*POV Ariana*
Nie mozna przecież ciagle siedzieć w domu. Miałam dosyć tych całych sms'ow i tych dziwnych sytuacji. Chciałam się zabawić i to porządnie.
Właśnie stoimy przed jakimś klubem, który zaproponował Justin. Miał w tym więcej obeznania niż ja, wiec w sumie nie protestowałam. Podeszliśmy z Justinem do wielkiego goryla, który stał przy wejściu. Odmówił wstępu wielu ludziom. Równie dobrze nam tez może odmówić. Justin miał na sobie zwykły czarny T-shirt i jasne spodnie z dziurami. Jego głowę zdobił nieodmienny element, którym była zwykła, czarna czapka z daszkiem. Lubię kiedy sie tak ubiera. W pewnym sensie dodaje mu to jakiegoś uroku.
- nie ma przejścia. Do kolejki ale spieprzać - mężczyzna pilnujący wejścia do klubu miał strasznie niski głos. W sumie nic nowego jak na ciemnoskórego osobnika. Skrzywiłem nieco twarz na jego brak kultury. W odróżnieniu do mojej reakcji, Justin tylko obdarzył go swoim cwaniackim uśmiechem.
- Bieber. Cos jeszcze czy przesuniesz swoją dupę i pozwolisz mi jak i mojej kobiecie wejść do środka? - ochronisz od razu spojrzał na niego jeszcze raz, otwierając szerzej oczy. Czyżby Justin był tutaj stałym bywalcem? Nie, to raczej niemożliwe. Pewnie, mieszkamy tu od trzech lat ale raczej nie chodził do klubów. A może... Moje myślenie zostało przerwane przez lekkie pociągnięcie mojej ręki. Justin prowadził mnie w głąb klubu. Było tu tyle ludzi, ze bałam się odejść od Justina dalej niż trzy kroki. W końcu dotarliśmy do baru.
- dwa razy whisky z lodem - chłopak złożył zamowienie za nasza dwójkę. Odwrócił się twarzą do mnie i od razu posłał mi ogromny uśmiech. Szybko go odwzajemniałam wchodząc pomiędzy jego kolana. Jego dłonie spoczęły na moich pośladkach.
- to jak mała? Bawimy się dzisiaj jak nigdy?
- zdecydowanie tak - cmoknęłam go w usta i chwyciłam stojąca za mną szklankę z napojem. Chłopak poszedł w moje ślady i również upił pierwszy łyk, palącego w gardle, alkoholu.Po jakiś pięciu drinkach poczułam ze muszę opróżnić swój pęcherz.
- zaraz wracam idę do toalety - usłyszałam w odpowiedzi tylko cichy pomruk. Ja wypiłam zaledwie piec drinki. Justin natomiast jakieś dziesięć. Miałam momentami wrażenie, ze zaraz będzie pilnował podłogi, żeby nigdzie nie uciekła. Gdyby nie ilośc alkoholu w mojej krwi, byłabym za to na niego zła, ale dzięki niemu wydane mi się to być mega zabawne.*POV Justin*
Podczas gdy Ari poszła do toalety, ja odróżniałem juz kolejny kieliszek, kolejnego drinka. Nie mam pojęcia ile dokładnie wypiłem. Skończyłem liczyć jakoś przy czwartym.
- Justin? - podniosłem głowę do góry, próbując odnaleźć posiadacza tego głosu.
- czy to ten Justin Killer Bieber ? - przysięgam wam, ze juz gdzieś kiedyś słyszałem ten głos. Zobaczyłem postać dosyć wysokiego, ciemnookiego mężczyzny o ciemniejszej karnacji.
- Bruce? Bruce Johnson? - nie wiedzieć czemu ucieszył mnie jego widok. Odkąd przez moje tchórzostwo, zamknęli go, widzę go pierwszy raz. Sporo przypakował i spoważniał. Chłopak uśmiechnął się do mnie i przytaknął na moje słowa. Od razu wstałem ze swojego stałego miejsca i podszedłem do chłopaka.
- stary ile to lat? Sześć ?
