Rozdział {21} cz.2

2.4K 196 58
                                    

*POV Ariana*

Czy to żałosne, ze siedzę w tutaj zamknięta od paru godzin i płacze? Nie, wydaje mi się, ze w pewnym sensie jest to w 100% normalne.
- kurwa za dużo wypiłam - o nie wierze! Nareszcie ktoś tu wszedł! Mam okazje.
- hej ty! Proszę powiedz, ze jeszcze mnie słyszysz - chcąc jej udowodnić ze to nie żadne duchy uderzyłam pięścią w drzwi. Nie mam pojęcia w jakim ona jest stanie. Sadzac po jej słowach, w nie najlepszym.
- ej kto tu jest - ok, jest dobrze ona mnie słyszy. Jeszcze kontaktuje ze światem.
- emm, dobra. Posłuchaj mnie. Ktoś zamknął mnie w kiblu, siedzę tu juz od paru godzin i chce wyjsć. Niestety drzwi są zamknięte i chyba coś je blokuje... - nie zdążyłam dokończyć ponieważ odezwała się moja zbawiciela.
- powiem ci, ze chyba wiem o co chodzi. Cieżko na zauważyć krzesła w kiblu. - obie zaśmiałyśmy się na jej słowa. Ona pewnie dlatego, ze serio ja to rozbawiło, a ja z bezsilności. Cokolwiek byleby tylko nie płakać.
- tak domyślam się. Proszę czy mogłabyś otworzyć te drzwi? - wręcz ja o to błagałam.
- jasne spokojnie, juz ci pomagam - nawet nie wiecie, jak bardzo ucieszyły mnie jej słowa. Miałam tego wszystkiego dosyć. Dlaczego musiałam aż tyle czekać na jakaś głupia pomoc? Gdzie jest do cholery mój Justin...

Jak burza wybiegłam z tego cuchnącego pomieszczenia. Zanim jednak wróciłam do baru przytuliłam moja wybawczynie.

Przeszukałam juz cały klub wzdłuż i w szerz. Nigdzie nie ma Justina. Dochodzi godzina czwarta nad ranem. Nie mam zamiaru dłużej tu siedzieć. Wrócę do domu z nim jak lub tez bez niego. Odblokowałam telefon i wybrałam znajomy mi bardzo dobrze numer.
- halo? - byłam tak wkurwiona, ze zwisało mi to czy go obudziłam czy nie.
- Mike, przyjedziesz po mnie do klubu?
- emm, to ty nie jesteś w domu z Justinem? - chwila moment. Skoro o to pyta to Justin musi być w domu.
- nie. Zostawił mnie w klubie i pojechał do domu jak widać.
- dziwne. Tak pewnie wyślij mi adres i zaraz będę.

Rzuciłam jeszcze szybkie "dzięki" i rozłączyłam się. Tak jak prosił wysłałam mu adres. Wyszłam na zewnątrz klubu. W końcu oddycham świeżym powietrzem. Nareszcie nie czuje potu, alkoholu ani papierosów i innego gówna. Po jakieś piętnastu minutach pod klub podjechał srebrny mercedes, należący do Mika.
Przysięgam wam, ze jak tylko wrócę do domu to zrobię Bieberowi taka burze, ze przez miesiąc będzie spał na kanapie.

-dzięki Mike - podziękowałam przyjacielowi za to, ze po mnie przyjechał. Wysiadałam z jego samochodu i juz chciałam zamykać drzwi, ale niebieskooki wyda z siebie głos.
- Ari jakby coś się stało czy no wiesz... Cokolwiek, to dzwon albo przychodź od razu do mnie. - posłałam mu tylko uśmiech. Ciesze się, ze jest moim przyjacielem. A biorąc pod uwagę jego słowa, to raczej Justin dzisiaj wyląduje u Mika. Po cichu weszłam do domu, prawie bez żadnego dźwięku zamykając za sobą drzwi frontowe. Rozejrzałam się po całym dole, ale nigdzie go nie było. W salonie pusto w kuchni również. Łazienka na dole nie była okupywana. Sumując wszystko, był w sypialni. Delikatnie pchnęłam drzwi, aby go nie obudzić. Pewnie ta ilośc alkoholu na niego dobrze zadziałała. W całym pokoju było ciemno, jak w jakiejś jaskini. Podeszłam do komody, na której stała mała lampeczka. Zapaliłam ja i obróciłam sie w stronę śpiącego Justina.

Doznałam szoku. Ten widok załamał mnie. Czułam jak do moich oczu napływają gorące łzy. Zakryłam usta dłonią. Po jej wierzchu spływało coraz więcej cieczy, która paliła moja skore. Proszę powiedzcie mi, ze to tylko moja jakaś głupia wyobraźnia. To się nie dzieje na prawdę. On tam nie leży z jakaś kobieta. On tam leży sam! On tam kurwa leży sam! Upadłam z bezsilności na kolana. To się nie dzieje! Proszę nie...

Co ja mam teraz zrobić?

Nie chcąc więcej na to wszystko patrzeć, nie chcąc patrzeć na niego, wstałam i podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej duża sportowa torbę Justina i zaczęłam w szale wrzucać wszystko do środka. Moje ciuchy szybko lądowały we wnętrzu torby. Zatrzymałam się na jego bluzce. Chwile na nią popatrzyłam i ja również spakowałam. Zapięłam torbę i przewiesiłam ja sobie przez ramie. Jak najszybciej opuściłam ten dom.

Jak on mógł mi to zrobić ..?!

Stanęłam pod drzwiami do sąsiedniego domu i zapukałam.
- mogę wejść? - czułam jak po policzkach lecą świeże łzy. Mój głos załamał się na pierwszym słowie. Mike nic nie powiedział, jedynie z całej siły przyciągnął mnie do swojej klatki piersiowej, w która zaczęłam głośno łkać. Nie chce takiego końca... Po prostu nie.

*POV Justin*

Poczułem jak promienie słońca padały na moja twarz. Skrzywiłem się nieco, ale wciąż nie otworzyłem oczu. Czuje, jak pęka mi głowa. Co ja wczoraj ze sobą zrobiłem? Chciałem się poruszyć, ale ciało mojej Ari przygniatało mnie.
- skarbie zejdź ze mnie, niewygodnie mi - przeniosłem swoją dłoń z jej nagich pleców na jej włosy. Chciałem złapać za ich końce i pobawić się nimi, tak jak to kochałem robić. Dlaczego jej włosy są krótsze niż zwykle? Coś mi tu nie pasuje. Chcąc, nie chcąc otworzyłem leniwie jedno oko. Burza krótkich włosów była za ciemna i no jakby to ująć... Za krótka. Co do cholery...
- daj jeszcze piec minut - to nie ten głos. To nie jest głos mojej Shawty! Gdzie do kurwy jest moja Ari?! Wstałem jak poparzony z łóżka, rzucając na bok zaspana Penelop. Stałem cały nagi. Zanim wyjdę z pokoju ubiorę bokserki. W panice podbiegłem do szafy i otworzyłem ja. Była pusta. Nie było jej rzeczy. Nie ma jej...

Kurwa!

*******************
Kochani to trzeci rozdział dzisiaj! Wiem, ze macie ochotę mnie udusić.

Czy Justin się opamięta...?
CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Greedy//J.BOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz