*POV John*
Po słowach Tonniego, Justin trochę się wkurzył. Bez słowa wyszedł z domu. Spojrzałem na Tonniego ekko zły za tą całą sytuację.
- Na cholere się odzywałeś?!- chciałem powiedzieć to ze spokojnym i opanowanym tonem ale niestety nie wyszło.
- Długo będziecie to jeszcze ukrywać? Sami doskonale wiecie, że to prawda. Tak być nie może, ludzie! Potrzebujemy szefa a nie pizde, która lata z jęzorem na brodzie, na każde zawołanie jakiejś nic nie wartej laski. - Byłem w szoku, że nasz Tonny był w stanie powiedzieć coś takiego. Szczerze mówiąc to wręcz do niego nie podobne. Jeszcze kilkanaście godzin temu miał łzy w oczach, żegnając się z Justinem. To nie możliwe żeby tak szybko zmienił nastawienie do Killera. Coś musi być na rzeczy, a ja dowiem się co.
- Stary, wiesz jak było. Wiesz co przeżył Justin z Meggie. On po prostu nie chce przechodzić znowu przez to samo. - Zrobiło mi się przykro kiedy wypowiedziałem jej imię. Od tamtego zdarzenia Justin zabronił używania tego imienia w domu. Dopóki nie upatrzył sobie Ariany, nie mógł pogodzić się z tym co się stało. Szukał odkoczni we wszystkim. Miał okres, że ciągle imprezował, pił, zdarzało mu się sięgnąć po coś mocniejszego, i ciągle, dosłownie ciągle, sprowadza do domu inna panienkę. Potem nieco się ogarnął. Skończył z tym trybem życia, ale zaczął drugie. Zaczął to, w którym siedzimy wszyscy. Mianowicie, na początku, zaczął zabijać ludzi. Sprawiało mu to radość. Zawsze tłumaczył się tym, że daje mu to ulgę, ale nie na długo. Po około 4 miesiącach, chodzenia i zabijania z zimna krwią, zapragnął czegoś więcej. Swoje smutki i żal zatopił w torturach. Z naszego gangu zaczął to robić najpóźniej ale robi to najlepiej. Z jednej strony możemy podziękować Meggie, bo to dzięki niej mamy najlepszego Killera, jakiego widziała ta ziemia. Również dzięki niej Justin na nowo znalazł w sobie miłość.
- Jasne John, pamiętam. Tylko co jeżeli ona go nigdy nie pokocha. Co jeżeli to wszystko to częśc jej planu. Może ona specjalnie go tak traktuje, żeby zyskać jego bezgraniczne zaufanie, a potem ucieknie i wyda nas policji?! Nie pomyslałeś o tym, prawda? Na waszym miejscu opamietałbym się i jej nie ufał. Miejcie głowę na karku, bo inaczej was wykorzysta. - Tak oczywiście, w pewnym sensie miał rację. Nie mamy żadnej gwarancji, że nie ucieknie i nas nie wyda. Niech Justin sobie za nią lata, ale ja będę czujny za nas dwóch.Nie było Justina już od jakiś dwóch godzin. Podszedłem do okna sprawdzić gdzie jest. Siedział na ganku przed domem paląc ostatniego papierosa z paczki. Poszedłbym z nim pogadać, ale myślę, że ze mną nie koniecznie chce rozmawiać o takich sprawach.
- Mike, bracie zrobisz coś dla mnie? - Pomyślałem, że dobrze by było gdyby to Mike z nim pogdał. Może dużo się nie odzywa, ale kiedy przychodzi co do czego potrafi pomóc.
- No dawaj stary, co tam chcesz?
- Idź do niego i pogadaj z nim.- wskazałem palcem na siedzącego Justina.
- Wiesz, że to nie będzie proste zadanie?- coś czuję, że Mike nie jest tego pewny. W sumie ja na jego miejscy też bym nie był.
- Wiem, ale ktoś musi, a ty masz gatkę jak nikt inny. - Uśmiechnąłem się do niego ciepło, co odwzajemnił. Mike lekko westchnął i wyszedł do Justina.*POV Justin*
Mike siedział obok mnie już dłuższą chwilę. Żaden z nas się nie odezwał. Bynajmniej ja nie miałem zamiaru tego robić. Nie miałem mu nic do powiedzenia. W sumie to po co on tutaj tak w ogóle przyszedł?
- Justin skąd masz pewność co do Ari? - Słysząc to pytanie, mój wzrok od razu powędrował w jego stronę. Przyznam, że byłem nieco zdziwiony tym pytaniem.
- Ufam jej, i ufam sobi, tyle chyba powinno ci starczyc.- Odpowiedziałem bez żadnych emocji w głosie.
- A co jeżeli ona cie nie pokocha? Co wtedy masz zamiar zrobić? - To było dobre pytanie. Obiecałem sobie, że zrobię wszystko, żeby pokochała mnie tak samo jak ja ją, ale co jeżeli tak się stanie?
- Zmusze ją do tego? - Tak jakby odpowiedziałem pytaniem na pytanie. Nie wiem co wtedy mogę zrobić, może rzeczywiście ja do tego zmuszę. Oh jasne Justin, to genialny plan. Będę miał wtedy okazję trochę się nad nią poznęcać. Ten głos nawet na chwilę, przez te dwie godziny, nie dawał mi spokoju. Podburzał mnie wręcz coraz bardziej. Jeszcze Mike i jego pytania. Czy on chce mi coś powiedzieć?