- dokładnie tyle Bieber. I jak tam ci się układa wspólniku? - poczułem lekki ucisk w żołądku, słysząc jak mnie nazwał. Dawno nikt mnie tak do mnie nie mówił...
- bardzo dobrze, nie narzekam. A ty jak tam? Dalej w tym siedzisz? - zaśmiałem się lekko pod nosem zadając mu to pytanie. Raczej znałem odpowiedz. Szczerze ucieszyłbym się jakby miał to cudo przy sobie. Z chęcią , chociaż na ten jeden wieczór, wróciłbym do starych czasów.
- no a jak myślisz - zaśmiał się z cwaniackim wyrazem twarzy i pomachał mi białym proszkiem przed nosem. Widząc to, coś momentalnie w środku mnie pękło. Pragnąłem tego.Nie wiem jak ani kiedy, ale nim się obejrzałem stałem pochylony nas stolikiem, na którym Bruce i kilku innych gości, formowało proste kreski. Następnie Bruce wręczył mi banknot zwinięty w rurkę. Nie musiał mi mowić co mam z tym zrobić. Sam doskonale wiedziałem. Nie myśląc więcej o tym gdzie jest i co teraz robi Shawty, wciągnąłem.
Jakoś mniej więcej od godziny siedzimy w tym sam pokoju. Jakiś koleś wziął ze sobą zioło. Czuje ze zabawa dopiero sie zaczyna. Nie skończyło sie tylko na dwóch niewinnych kreskach. Do zabawy doszedł jeszcze alkohol, dość mocny, jak i jointy. Siedziałem uchichrany po same pachy nie wiadomo do końca z czego, aż nagle usłyszałem czyjś głos.
- Ooo! A kto to nas odwiedził? - krzyknął radośnie, z tego co pamietam, Kai. - Penelop, dołączysz do nas? - o kurwa. Co on powiedział?! Czy on powiedział Penelop?! Ale chwila moment. Na pewno nie mówimy o tej samej Penelop.Nie czekając dłużej odwróciłem się w stronę drzwi. Zatkało mnie na widok brunetki. A jednam mówimy o tej samej. Pamietam ją idealnie z czasów liceum. Tylko teraz wygladała bardziej... Seksownie? Tak to zdecydowanie to określenie. Jej ciemno-brązowe włosy do ramion były puszczone wolno. Była ubrana w czarna mini oraz dosyć obcisła, równie czarna, bluzkę. Jednym słowem podkreśliła idealnie swoje wszystkie kształty. A trzeba przyznać, ze od liceum, dosyć jej tych, pozytywnych kształtów, przybyło.
- no nie wierze. Czy to mój Justin? - podczas jej wypowiedzi, studiowałem bardzo dokładnie każdy szczegół na jej twarzy. Jej cudowne brązowe oczy, podkreślone ciemnym makijażem, były wpatrzone w moje. A moje imię w jej ustach... dobry Boże. Te czerwone i pełne wargi jeszcze dzisiaj bedą w sobie miały mojego kutasa.Poczułem jak ktoś szturcha mnie lekko w ramie, chcąc podać mi skręta. Nie odmówiłem. Potrzebowałem więcej zabawy. Więcej, więcej i więcej. Zaciągnąłem się po czym oddałem jointa osobie obok. Podniosłem się z kanapy i podszedłem do zgrabnego ciała, należącego do kobiety o imieniu Penelop.
- tak jest mała. Oto ja we własnej osobie - szepnąłem jej do ucha, podgryzając lekko jego płatek, na co usłyszałem jej cichy jęk.Kurwa Bieber, zdecydowanie nie myślisz trzeźwo. Za dużo alkoholu i innego gówna...
*********************
No to jak wam się podoba taka strona Justina?
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
CZYTASZ
Greedy//J.B
Fanfiction- Dlaczego mi to robisz? Dlaczego po prostu mnie nie wypuścisz? Przysięgam, że nikomu nic nie powiem. - ostatnie zdanie wypowiedziałam ze łzami w oczach i gulą w gardle. Wiedziałam doskonale że mnie nie wypuści... nie miałam już siły z nim walczyć...