Rozdział ~12

7.2K 324 26
                                    

*POV Ariana*

Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Nadal nie docierało do mnie to, co zrobił. Dlaczego mnie obrobronił? Tego było za wiele. Leżałam z głową na jego klatce piersiowej. Jedyne co mnie pocieszało to to, że jeszcze żył. Jego pierś ledwo unosiła się i opadają, a jednak nadal to robiła. Pojedyncze łzy spływały po moich policzkach, spadając na bluzkę Justina. Kiedy tak leżałam, przypomniałam sobie, że blondyn zawsze i wszędzie musi mieć ze sobą telefon. Czyli tym razem musi być tak samo.

Od razu podniosłam się, i zaczęłam przeszukiwać jego kieszenie. W żadnej nic. Zostały dwie tylne kieszenie jego spodni. Żeby dostać się do telefonu muszę jakoś go obrócić. To chyba nie jest takie trudne, prawda? Złapałam za jego rękę i zaczęłam ciągnąć w moją stronę. Boże Justin ile ty ważysz?! W końcu udało mi się go obrócić. O tak, w lewej kieszeni, tak jak myślałam, był telefon. Szybko odblokowałam go, weszłam w kontakty, i zaczęłam szukać numeru do Mike, Johna albo Tonniego. Łzy przysłoniły mi widok, teraz był zamazany. Wzięłam trzy szybkie wdechy, wytarłam zbędne łzy. Stwierdziłam że lepiej będzie jak zadzwonię od razu do Johna. Na szczęście ten numer Justin miał podpisany.
Pierwszy sygnał...
Drugi...
Trzeci...
Czwarty...
Już traciłam nadzieję, kiedy nagle usłyszałam znajomy głos w słuchawce.

*POV John*

Była 02:07 w nocy.
Cały czas nie spałem. Bałem się trochę o Justina. Niby nie ma o co, bo to Justin " Killer " Bieber, ale jednak coś mi mówiło, że to będzie ciężka noc. Nie wiedziałem w co włożyć ręce. Czekałem tylko na telefon o Jay'a. Miła zadzwonić kiedy już ją odzyska. Nareszcie doczekałem się oczekiwanego dźwięku. Problem w tym, że gdzie ja odłożyłem telefon. Słyszę go ale nie widzę. Zacząłem szukać. Znalazłem! Na wyświetlaczu widniał numer Killera. Jest dobrze skoro dzwoni to żyje. Tyle pocieszenia.
- No Justin nareszcie, i jak udało Ci się? - Nawet się nie witałem. Jedyne na co czekałem to na to, aż się odezwie. Zamiast tego usłyszałem pociągnięcie nosem. To zdecydowanie nie Justin - halo jest tam ktoś? - Zapytałem z nadzieją na jakikolwiek odzew.
- John, proszę przyjedz tu. On musi żyć! Proszę cię! - To Ariana. Płakała. Jak to musi żyć? Nic z tego nie rozumiem.
- Wow Ari spokojnie, co się stało? O co chodzi? - chciałem żeby wytłumaczył mi co się stało.
- John kurwa. Nie ma na to czasu. On umiera, słyszysz?! Więc rusz tutaj dupe i ratuj go! - Zaczęła płakać i krzyczeć jednocześnie. Nadal nie wiedziałem co się dzieje, ale wiedziałem, że to nie może poczekać.
- Emm... Ok, spokojnie Ari. Już jedziemy, słyszysz? Będzie dobrze, bądź przy nim. Nie ruszaj się nigdzie. - Dałem jej jasne polecenia. I tak wiem, że nawet bez nich, by to zrobiła. Nie jestem ślepy i widzę doskonale, że Ari ewidentnie coś przyciąga do niego. Tylko ona sama jeszcze nie wie co to.

Powiedziałem od razu chłopakom o sytuacji z telefonem od " Justina ". Szybko wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w kierunku opuszczonej fabryki. To jest siedziba gangu Nestora. Po 20 minutach jazdy, nie koniecznie zgodnie z przepisami, staliśmy pod drzwiami.

Kiedy weszliśmy do środka, było całkowicie pusto. Ani żywej duszy. Postanowiłem ułatwić nam to zadanie.
- ARIANAAAAAA!! - Zacząłem krzyczeć. Chłopaki szybko załapali o co mi chodzi i pomogli mi. Po chwili dostaliśmy odpowiedź.
- John? Na dole! Szybko! - Jako, że głos dochodził z dołu, był nie za dobrze słyszalny. Zbiegliśmy po schodach na dół. Wszystkie drzwi były pozamykane. Wszystkie, poza jednymi. Weszliśmy szybko do pomieszczenia. Na środku siedziała Shawty wtulona do boku blondyna. Łzy cały czas zdobiły jej policzki. Justin leżał na ziemi. Był postrzelony. Stracił sporo krwi. Mike i Tonny szybko do niego podbiegli. Wzięli go na ręce i udali się do samochodu. Dziewczyna szybko wstała. Była cała posiniaczona. Miała pełno ran, niektóre nadal krwawiły, jak na przykład, dosyć głęboka rana cięta na ramieniu. Miała również rany na brzuchu i plecach. Mogłem doskonale je zobaczyć, gdyż dziewczyna nie miała na sobie nic poza majtkami. Swoje górne walory zakrywała rękami. Była tak zaaferowana sytuacją z Justinem, że nie zwracała uwagi na brak ciuchów. Zdjąłem swoją bluzę i podałem brunetce. Kiedy założyła ja na siebie, jej smutny wzrok powodował w moją strone. Próbowała się uśmiechnąć, ale nie umiała. Wiedziałem, że dosłownie wszystko ja boli, ponieważ kiedy szliśmy do samochodu strasznie się krzywiła z każdym krokiem. Trzymała się ciągle za brzuch, chyba, próbując złagodzić ból.