- Nie zmusisz nikogo do miłości Justin. Myślę, że wtedy straciłbyś ja jeszcze bardziej. - Ta rozmowa prowadziła do nikąd, a ja denerwowałem się coraz bardziej i bardziej. Moja złość powoli nawarstwiała się. O tak Justin. Stary dobry ty powraca i to mi się podoba. Nie żałuj sobie. Wyżyj się na kimś. Będzie Ci lepiej. Dawaj Justin, wiem, że tego chcesz. Powoli zaczynam tracić na sobą panowanie. Liczę, że Mike nie zmierza do niczego złego, bo jeszcze jeden mały kroczek a stary Justin się we mnie obudzi.
- Justin a co jeżeli to wszystko to jeden wielki plan? - Zapytał z wyczuwalną odwagą w głosie. Chwila moment jaki plan? Czyj plan? O czym on mówi?!
- Co? O czym ty mówisz? - Oj stary lepiej się tłumacz, albo inaczej nie ręcze za siebie.
- Co jeżeli Ariana jest teraz dla ciebie miła i pomocna, bo to cześć jej planu? Skąd wiesz, że kiedy nie zyska od twojej strony pełnego i stu procentowego zaufania, nie ucieknie. Skąd wiesz, że nie zostawi cie, nie ucieknie i nie wyda bas policji? Jakby nie patrzeć ma dziewczyna powody. Tak jakby byłeś sprawca śmierci jej ojca, porwałeś ją, zraniles fizycznie i przez ciebie przechodziła katusze u Nestora - moje mięśnie od razu napięły się. Dłonie zacisąłem w pięści tak, że skóra na kostkach stała się jasna. Wiedziałem, że w tym momencie moje tęczówki stały się prawie czarne. - Justin jaką masz pewność, że ona nie ucieknie? Może tylko czeka na idealny moment twojej nieuwagi? - Nie wytrzymałem. Moja wściekłość została wypuszczona na wolność. Przepełniony negatywnymi emocjami wszedłem do domu i szybkim krokiem udałem się na górę.Nie zastanawiałem się nad niczym. Nie panowałem na sobą. Teraz kontrolę trzyma nade mną moja źle strona. Killer domaga się rozrywki i ja dostanie. Jak popażony wbiegłem SO mojej sypialni. Na łóżku leżała śpiąca brunetka. Podszedłem do niej i jednym ruchem ręki zrzuciłem ja na podłogę. Jej reakcja była natychmiastowa. Od razu obudziła się i stęknęła z bólu. Dosyć mocno uderzyła o podłogę, ale nie interesowało mnie to w tym momencie.
- Jak kurwa śmiesz planować takie rzeczy po tym, co dla ciebie zrobiłem ty szmato?! - otworzyła szerzej oczy, nie wiedząc co się dzieje. Już ją ci zaraz pokaże co się dzieje.
- Justin o co chodzi?! - Zaczęła panikować. Jej oczy zaszły łzami.
- Jak możesz nie wiedzieć?! Po tym co dla ciebie zrobiłem, masz zamiar zrobić ze mnie debila i uciec?! - Zaczęła kiwać przecząco głową. Chciała wstać z podłogi, ale kopnąłem ją dosyć mocno w piszczel, przez co z powrotem upadła. Zaczęła płakać.
- Justin co ty robisz?! To boli! - Krzyczała i płakała jednocześnie. Biedna, mała szmata. Nie jestem taki głupi jak ci się wydaje. Nie żałuj sobie Justin.
- Ma boleć! Już ją ci pokaże twoją "ucieczkę". Tak bardzo stęskniłaś się za tym co miało miejsce wczoraj i prawie dwa tygodnie temu?! Nie ma problemu mogę odświeżyć ci pamięć szmato! - Wykrzyczałem to w jej stronę dokładając do tego mocne kopnięcie w brzuch. Ciemnooka krzyknęła z bólu i skuliła się, chwytając rękoma za brzuch. Płakała coraz bardziej i bardziej, a mi sprawiało to przyjemność.
- Wracamy do naszej zabawy Shawty. - Podniosłem ja na ręce chcąc przewiesić ja sobie przez ramię. Niestety ona zaczęła się mocno szarpać i wyrywać, przecież co rzuciłem nią o ziemię. Upadła prosto na tyłek. Zaczęła krzyczeć i łapać się za plecy. Widocznie uderzenie było tak mocne, że rozeszło się po kręgosłupie.
- J-Justin proszę przestań! To boli! - Jej prośby abym to skończył, motywowały mnie jeszcze bardziej do działania. Ja się dopiero rozkręcam skarbie.*******************
Ostatni rozdział był strasznie krótki, dlatego rewanżuje się tym oto rozdziałem 17
Kochani niesamowicie dziękuję za 4k wyświetleń! Pniemy się w górę💪 jesteście wspaniali.
Mam nadzieję, że nie zabijecie mnie za rozdział😂💕
CZYTASZ
Greedy//J.B
Fanfiction- Dlaczego mi to robisz? Dlaczego po prostu mnie nie wypuścisz? Przysięgam, że nikomu nic nie powiem. - ostatnie zdanie wypowiedziałam ze łzami w oczach i gulą w gardle. Wiedziałam doskonale że mnie nie wypuści... nie miałam już siły z nim walczyć...