslonił. Przyjął ten pocisk za mnie. On mnie obronił...
Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Przypomniał mi się mój sen z drzwiami. Wiedziałem że to coś oznacza. Przypomniało mi się to co Jus powiedział mi zanim otworzyłam drugie drzwi...
- Proszę cię, nie mów nic, tylko idź i otwórz drugie drzwi. To co w nich zobaczysz, musisz wiedzieć, że zrobiłem to tylko dlatego, że cię kocham...
Nie umiałam pohamowac płaczu. Moje ciało zaczęło się trząść.
- Jak mogłeś?! Miałeś strzelić we mnie! - Zaczęłam krzyczeć. Nie mogę sobie uświadomić, co przed chwilą miało tutaj miejsce.
- Do zobaczenia skarbie. - ten psychol szybko opuścił pokój. Zostałam tylko ja i Justin. On krwawił. Cały czas płakałam. Jak on mógł to zrobić?! To ja miałam zostać postrzelona... Nie on! Szarpałam się, chciałam zrobić wszystko aby się uwolnić. Chcę teraz do niego czym prędzej podejść. Po paru minutach walki udało się. Byłam wolna. Rzuciłam się w kierunku rannego Justina. Jeszcze oddychał. Zaczęłam uciskać jego ranę. Nie mogłam powstrzymać płaczu. Poczułam jak Justin kładzie swoją dłoń na mojej. Jego dotyk sprawił, że rozpłakałam się jeszcze bardziej. Nie zwracałam uwagi na moje, również krwawiące rany. Teraz liczył się tylko on.
- Hej Shawty, maleńka... - Nie daje rady. Tego jest za dużo. Usiadłam obok niego chowając twarz w kolana. Mój płacz był coraz silniejszy.
- Kochanie spokojnie. Będzie dobrze...- jakim cudem on, w tak gównianej sytuacji, może myśleć pozytywnie?!
- Dlaczego to zrobiłeś. To ja miałam oberwać tą kulką. Sama zdecydowałam, że to ja mam dostać a nie ty! To ja miałam cierpieć, a nie kurwa ty! - Emocje puściły. Nie chciałam ich zatrzymywać. Spojrzałam na Justina. Jego oczy zamykały się. Nie! Cholera tylko nie to!
- Justin, Jusy proszę nie zamykaj oczu.... Proszę cię nie rób tego! - Trzymałam w dłoniach jego twarz, która straciła jakikolwiek kolor. Był blady.
- Justin proszę nie zostawiaj mnie, słyszysz?! Potrzebuję cie kurwa, tak bardzo potrzebuje. Nie rób mi tego - wtuliłam się w jego zagłębienie w szyi. Byłam bezsilna. Jedyne czego teraz chciałam, to żeby Justin żył. Nie może mnie teraz zostawić. On obiecał, że mnie znajdzie i znalazł. Obiecał, że będzie mnie chronić, i właśnie to zrobił...***********
Wow kochani, się porobiło.
Jak myślicie co się stanie z Justinem... 💕
CZYTASZ
Greedy//J.B
Fanfiction- Dlaczego mi to robisz? Dlaczego po prostu mnie nie wypuścisz? Przysięgam, że nikomu nic nie powiem. - ostatnie zdanie wypowiedziałam ze łzami w oczach i gulą w gardle. Wiedziałam doskonale że mnie nie wypuści... nie miałam już siły z nim walczyć...