W trakcie powrotu do domu dziewczyna przespała się chwilę w samochodzie. Mike i Tonny byli w domu z Justinem przed nami. Kazałem Mikowi zadzwonić po " naszego " lekarza. Kiedy dotarliśmy na miejsce, obudziłem brunetkę, lekko szturchając ją w ramię. Nie musiałem długo czekać na reakcję.

Wysiedliśmy z samochodu i udaliśmy się w kierunku drzwi wejściowych.

*POV Ariana*

Miałam okazję przespać się w samochodzie. Szczerze? Dopiero kiedy zabrali ode mnie Justina, zaczęłam wyczuwać swoje obrażenia. Wszystko mnie bolało. Z niektórych ran wciąż sączyła się krew. Czułam jak spływa po mojej skórze. Siedzenie w samochodzie sprawiało mi nie mały ból. Rany na brzuchu ocierały się o siebie, natomiast rany na plecach były przyciśnięte do fotela. W dodatku zmęczenie dawało o sobie znać. Postanowiłam się zdrzemnąć. Jak dla kogoś takiego jak ja, to zdecydowanie za dużo przeżyć.

Nie wiem ile spalam, ale na pewno krótko. Zostałam obudzona przez Johna. Oznaczało to, że jesteśmy już pod domem. Wyszliśmy z auta i udaliśmy się w kierunku domu. Gdy weszliśmy do środka, wszyscy siedzieli w salonie. Byli ewidentnie czymś załamani. Pomimo zmęczenia, ja nadal jedyne o czym umiałam myśleć to Justin. Czy jeszcze żyje? Wiem, że już w tamtym budynku ledwo żył. Stracił zdecydowanie za dużo krwi. To właśnie ten fakt przerażał mnie najbardziej. Stracił bardzo dużo krwi. Na samą myśl o tym, łzy na nowo pojawiły się w moich oczach.
- Proszę powiedzcie mi, że wszystko z nim dobrze, że udało się go uratować. Proszę - zaskomlałam. Tak bardzo nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że jest inaczej.
- Justin jest operowany, ale nie jest za dobrze... - Te słowa zburzyły mój mały mur nadziei na to, że będzie dobrze. Skuliłam się na kanapie, lekko szlochając. Czekałam razem z chłopakami, na to, aż lekarz wyjdzie i powie, że wszystko jest dobrze. Mijała druga godzina czekania. Zero wiadomości. Wciąż jesteśmy w jednej wielkiej niewiedzy. Miałam dosyć. Tego było za dużo. Tak bardzo go potrzebuje. Jest jedynym ważnym człowiekiem w moim życiu. Jest w nim coś co mnie przyciąga. To to samo uczucie co na początku... Tylko silniejsze.

Po ponad dwóch godzinach w salonie pojawił się lekarz. Jego mina mówiła sama za siebie. To nie będą mile wieści. Jednak ja wciąż liczyłam na cud.
- Justin stracił za dużo krwi. Jakby to wszystko stało się szybciej, gdyby szybciej trafił w moje ręce... Może teraz nie musiałbym wam tego mówić... - O nie, nie, nie, nie, nie! On teraz żartuje prawda?! Kurwa powiedzcie mi, że to tylko kiepski żart Justina.
- Czyli, że on... - Zaczęłam mówić załamującym się głosem. Wtedy pierwszy raz Mike odważył się na przytulenie mnie. Chciał mi w ten sposób chyba pokazać, że nie jestem sama, że cokolwiek zaraz usłyszę mam wsparcie... Wszyscy mamy. Spojrzałam na lekarza, a on na mnie. Jego wzrok był pełen współczucia. Nareszcie zdecydował się powiedzieć nam czy Justin żyje,czy też nie...
- Tak mi przykro... - te słowa odbijały się echem w mojej głowie. Byłam w szoku. Mike na te słowa jeszcze mocniej przycisnął mnie do swojej klatki piersiowej. Płakałam trzy razy bardziej niż wcześniej. On miał, żyć. Nie zdążyłam mu powiedzieć jak bardzo jest dla mnie ważny i jak dużo zmienił w moim życiu. A teraz? Teraz go nie ma i nie będzie. Już nigdy więcej nie poczuje jego silnych ramion owiniętych wokół mojej talii? Już nigdy nie usłyszę tego cudownego głosu? Tego przy którym miałam codziennie zasypiać i budzić się? Już nigdy nie zobaczę tego cudownego uśmiechu, który od razu poprawiał mi humor, ani tych cudownych karmelowych tęczówek? A co najważniejsze, już nigdy nie powiem mu, że go kocham...

*************
Jejku...
Pisząc to mam łzy w oczach, myślałam, że ten moment będzie prostszy do napisania... Tak bardzo was przepraszam...

Greedy//J.BOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz